Rozkwit umarłych

18 1 0
                                        

Artemida ukrycie marzyła o swoich kochankach. W każdym mężczyźnie z zielonymi oczami widziała Apolla, a gorące pragnienia nie dawały zapomnieć o Erosie. Urywając nicie przywiązania wcale się nie uwolniła. Plątała się po pustych uliczkach swego serca, gdzie była pogrzebana pamięć o pierwszych uczuciach. Młoda bogini czuła się gotowa na nowy etap w swoim życiu. W glebie na jej pustkowiu znalazło się coś, co już kiedyś próbowało zapuścić korzenia. Eros nie mógł tak łatwo zapomnieć o niszczącej kobiecie. Plaga nieszczęść spadła na jego potarganą duszę. Myśli go goniły i nie pozwalały zmrużyć oka, a kiedy w końcu zasypiał, to nieustannie widział ją w snach. Religia, w którą wierzył napędzała i niszczyła, niosła ze sobą ogromną moc. Wyrzekł się wszystkiego, stawka była bardzo wysoka. Chciał zaryzykować dla ostrej niczym sztylet kobiety. Przez tak ogromny ból nie mógł normalnie żyć. Klatka Westy nie zatrzymała go przed ucieczką do ukochanej. Jak silne uczucia musiał przeżywać, skoro zrezygnował ze swojej pierwotnej wybranki i udał się do świątyni Artemidy. Zostawił los ogniska domowego bez nadzoru, nie mógł opuścić Westy, ale mógł sprawić, że ona opuściłaby jego. "Poświęcę się, oddam swój honor, oddam nawet imię, żebyś zauważyła me uczucia." 

Zaczęło kiełkować drzewko Erosa. Wiosna nadeszła i musiałam przygotować mój sad do dalszych pór roku. Tym razem chcę zebrać obfite plony. Mężczyzna, który pokazał mi jaką cudowną może być bliskość powrócił. Okazało się, że nawet nigdy nie znikał. Sam nałożył na siebie karę samotności. Nie mogłam sądzić go, ale ukrycie myślałam, że należało mu się. Zignorował swoją niewiastę i ponownie próbował znaleźć zalążek uczuć w mym sercu. Tym razem się nie mylił. Byłam gotowa na wrażliwość. Niestety Westa sprawiła, że nie tylko u niej zjawiły się nowe pragnienia i granice, ale również u mnie. Odbiłam tę piłeczkę i pokazałam, że chcę go zachować tylko dla siebie, a jeśli się nie odda, to już niczego więcej nie będzie. Nie pozwolę podkarmiać sąsiadów owocem z mego sadu. 

Eros był dotknięty kryzysem, tak dąsającego się jeszcze go nie widziałam. Moja osoba sprawiła, że jeszcze bardziej się zasmucał. On wiedział, wiedział o wszystkim, co dotąd mnie spotkało. Opowiedziałam mu o tym gorącym letnim romansie, a on ściskając zęby próbował przełknąć tę informację. Zbliżyliśmy się, byliśmy prawdziwi, nie ukrywaliśmy niczego. "Jeśli wybierzesz tę ścieżkę, będzie tylko gorzej, obiecuję ci, że będziesz się męczyć, będzie okropnie trudno."  Byłam szczera, chciałam, aby wiedział na co się pisze. "Będę się męczyć, będzie mi trudno, ale póki będziesz ze mną, to przeżyje wszystko." Być może to był odpowiedni człowiek, ale nie w odpowiednim czasie. Łzy pragnęły opuścić wstrzymujące je powieki, siedzieliśmy w środku opustoszałego nocnego miasta, delikatny deszcz głaskał nasze policzki,  co sprawiło, że nikt by nie zauważył większych kropel spadających od oczu w dół. Byłam surową i okrutną wobec niego, ale nade mną też nikt się nie zlitował. Eros nie pokazywał szczerych emocji nikomu, a ja pragnęłam wyciągnąć z niego jeszcze więcej, wycisnąć wszystkie soki uczuć z jego obecności. "Płacz." On powiedział, że tego nie zrobi. Zbliżyłam się, złapałam dłońmi jego twarz i powtórzyłam. "Płacz. Płacz tu i teraz."  On pierwszy raz zdjął swoją zbroje, był bezradny i niewinny niczym dziecko. Ujęłam go w ramiona, duży mężczyzna zalewał się łzami wtulając się w moją pierś. To był najbardziej szczery moment między nami. Poczułam odpowiedzialność, nie pozwalałam mu oderwać się od mojego ciała. Chciałam być jedyną osobą, która mogłaby kiedykolwiek go skrzywdzić. "Wybacz za moje okrucieństwa, ale tylko takim sposobem da się sprawdzić na ile cię stać". Co czułam? Nie wiem, jakąś dziwną radość, o której nie mogę teraz zapomnieć. 

Eros bał się zrobić coś nie tak, każdy zły ruch mógł sprawić, że Artemida odwróciła by się na zawsze. Był delikatny, nie chciał namiętności, pragnął tylko wzajemność, jakiegoś małego znaku nadziei, która ułatwiła by mu sprawę. Wtulał się w nią, bo czuł się bezpiecznie. Paradoksalne, gdyż to właśnie ona mogła go zniszczyć. Nie obchodziły go totalnie żadne konsekwencje, bo ona i tak już przyszła i zdemolowała poukładane życie niczym huragan, a może tylko pomogła odsłonić to, co zawsze było ukrywane na dnie oceanu. W każdym razie obdarowywał ją czułymi pocałunkami, trzymał tak mocno, bo bał się że zniknie niczym sen. Był szczęśliwy, bo mógł być z nią na samotności, ale nieodwzajemnione gesty bolały mocniej niż był w stanie sobie wyobrazić. Jest bohaterem tragicznym. Fatum nie tylko goniło się za Erosem, pod swoje wielkie skrzydła niesprawiedliwości zabierało również Artemidę. 

Oddałam mu pocałunek, jeden mały, szybki,  ale tak wiele znaczący pocałunek. On rozkwitł. Ponownie zaświecił nadzieją i entuzjazmem.

ArtemidaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz