Przerwana monotonia...

17 2 0
                                    

POV SANS

(Ciemno... cicho... ciemniej... ciszej...  ...NS!-)

(Co się stało...? ...SAN-!)

(Gdzie jest Chara...?)

- WSTAWAJ SANS TY LENIWA KUPO KOŚCI! - Papyrus krzyknął, budząc mnie ze snu.

- Aaaaa!? Papyrus!? - Odkrzyknąłem w odpowiedzi, spadając z łóżka. Czułem jak moja głowa jest nadzwyczaj ciężka oraz nie mogłem skupić wzroku.

- Wstawaj Sans nie możemy być spóźnieni na patrol! Co byśmy zrobili, gdyby człowiek się pojawił, a nas by tam nie było! Ja wspaniały Papyrus będę tym, który schwyta człowieka! To mnie będą wychwalać, i to ja stanę się najlepszym królewskim strażnikiem... bla, bla, bla... Wspaniały Papyrus... bla, bla...

Papyrus zaczął mówić swój monolog, tak jak to zawsze się dzieje jak nastąpi reset... Przestałem dawno liczyć, ile to już razy minęło, ile już się tego nasłuchałem. Wybacz mi Paps, ale nie ma takiej siły, która by sprawiła, że znowu będę tego słuchać... Pamiętam tą wypowiedź słowo w słowo...

- Pewnie brachu wiem, że ci się uda! Cóż, jako przykładny potwór powinienem już dawno wybrać się do o jakże mojej ukochanej pracy. Nie czekaj na mnie pójdę na skróty. - Podniosłem z podłogi swoją kurtkę, zarzuciłem ją na siebie, po czym użyłem ,,skrótu''.

W mgnieniu oka pojawiłem się naprzeciw drzwi, które łączyły ruiny z lasem Snowdin. Niepokój nie opuszczał mnie nawet na chwilę, wpatrywanie się w drzwi skręcało moje wyimaginowane kiszki na każdą stronę. W każdym momencie te pieprzone drzwi mogą się otworzyć, a zza nich wypełznie ten demon.

Prawdę mówiąc, nawet nie jestem pewien, dlaczego teraz tu jestem. Czego jestem pewien to fakt tego, że nie dołączę do tej szalonej dziewczyny. - Pieprzona megalomanka... - Powiedziałem pod nosem, spoglądając w śnieg pod mymi stopami. Moje rozmyślenia zostały bestwialsko przerwane przez Charę, która właśnie zaczęła otwierać drzwi.

 - Zjawiłeś się komiku! - Rzekła pełna ekscytacji, jej twarz była ozdobiona już rozpoznawczym dla niej uśmiechem psychopaty. Spojrzałem na nią i od razu me oczy jako pierwsze rozpoznały białe plamy na ubraniach Chary. Proch... Proch tych, którzy już umarli z jej ręki odziewał ją. Zamarłem, poczucie bezsilności jak miliard ton spadło na me barki, miażdżąc jeszcze bardziej moją pękniętą już psychikę.

Chara spojrzała na mnie badawczym wzrokiem, a następnie obejrzała siebie. Jej chichot świadczył o tym, że zrozumiała już przyczynę mego zdołowania. Spojrzała na mnie ze swego rodzaju litością. - Rozluźnij się troszkę Sans, ten proch znaczy nie więcej, niż fakt, że tym razem ci zabrałem parę osób. Parę osób mniej na twoim sumieniu. Następnym razem Ruiny będą twoje partnerze~ - Chara rzekła, przechodząc obok mnie. - Chodźmy nie ma czasu do stracenia, jeszcze wiele przed nami.

Mimo iż rozumiałem każde jej słowo i każdy jej czyn to nie byłem w stanie zrozumieć tego, co moje ciało zaczęło robić. Moje nogi zaczęły same podążać za nią, czułem się jak na smyczy, niezdolny do kontrolowania siebie. Co się dzieje...? Szliśmy wolnym tempem, mimo to, nim byłem w stanie, chociaż częściowo poskładać swe myśli już znajdowaliśmy się przy moim pierwszym posterunku oraz ,,wygodnie ukształtowanej lampie".

- STOP! - Krzyknąłem z całych sił. W końcu udało mi się wyrwać z tego pseudo transu. Chara odwróciła się w moją stronę, widać było, że była zdziwiona mym nagłym wybuchem. - Nie wiem, w jaką grę ze mną pogrywasz, ale wiedz, że nigdy nie będę, taki jak ty! Nigdy nie zniżę się do morderstwa! Ty brudna morderczyni!

- Eh... Sans, jak ty nic nie rozumiesz... Spójrz dookoła siebie, świat już zaczął się zmieniać... Udało nam się złamać pętlę! - Chara wykrzyczała wniebogłosy pełna ekscytacji, po czym się zaśmiała. Z mej perspektywy nie było to w żaden sposób ekscytujące czy śmieszne, natomiast cała ta sytuacja napełniała mnie obrzydzeniem i niepokojem. - Powiedz mi Sans czyż nie jest świetnie poczuć coś nowego?

Uczucie zrodzone z prochu || UndertaleAU || TwistedLoveTale PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz