Rozdział XVI „Śnieg w lecie"

23 10 0
                                    

Złote promienie przebijały się przez gęste korony drzew, tworząc migoczące wzory na ziemi. Everett i Blancius, wypoczęci po nocy spędzonej nad rzeką, ruszyli w dalszą wędrówkę. W powietrzu unosił się świeży zapach lasu, a śpiew ptaków zdawał się dodawać im otuchy.

Łowca przypomniał sobie słowa tajemniczego mnicha, który odwiedził go w lochu przed egzekucją. Duchowny, o twarzy ukrytej w cieniu kaptura, szeptem instruował go, by po ucieczce do Czarnej Kniei udał się na południe, gdzie znajdzie grotę, oferującą schronienie. Everett nie miał powodu, by wątpić w słowa zakonnika, który już raz uratował mu życie, pomagając w ucieczce z więzienia.

— Jak trafimy do tej jaskini bez mapy? — zapytał książę, nie kryjąc obaw.

Everett uśmiechnął się zawadiacko, jego oczy błyszczały pewnością siebie.

— W nocy obserwowałem ułożenie gwiazd na niebie. Teraz możemy kierować się ruchem słońca. Nie mamy innego wyjścia, musimy zaufać tym wskazówkom.

— A czy ufasz temu duchownemu? Znam bardzo dobrze wszystkich, pamiętam każde imię
i nigdy nie słyszałem o bracie Cedricu przebywającym na zamku. — kontynuował Blancius,
a jego głos zdradzał lekką niepewność.

— Nie mam wyjścia — odparł łowca. — Musimy wierzyć, że jego intencje są szczere.

Wspólnie dosiedli gniadego konia. Blancius usiadł z przodu, a Everett tuż za nim. Dotyk muskularnych ramion łowcy, obejmujących go solidnie, wywoływał w księciu mieszane uczucia. Czuł się niezwykle bezpiecznie, a jednocześnie bardzo zawstydzony. Everett nie mógł oprzeć się widokowi białej szyi i czarnych pukli włosów księcia, jego pożądanie zaczęło narastać z każdą chwilą. Pragnął dotknąć go jeszcze bardziej, dużo mocniej i czulej. Chciał poczuć pod palcami gładką skórę tego pięknego młodego mężczyzny, który coraz bardziej obezwładniał go swoim urokiem.

Blancius poczuł ciepło ciała Everetta, przenikające nawet przez warstwy odzieży
i otulające go niczym kojący płomień. Każdy ruch konia sprawiał, że ich ciała ocierały się
o siebie. Bladolicy chłopiec czuł, jak jego serce bije szybciej, a oddech staje się cięższy. Był rozdarty między pragnieniem a nieśmiałością.

— Czy czujesz się bezpiecznie Blan? — zapytał Everett cicho, niemal szeptem, wprost do rozpalonego ucha księcia.

— Tak, dzięki tobie. — słowa te wypełniły muskularnego mężczyznę mieszanką radości
i odpowiedzialności.

Blancius, choć zawstydzony, odważył się obrócić głowę i spojrzeć na Everetta. Ich spojrzenia spotkały się, a w oczach księcia, łowca dostrzegł coś, co przypominało odbicie jego własnych uczuć. Była to mieszanina pragnienia, niepewności i nadziei.

— Everett... — zaczął Blancius, ale słowa ugrzęzły mu w gardle. Łowca tylko uśmiechnął się ciepło, delikatnie przyciągając księcia bliżej siebie.

— Wszystko będzie dobrze mój książę. Obiecuję. Nie pozwolę, by cokolwiek cię skrzywdziło. — szepnął głosem pełnym czułości.

Las wokół nich był gęsty i pełen życia. Słychać było szelest liści, odgłosy zwierząt przemykających wśród drzew i szum wiatru. Słońce zaczęło wznosić się coraz wyżej na niebie, a droga stawała się jeszcze bardziej wyboista. Nagle, ku ich zdziwieniu, runo leśne pokryło się białym, lśniącym puchem.

Everett zsiadł z konia, badawczo przyglądając się temu zjawisku. Jego oczy rozszerzyły się ze zdziwienia.

— To śnieg — powiedział pełen niedowierzania. — Śnieg w środku lata!

— Jak to możliwe? – Blancius również zeskoczył z konia i zbliżył się do białych kopczyków.

— To musi być magia. — ocenił łowca.

Everett przykucnął, by dokładniej przyjrzeć się śniegowi. Jego chłodne drobinki topiły się na dłoni, pozostawiając mokre plamy. Mężczyzna zamyślił się, próbując pojąć, co to mogło oznaczać. Było to niepokojące, ale także fascynujące.

— Musimy ruszać dalej, natychmiast — powiedział w końcu, podnosząc się z ziemi. — Grota na pewno nie jest daleko, a powinniśmy tam dotrzeć, zanim nadejdzie noc. To jedyna szansa na bezpieczne schronienie w tej okropnej puszczy.

Wsiadł z powrotem na konia, a Blancius usadowił się na nowo przed nim. Uważnie rozglądając się na wszystkie strony, kontynuowali swoją podróż. Śnieg wciąż leżał na ziemi, lśniąc w promieniach słońca. Everett czuł, że coś niezwykłego i niebezpiecznego czai się
w cieniu drzew i ich obserwuje, ale nie mógł tego dostrzec.

Baśń o Magicznym Zwierciadle i Zatrutym JabłkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz