Rozdział 13 | Collins nie jest wolnym strzelcem

1.4K 197 232
                                    

Do rana prawie w ogóle nie mogłam zmrużyć oka. Zachowanie Collinsa naprawdę mnie przestraszyło.

A co, jeśli się pomyliłam i zaufałam niewłaściwemu człowiekowi? To, że był szefem policji o niczym nie świadczyło. Ten mężczyzna roztaczał wokół siebie mrok. Nie był kimś, kogo można było spotkać w sąsiedztwie, podczas spaceru z rodziną w parku, czy w uroczej kawiarni na rogu przedmieścia. Raczej był kimś, kogo spotyka się w środku nocy, w ciemnej uliczce, o niewłaściwej porze i czasie. Tam, gdzie szuka się kłopotów i, gdzie przez przypadek się w nie wpada. Kimś, kto nie pojawia się znikąd, ale wyłania się z cienia i zjawia się zawsze w porę. Był gliną, stróżem prawa i szefem, któremu podlegali inni funkcjonariusze, ale sprawiał też wrażenie kogoś, kto nie stał po jednej stronie barykady.

Widziałam, jak zmieniły się jego oczy, gdy nakrył mnie pod pokojem, do którego zabronił mi wchodzić. Nie wiedziałam, co tam się znajdowało, ale musiało być to coś cholernie ważnego, bo jego wściekłe spojrzenie przeszyło mnie do szpiku kości. Każda cząstka mojego ciała odczuła mroźny powiew jego gniewu. Zmienił się. Jego twarz była surowa, pozbawiona emocji. Nie patrzył na mnie tak, jak wcześniej. Przez chwilę miałam wrażenie, że naprawdę mi zagraża. Ciało miał napięte do granic możliwości, a pięści zaciśnięte tak mocno, jak wtedy, gdy na moich oczach łamał palce Emmersonowi. Wystraszył mnie. Jego błyszczące w ciemności tęczówki pochłaniały mnie, sprawiając, że po moim kręgosłupie przetaczały się dreszcze.

W tej historii od początku było zbyt wiele niewiadomych.

Szybkie odnalezienie mnie przez Collinsa w chmurze dymu, podczas obławy w opustoszałym budynku, tajemniczy ratunek w trakcie drugiej próby porwania, niezrozumiała ucieczka Emmersona i ten cholerny gang Joka, który swoją nazwę wziął od smoka. Takiego samego symbolu, który Collins dumnie wytatuował sobie na dłoni. Gdy chcemy coś ukryć lub, gdy coś jest dla nas mało znaczące, nakreślamy to w niewidocznym miejscu. Jego tatuaż zdobił zewnętrzną stronę jego prawej dłoni. Skurczybyk chciał, by inni go widzieli.

Miałam kłopoty. Czułam to.

Nie byłam tu bezpieczna.

Dlatego... postanowiłam zaryzykować i postąpić wbrew temu, co obiecałam Trevorowi. Jeśli popełnię błąd, to z odwagą wezmę odpowiedzialność za wszystkie konsekwencje, które sobie teraz naważę. Muszę zrobić coś, co przechyli w tej grze szalę na moją stronę.

Nie złożę zeznań u Collinsa. Złożę je na komisariacie. Jeszcze dzisiaj.

Zmęczona, zerknęłam na ekran komórki. Po wyjeździe z Birmingham usilnie myślałam o tym, by zmienić numer telefonu. Chciałam odpocząć od swojej przeszłości i mieć szansę na spokojną przyszłość, ale okazało się, że nie było to konieczne. Od kilku dni nikt już do mnie nie dzwonił. Ani moje kuzynki, ani Josephine. Nawet moja matka już odpuściła. Choć powinnam się cieszyć, czułam bolesny ucisk na sercu. Nie sądziłam, że tak szybko o mnie zapomną.

James od czasu mojej ucieczki nie odezwał się ani razu. Byłam zaskoczona, bo myślałam, że będzie chociaż chciał mi wygarnąć i powiedzieć, co leżało mu na żołądku. Nie bałam się wyzwisk. Byłam gotowa się z nimi zmierzyć. Jednak cisza z jego strony była dla mnie jeszcze mocniejszym policzkiem. Byłam już pewna, że dla tego mężczyzny byłam jedynie niezauważalnym tłem. Teraz, gdy się rozmyło, nie stanowiło dla niego żadnej wartości. Zapewne już niedługo znajdzie sobie lepsze zastępstwo. Niepasujący fragment układanki zniknął. Każde z nas poszło w swoją stronę.


                                                  ~*~

Nie pozwól mi zniknąć  | +18  [ZAKOŃCZONE] ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz