XVI

49 3 0
                                    

Wesołego dnia dziecka wszystkim i szczęśliwego miesiąca dumy! <3

.........................................................................................................................

Henrich nie do końca wiedział, czego miał się spodziewać, gdy szedł na wojnę. Jedyne co wiedział po zapoznaniu się z historiami poprzednich starć to pewność, że zobaczy wiele brutalnych obrazów i będzie zmuszony zabijać innych. Akurat tego dnia, gdy wyjeżdżał było zimno, lał deszcz. Tydzień wcześniej żegnał się z Evą. Mimo ich trudnej sytuacji dziewczyna uroniła łzę. Poprosiła go cicho, żeby łatwo życia nie stracił. Uśmiechnął się wtedy smutno do niej i odpowiedział, że to nie od niego zależy, lecz z miłą chęcią pozostałby żywy. Ostatni raz spojrzeli na siebie, ucałował jej dłoń i odszedł.

Młodzieniec szczerze szanował swoją narzeczoną. Podziwia jej upór i odwagę. Przecież już na ich pierwszym spotkaniu przedstawiła głośno swoje myśli! Zazwyczaj z tego co widział młode kobiety, żony były cicho. Mówiły tylko wtedy, kiedy były o to proszone. W innych okolicznościach mąż wypowiadał się w jej imieniu. Jednak blondynka tak nie postępowała. Wyrażała mu jasno swoje zdanie. Była zdecydowanie odważna oraz chyba trochę mu ufa? Wierzy, że nie powie o niej złego słowa jej rodzicom. W zasadzie zależy mu na jej szczęściu. Jeśli nie jest w stanie go osiągnąć z nim niech ma je z kimś innym! Nie zamierza zatrzymywać Evy. Poprosił ją jedynie o dyskrecję - nikt nie może się o tym dowiedzieć. W takiej sytuacji oboje mieliby poważne kłopoty.

- W sumie chyba nie trafię na lepszego narzeczonego to wróć do mnie... - poprosiła ze smutnym śmiechem dziewczyna.

- Postaram się. W końcu też jestem młody, mam jeszcze wiele do przeżycia. - odparł całując jej dłoń. - A Ty, Evo, postaraj się żyć przez ten czas jak najlepiej.

- Obiecuję. - szepnęła spuszczając głowę. Zadrżały dziewczynie ramiona, lecz nie rozpłakała się. Zacisnęła dłonie w piersi i brała głębokie oddechy.

- A kiedy wrócisz... mamy wziąć ślub. - jęknęła kładąc rękę na swojej głowie, lekko ściskając upięte w kok włosy.

- Wiem. - mruknął. Oboje tego nie chcieli. Mieli dopiero 16 i 14 lat, przecież są praktycznie dziećmi! Najprawdopodobniej niedługo po ślubie pojawią się pytania o dzieci, co wtedy odpowiedzą? Że nie są gotowi? Nikogo to nie będzie obchodzić. Jak oni sobie z tym poradzą?

Henrich idąc na wojnę miał w głowie wiele zmartwień. Jak będzie wyglądało jego życie po powrocie? Czy w ogóle przeżyje? A jeśli tak to czy nie dozna poważnych kontuzji? Niech cholera weźmie jego ojca! Sam na wojnę się nie wybiera, ale swojego syna już na nią pcha. Pcha go praktycznie w ramiona Śmierci! Wszystko rozpoczęło się zaledwie mniej niż pół roku temu, a już zdążył się nasłuchać o wielu tragicznych śmierciach... On nie chce tak skończyć. Jako dziecko chciał za wszelką cenę zadowolić rodzica, ale teraz? Nienawidzi go. Nienawidzi go szczerze, z całego serca! Jak śmie robić mu coś tak potwornego?! Ma nadzieję, że przyszłości jego ojciec zdechnie sam, bez bogactw i tytułów. Ma świadomość potworności swoich słów, ale nie obchodzi go to.

Czy jego ojca obchodziło jaką krzywdę mu wyrządza porzucając go w dworku z zupełnie obcymi ludźmi. Nie miał absolutnej pewności, że nie będzie się mu tam działa krzywda. Oddał go jakby nic dla niego nie znaczył. I najprawdopodobniej tak jest. Bo czym jest dla niego? Pewnie niczym. Potem, przez kolejne lata, wymagał od niego jak najlepszych osiągnięć w nauce. Tak, zapewniał mu elitarne gimnazjum oraz prywatnych nauczycieli, którzy uczyli go dodatkowych rzeczy w domu, jednak po co mu to? Jako dziecko nie potrzebował brutalnych uderzeń linijką w dłonie za każdy, nawet najmniejszy błąd. Potrzebował miłości rodzica. Już jako noworodek stracił matkę. Niestety nie przeżyła porodu - zmarła z powodu silnego krwotoku. Nie udało się jej uratować.

Spragniona DuszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz