V

83 3 39
                                    

Niemiec jeszcze spał, zanim obudziło go szarpnięcie za ramię. Przez chwilę musiał się zastanowić, gdzie w ogóle jest. Dopiero głos jego... Kolegi? Przyjaciela? Pozwolił mu na przypomnienie sobie, że przecież jest razem z nim w Polsce. We wsi nie tak daleko od Warszawy.

- Wstawaj. - powiedział Polak do swojego kompana z zachodniego państwa, aby go obudzić. - Tata zrobił śniadanie.

- Guten Morgen... - ziewnął Joseph przeciągając się. Kiedy dopiero otwierał oczy zdawało mu się, jakby po ciele Staśka przebiegł dreszcz. Było mu zimno? W sumie kwiecień nie jest taki ciepły. - Mm, która godzina?

- Coś po 5. - odpowiedział ze wzruszeniem ramion Leon, a jego policzki były rumiane. - Inaczej rzecz ujmując, jest ta godzina, o której mniej więcej i tak normalnie wstajemy.

- A myślałem, że na urlopie się wyśpię... - westchnął siadając ociężale. Jeszcze sennie obserwował, jak już ubrany w dziennie ubrania Stasiek odsłania okna. ... On zawsze tak dziwnie się wyginał? Ech, nieważne!

- Joseph, jesteśmy na wsi. Tu się zawsze wcześnie wstaje. Tutaj robota się zawsze jakaś znajdzie! Tak, gadasz, jakbyś nigdy na wsi nie był. - prychnął odwracając się do niego. Założył ramiona na piersi i przeszedł koło niego kierując się w stronę drzwi. - Przyjdź za jakieś 15 minut, dobra?

- Mhm... - ziewnął Niemiec zwlekając się z o dziwo wygodnego łóżka. Albo po prostu był potwornie zmęczony i to dlatego tak dobrze się mu spało. Pamiętał, że śnił o czymś przyjemnym, tylko za nic w świecie nie mógł sobie przypomnieć o czym!

Zgodnie z obietnicą pozbierał się w kwadrans i skierował do kuchni. Na stole leżały gotowe kanapki z masłem, białym serem i odrobiną mięsa, a w kubkach coś parowało. Mimo wszystko, takie śniadanie na tle małej, uroczej wiejskiej kuchni prezentowało sie bardzo apetycznie. Pan Władysław ciął coś jeszcze przy blacie, a jego syn już siedział przy stole.

- Dzień dobry. - przywitał się z panem tego domu oraz usiadł na przeciwko kolegi z pracy.

- Ach, dzień dobry! Josephie, jak Ci minęła noc? - zapytał odwracając się do niego z czułym uśmiechem na ustach. - Mam nadzieję, że się wyspałeś.

- Tak, wyspałem się. Dziękuję bardzo. Będąc szczerym, dawno nie spałem tak dobrze. - przyznał poprawiając szybko włosy.

- Ach, nawet nie wiesz, jak miło mi to słyszeć! - powiedział szczęśliwie Pan Władysław, a następnie wskazał na kanapki leżące na stole. - Proszę, częstuj się. W kubku masz miętę, która pomoże Ci z trawieniem.

- Och, warto wiedzieć. - mruknął dopiero teraz czując charakterystyczny zapach rośliny. Sięgnął po jedną z kromek, następnie ją gryząc. O Jezu. Dawno nie jadł tak domowego śniadania! Naprawdę, nawet u siebie, w rodzinnym domu jego rodzice nie gotowali. Zawsze kucharki coś przyrządzały. I co prawda dania były smaczne, ale to... To było robione z uczuciem, żeby wszystko było idealnie, jak i proste. Jak coś tak prostego, może być tak wyśmienite?
Tak, jadł wczoraj tu kolację, lecz przez te wszystkie emocje związane ze szczęściem jego kompana nie mógł się skupić na smaku. Teraz nie może nie docenić, jak dobre to jest.

- Smakuje? - zapytał syn jedząc własną kanapkę. Śmiał się pod nosem widząc, jak oczy Niemca rozszerzają się, zanim zaczął szybciej jeść chleb z dodatkami. To był naprawdę widok warty zobaczenia. Twardy, niemiecki żołnierz rozczula się nad kawałkiem chleba z masłem, serem i mięsem. Naprawdę, on nigdy takiego czegoś nie jadł?

- Ja. - przytaknął po niemiecku, co dla Stasia było znakiem, że mówi prawdę. Przez te wszystkie miesiące, które spędził przy boku blondyna zauważył, że jeśli w czasie rozmowy z nim odpowie na pytanie w sowim ojczystym języku oznacza, iż w 100 procentach ma na myśli to, co mówi.

Spragniona DuszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz