Nie mogę cię teraz stracić...

13 2 1
                                    

POV CHARA

Sans szybkim krokiem podszedł do mnie i położył swą kościstą dłoń na mym barku. Nagle zaczęliśmy się teleportować. Było to bardzo nieprzyjemne uczucie, świat dookoła mnie się kręcił, a mój wzrok nie umiał się wyostrzyć przez dobrą chwilę. Jak ten szkielet to wytrzymuje? To jest tortura, po to aby ktoś zwymiotował! Obrzydliwe! Po chwili mój wzrok wrócił do normy, mogłam w końcu normalnie widzieć. Zobaczyłam, że znajdujemy się na samym początku mojej morderczej przygody, na łożu złotych kwiatów. Na tym samym, na którym się budzę po każdym resecie. Z jakiegoś powodu jego widok napawał mnie niepokojem.

- Nigdy wcześniej nie byłem tutaj... więc mów, jak mamy iść. - Sans powiedział, wyrywając mnie z mych myśli.

- Pewnie, za mną. - Odparłam skupiając się na drodze.

Zaczęłam wolno chodzić, czułam, że nie mam wystarczająco dużo siły aby iść dalej. Po niecałej minucie upadłam z wycieńczenia na ziemię, nie mogłam ponownie wstać. - Kurwa! Głupie ciało słuchaj się mnie! - Wypełniona złością zaczęłam krzyczeć. Sans stał z boku, przyglądając się mi, widziałam, jak lekko chichotał.

- Poniosę cię. Wydaje się to być dobrym rozwiązaniem, czyż nie? - Wyciągnął do mnie dłoń.

Instynktownie odepchnęłam jego dłoń. Nikt nigdy nie oferował mi pomocy, nie zamierzam jej akceptować, nie teraz. Sans był ewidentnie lekko zdziwiony mym zachowaniem. Wmawiałam sobie, że mogę iść bez niczyjej pomocy.

- No dobra, rób, jak uważasz. - Sans wzruszył ramionami. Wyglądało na to, że miał zmieszane uczucia odnośnie do tej sytuacji.

Wolnym tempem ponownie zaczynam wstawać. Jednakże przy pierwszym postawionym kroku znowu witam się z ziemią i swą bezsilnością. Spuściłam głowę w dół pełna zażenowania. Moje dłonie zacisnęły się, czułam jak złość się we mnie buduje. Gdy podniosłam znowu wzrok przywitał mnie widok pleców Sansa.

- Wspinaj się, idziemy. - Powiedział lekko przedrzeźniając mnie.

Stłamsiłam swą dumę w sobie i wdrapałam się na jego plecy. Zaczęliśmy zmierzać przez Ruiny. Prowadziłam nas przez każdy zaułek i pułapkę które były dla mnie codziennością. Nim się obejrzeliśmy trafiliśmy do domu Toriel. Droga była bardzo spokojna. Widok rozsypanego prochu spowodowany mymi czynami ewidentnie nie przypodobał się Sansowi.

W końcu weszliśmy do środka.

- Są to jakieś pokoje, w których będziesz mogła odpocząć? - Zapytał, rozglądając się.

- Na... lewo... pierwszy pokój... - Zaczynałam się czuć coraz gorzej. Moja gorączka wróciła, i to z podwojoną siła. Nie ukrywam doskwierał mi także głód.

Sans szybko zaniósł mnie do pokoju i położył na łóżku. Mój brzuch zaczął burczeć tak głośno, że rozesłał echo, które odbiło się przez ściany pokoju. Reakcja Sansa na to była dziwna, wyglądało to tak, jakby sobie o czymś przypomniał. Podniósł dłoń i pstryknął palcami, z nie wiadomo skąd nagle przede mną pojawił się talerz pełen Spaghetti wraz z widelcem.

- Zjedz to mimo że jest to kuchnia Papyrusa lepsze to niż nic prawda? W międzyczasie rozglądnę się po domu i znajdę jakąś miskę, trochę wody i ręczniki. Lepiej pozbyć się tej gorączki jak najszybciej. Martwi mnie wizja tego, że jeśli nie zwalczymy jej na czas może być już za późno. - Wyjaśnił, po czym wyszedł w pośpiechu z pokoju.

Poczułam, że się zaczerwieniłam... dziwne uczucie, ale... jest przyjemne...? To, że ktoś się o ciebie troszczy? Spojrzałam na talerz i stało się coś dziwnego... Łza potoczyła się z mego prawego oka przez policzek, lądując na Spaghetti. Szybkim ruchem przetarłam oko, nie potrafiłam wygrać z chęcią uśmiechnięcia się. Zjadłam całe Spaghetti, zadziwiająco nie było takie złe jak myślałam. Odłożyłam talerz na podłogę i udałam się w krainę snów.

Uczucie zrodzone z prochu || UndertaleAU || TwistedLoveTale PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz