ROZDZIAŁ PIĄTY...

23 6 4
                                    

Obudziłam się o wschodzie słońca. Długo potem, Emilia przyszła do mnie ze świeżym ubraniem, który od razu gdy wyszła ubrałam. Kobieta dała mi przepiękną, błękitną i przewiewną sukienkę. Bardzo się ucieszyłam bo dawno nie miałam na sobie czegoś tak ładnego. W kastach ubieramy się w suknie tylko na specjalne okazje, które są rzadko. 

Gdy poszłam do kuchni, spotkałam tam robiącą coś Emilię.

- Dzień dobry, co robisz Emilio? - Zapytałam uprzejmie.

- Kanapki, chcesz mi pomóc?

- Chcę.

Podchodzę do kobiety.

- A jak się robi "kanapki"?

Emilia wybuchła śmiechem, który od razu próbowała stłumić.

- Wybacz, ale rozśmieszyłaś mnie tym pytaniem. Chodź, pokażę ci.

Kobieta zaczęła mnie instruować i uczyć jak robić kanapki z majonezem, sałatą i szynką. Szło mi całkiem nieźle, chyba. Ale jedna z kanapek się mi rozwaliła i szynka zleciała na podłogę. Ale Emilia powiedziała że nic się nie stało i zaraz to pozbiera i abym ja dalej robiła kanapki. Więc kontynuowałam robotę, udało mi się w tym czasie zrobić siedemnaście kanapek. Kobieta była pod wrażeniem.

Jestem strasznie uradowana że kobieta mnie pochwaliła.

jestem tak pod jarana że nie zauważyłam że moja ręka zaczęła być bardzo ciepła, a gdy się zorientowałam zobaczyłam że dłoń mi stanęła w płomieniach. Znaczy wydaje mi się że to ogień bo na lekcjach z życia lądowego mówili coś o tym, i ten ogień tu wygląda niemal identycznie, jak ten który na obrazkach pokazywali nam uczeni.

- Boże przenajświętszy! Twoja ręka Irys się pali! - Wrzasnęła kobieta oblewając mnie wodą. Ale ta woda była jakaś dziwna, nie była słona... ale zniknęła ogień.

- E... ciekawe jak się zapaliła... - Odezwałam się.

- Pokaż - Emilia chwyciła moją dłoń i zaczęła ją oglądać - dziwne, nie ma śladu oparzenia... hm...

Nie pierwszy raz spotykam się z czymś takim jak oparzenie, podobno w szpitalach 2/10 syren ląduje z powodu oparzenia przez gorącą wodę lub styczność z wulkanami wodnymi, czy oceanicznymi? Nie pamiętam jak się dokładnie nazywały, ale w każdym razie ja nigdy nie widziałam oparzenia, podobno syreny po czymś takim wyglądają okropnie, i bardzo nie wiele z nich wygląda normalnie.

- Grunt że nic ci nie jest, a teraz możemy zapakować trochę kanapek dla Indienka, a potem trzeba się wziąć za sprzątanie. A reszta kanapek dla nas. - Oznajmiła.

- Indienka? - Zapytałam.

- No dla Indygo. Nazywam go tak już od dawna, i ciężko mi się odzwyczaić. - Emilia przerwała i zaczęła szukać czegoś w szufladzie którą wcześniej otworzyła. - Jest - Położyła na blat jakąś błyszczącą i długą rurkę. - Teraz będziemy zawijać kanapki folią aluminiową. 

Urwała duży i prostokątny kawałek foli która była zawinięta w rurkę, i zaczęła owijać nią kanapkę tak jak mówiła. Zaczęłam się przyglądać by jak nadejdzie moja kolej niczego nie spartaczyć.

Kobieta po chwili urwała podobny kawałek dla mnie, i ja próbując powtórzyć jej ruchy zaczęłam zawijać kanapkę.

Oczywiście wyszło jakoś krzywo i teraz wygląda to jak jakaś gruba ryba. 

- Em, bo coś mi nie wyszło - Zwróciłam się do kobiety.

- Nic się nie stało, przecież i tak dalej jest jadalna, a kształt nie ma znaczenia. - Pocieszała mnie kobieta.

W godzinę (nie wiem ile to ale Emilii powiedziała że to jest sporo ale jednak nie tak długo jak na przykład pół dnia) udało się nam zapakować wszystkie kanapki i zrobić pranie oraz pozmywać naczynia. Potem przyszedł Indygo.

- Cześć.

- Gdzie byłeś? - Zapytałam.

- No... w sklepie, i pomagałem takiemu sąsiadowi.

- Indienku, zrobiłyśmy ci kanapki do pracy.

Chłopak spojrzał na kobietę.

- Na litość Boską, nie mam już dziesięciu lat żeby mnie tak nazywać, ale dzięki za kanapki - Podszedł do Emilii by wziąć małe pudełko wypełnione kanapkami. W sumie nie takie małe skoro zmieściło się tak aż sześć kanapek.

- Nie przesadzaj, a po za tym podziękuj też Irysie bo ona zrobiła większość tych kanapek.

- Dziękuję o wielka Irys - Chłopak ukłonił się. 

- Nie ma za co - Uśmiechnęłam się mimowolnie - Ale wiesz że nie mówisz się kłaniać?

- Nie muszę ale mogę... - Westchnął teatralnie.

- Dobra dzieciaki, koniec tego przedstawieni czas się wziąć za robotę. - Przerwała nam Emilii.

Indie przewrócił oczami i włożył pudełko z kanapkami do torby którą miał przy sobie.

- To  pa pa, ja idę pracować i zarabiać nam na chleb do kanapek. - Powiedział i wyszedł.

- Pa pa. Em... co teraz będziemy robić Emilii? - Zwróciła się do kobiety.

Od tej pory prawie cały dzień sprzątałyśmy, w między czasie robiłyśmy sobie też jakąś przerwę. Ale i tak gdy był już późny wieczór byłam tak zmęczona że jak tylko mogłam usiąść to miałam wrażenie że nie wstanę.

Potem wrócił Indygo i zjedliśmy kolację oraz trochę pogadaliśmy. Potem poszliśmy do swoich pokoi spać.

Tak też wyglądał następny tydzień.

The Song Of Smoke And NightmaresOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz