X

68 5 80
                                    

- ... Nigdy o nim nie zapomniał. On chyba naprawdę myślał o tym, że kiedyś mnie odnajdzie. - zaśmiał się czule mężczyzna na wspomnienie tej sytuacji.

- Proszę, weź to. - szepnął do niego Henrich wręczając mu fotografię.

- Och, co to jest? - mruknął Władek przyglądając się zdjęciu. Był na niej dumnie wyprostowany Niemiec w eleganckim mundurze. Kramer musiał przyznać, że wyglądał naprawdę... Pięknie. - Czemu mi to dajesz?

- Gdyż chcę, abyś o mnie pamiętał i mnie nie zapomniał. - odparł blondyn patrząc prosto w oczy niższego. Chwycił jego bicepsy, żeby móc się do niego nachylić. - Pamiętaj o mnie do końca. Kiedyś Cię odnajdę.

Mimo faktu, iż miał wyjechać dopiero za kilka godzin chodził za starszym nie chcąc opuścić jego boku. Właściwie, przez ostatni tydzień, kiedy tylko miał czas był za nim, przy nim, przed nim. Jak tylko mógł, dotykał go. Tu uścisnął ramię, tam przejechał palcem po udzie, kiedy indziej ścisnął kolano albo położył głowę na ramieniu. Po prostu musiał go czuć. Napawał się dotykiem zanim odejdzie. Bo kto wie, kiedy następnym razem się zobaczą? O ile będzie następny raz!

- Powtarzasz się. - prychnął lekko Polak chowając starannie zdjęcie do kieszeni tak, aby nie zostało ono pogięte. Miał rację, już któryś raz słyszał te obietnice.

- Zaraz przed moim odjazdem Ci o tym również przypomnę. - obiecał blondyn zjeżdżając rękami do łokci drugiego. Rozluźniał i zaciskał palce na chudym ciele. Nie wiedział chyba, czego chce. Co chce zrobić? Zrobił krok do przodu tak, że ich piersi się stykały, a jedną nogę wsunął między uda mniejszego. Policzek oparł o kark Władysława szepcząc coś do siebie. Starszy nie rozumiał, co mówił. Było to powiedziane chaotycznie. Z pośpiechem, a on skupił się na tym, żeby obserwować otoczenie, czy ktoś z ich kompanii nie jest przypadkiem gdzieś blisko i ich nie obserwuje.

- Obiecujesz? - dopiero to słowo zrozumiał. Ale co miał mu obiecać?

- Em, o co Ci chodzi, Henrich? - spytał i poruszył głową co spowodowało, iż lekki zarost młodszego połaskotał jego skórę. Zadrżał na to. Czy się mu zdawało, iż usłyszał śmiech? - Nie rozumiem, co powiedziałeś. Powtórz proszę.

- Po prostu obiecaj. - poprosił König ignorując niejako prośbę niższego i uniósł swoją twarz. Ponownie przypadkowo otarł się o policzek rolnika, a może to nie był przypadek? Czemu znowu zadrżał? Dlaczego w taki sposób reaguje na kontakt z tym niemieckim szlachcicem? - To nic złego, przysięgam.

- W porządku, obiecuję. - westchnął szatyn ufając młodszemu na tyle, że nie miał na myśli czegoś złego. Przecież nie chciałby go zranić, prawda? On ufał Niemcowi, a ten ufał jemu. Nie zadadzą sobie świadomie bólu. Starszy położył miękko palce na szyi drugiego po ponownym upewnieniu się, iż są sami. Jak są sami mogą sobie pozwolić na takie zachowanie. Przy innych, Polak nigdy nie zdobyłby się na odwagę by coś takiego uczynić. Bał się osądu innych.

Jego kompletnym przeciwieństwem w tym jest Henrich. Gdyby nie zakazy starszego stale by go jakoś obejmował. Nieraz został zbesztany za to, lecz wystarczyło jedno przepraszające spojrzenie, pieszczota na nodze, gdy inni spali w czasie ich warty i Polak mu wybaczał. Dlaczego nie umiał być na niego zły? Zawsze mu wybaczał. Chociaż... Jak by mógł mu nie wybaczyć, kiedy robił tak smutną minę i go przepraszał? Prosił, aby mu wybaczył... Jedno jego muśnięcie na swoim ciele, na ramieniu, udzie i już miał jego przebaczenie. Może i była to manipulacja, a on jej ulegał, jednak nie wiedział, jak z tym walczyć. O ile musi z tym walczyć. Nie, nie musi. Po co miałby to robić?

Spragniona DuszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz