Rozdział 11 | Panno Reynolds

1.6K 175 405
                                    

Obudziłam się dopiero po kilku budzikach. Trudno było mi się podnieść z łóżka. Wstawanie o tak wczesnej porze zdecydowanie nie było dla mnie. Od zawsze byłam typem sowy i nocnym markiem. Najlepiej malowało oraz tworzyło mi się w nocy. Myślę, że większość artystów tak ma. Trudno jest udać się w krainę odpoczynku, bowiem noc jest wyjątkowo inspirująca. To w późnych godzinach, gdy całe Birmingham i jego mieszkańcy pogrążeni byli we śnie, do mnie przychodziły najlepsze, malarskie pomysły. Cóż mogłam poradzić na to, że moja wena twórcza uaktywniała się właśnie wtedy, gdy inni odpoczywali. Mogłam jedynie się jej poddać.

Moja matka nigdy nie lubiła, gdy malowałam, ale najbardziej przeszkadzało jej, gdy robiłam to w nocy. Zawsze celowo gasiła mi światło, żeby odciągnąć mnie od płótna. Potrafiłam sobie z tym radzić. Tworzyłam przy świeczkach. Nie zważałam na to, że uszkodzę sobie wzrok. Moja pasja była dla mnie całym światem. Wszystkim, co miałam.

Nie wiedziałam, czy Collins celowo wybrał dla mnie tak wczesną godzinę na rozpoczęcie pracy, by zrobić mi na złość, czy był to jedynie zwykły przypadek, ale byłam na niego wściekła. Od początku ze mną pogrywał. Czułam to. Po raz kolejny w moim życiu, ktoś decydował za mnie i nawet nie pytał mnie o zdanie. Moje uczucia i potrzeby znów nie miały znaczenia. Praca w policji nie była szczytem moich marzeń. Wręcz przeciwnie, była ostatnim miejscem, do jakiego złożyłabym swoje cv. Najchętniej w ogóle, bym tam dzisiaj nie poszła, ale bałam się, że w tym mrocznym mieście ludzie nie byli dobrze nastawieni do przyjezdnych. Odczułam to już wtedy, gdy szukałam noclegu. Mieszkańcy bali się kłopotów i woleli się trzymać z daleka od osób, których nie znali. Gang Joka zastraszył wszystkich. Całe miasto zaczynało wpadać w swoistą paranoję. Obawiałam się, że nie uda mi się znaleźć żadnej pracy. Wątpiłam, by ktokolwiek dał mi szansę na zatrudnienie, a wiedziałam, że prędzej, czy później będę potrzebowała pieniędzy. Wszak, środki na moim koncie kiedyś się skończą. Jeżeli miałam tu spędzić prawie pół roku, musiałam mieć pracę. Byłabym niespełna rozumu, gdybym odrzuciła teraz propozycję Collinsa. Nie ufałam mu, coś mi w nim nie pasowało, ale nie miałam innego wyboru, jak poddać się jego grze. Choć kompletnie mi się to nie uśmiechało, to mogła być moja jedyna szansa na zdobycie gotówki.

Najgorsze w tym wszystkim było to, jak reagowało przy nim moje ciało. Jeszcze nigdy żaden mężczyzna nie wpędzał mnie w takie zakłopotanie. Na samo brzmienie jego głosu dostawałam gęsiej skórki. Moje zakończenia nerwowe płonęły. Może zwariowałam, ale jego władcza postawa naprawdę działała na moje zmysły. Ogień, który od niego bił, stawał się uzależniający. Był samcem alfa, jasno określał swoje terytorium, a ja... stawałam się dziwnie podatna na jego zagrywki. Odkąd związałam się z Jamesem, marzyłam o tym, by poznać kogoś, kto rozbudzi wszystkie moje ukryte pragnienia i pomoże mi uwolnić się od rodziny Moore'ów. Collins taki był. Od pierwszej chwili, gdy nasze spojrzenia zetknęły się w chmurze dymu, wiedziałam, że było w nim coś, czego nie miał żaden inny mężczyzna, jakiego spotkałam na swojej drodze. Był dupkiem. Był arogancki i egocentryczny, ale miał rację. Ryzyko i mrok bywały intrygujące. Wczorajsza sytuacja na tarasie idealnie mi to pokazała. Moje ciało było spragnione pieszczot i bliskości, a ten tajemniczy mężczyzna... dotykał moich wrażliwych strun. Wstydziłam się tego, ale naprawdę czułam przy nim podniecenie.

Może właśnie wpadałam w jego zasadzkę?

Musiałam, jak najszybciej zacząć z tym walczyć. To było zbyt niebezpieczne.

Miałam wrażenie, że to miasteczko stało się dla mnie pułapką bez wyjścia. Byłam tu uziemiona, aż do procesu sądowego. Oczywiście mogłabym machnąć na to wszystko ręką i tak, jak planowałam, wyjechać do Louisville, albo jeszcze dalej, ale nie potrafiłam tego zrobić. Sumienie mi na to nie pozwalało. Czułam, że powinnam tutaj zostać i dopilnować, by sprawcy tego terroru, którym owładnięci byli mieszkańcy Ashland, zostali ukarani. Tu już nie chodziło tylko o mnie i o to, co mnie spotkało. Chciałam upewnić się, że nikt, już nigdy nie straci życia w tak bestialski sposób, jak ten mężczyzna, którego ciało widziałam w dniu mojego porwania. Byłam przekonana, że moje zeznania i obecność naprawdę mogą pomóc. Nie wybaczyłabym sobie, gdybym teraz wyjechała i zostawiła tę sprawę nierozwiązaną. Coś nie pozwalało mi odpuścić. Taka już byłam. Nigdy nie wierzyłam w horoskopy, ale jedna rzecz, która określała mój znak zodiaku, była prawdą. Jak typowa waga, zawsze łaknęłam sprawiedliwości i czasami dążyłam do niej nawet za wszelką cenę.

Nie pozwól mi zniknąć  | +18  [ZAKOŃCZONE] ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz