Rozdział 28 | Musisz wracać do Birmingham. Natychmiast.

1.5K 211 439
                                    

Widziałam już na twarzy Trevora różne emocje, ale byłam pewna, że w takim stanie, jak teraz, nie widziałam go jeszcze nigdy. Moja obecność w zakazanym pokoju, wśród dokumentów, które ujawniały jego tajemnice, naprawdę go zszokowała. Dało się odczuć, że zupełnie się tego nie spodziewał. Nie sądził, że odważę się na taki krok, a może nawet nie wierzył, że mi się to uda?

Przez chwilę w ogóle się nie poruszał. Jego powieki i usta nawet nie drgnęły. Wiedział, że został zdemaskowany. Z każdą upływającą sekundą, na tle jego ciemnych oczu zaczynała rodzić się złość. Był na mnie wściekły. Czułam to. Był wściekły, bo złamałam główną zasadę, której łamać nie powinnam. Był wściekły, bo zdeptałam jego zaufanie, za nic mając spędzone wspólnie ostatnie tygodnie. A przede wszystkim, był wściekły na siebie, że mi na to pozwolił.

Jego oczy błyszczały niebezpiecznie, przez co natychmiast się spięłam, ale byłam zbyt rozżalona, by obawiać się konsekwencji. Zupełnie mnie to teraz nie obchodziło. Ból potęgował się w moim wnętrzu i stawał się coraz trudniejszy do zniesienia. Z moich oczu bezwiednie płynęły łzy. Nie byłam w stanie tego powstrzymać.

Patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Przestrzeń między nami gęstniała. Gdzieś pod powierzchnią gniewu Trevora zaczynała czaić się pokora, ciężka jak opadająca kurtyna i żelazny łańcuch zaciśnięty na moim sercu. Nie musieliśmy wymieniać ze sobą słów, żebyśmy wiedzieli, co się teraz między nami działo. W moich oczach kryły się oskarżenie i ogromny zawód, a twarz Collinsa zdradzała, jak bardzo zdenerwowany i przerażony był zarazem. Nasze spojrzenia krzyżowały się przez dłuższą chwilę, aż w końcu nie wytrzymałam. Podniosłam się z podłogi, zaciskając mocno usta. Patrzyłam na niego z bólem i nagromadzonym w sercu żalem. Łzy ściekały mi po policzkach i brodzie. Cała trzęsłam się z emocji.

Wiedziałam, że nie powinnam ujawniać przed nim swojego bólu. Nie powinienem wiedzieć, jak bardzo mnie to dotknęło. Przecież niczego sobie nie obiecywaliśmy, a ja nigdy tak naprawdę nie spytałam go o to, czy był wolny. Nie pytałam o jego przeszłe związki i kobiety, bo nie czułam, że było to konieczne. Przyjęłam chwilę obecną taką, jaką była, ciesząc się ulotnymi momentami, które nadały moim szarym dotąd dniom barw i sprawiły, że zaczęłam żyć pełną piersią, tak jak mnie tego uczył. Nie pytałam, bo przecież nic poza seksem nas nie łączyło. Za kilka miesięcy i tak miałam stąd wyjechać, dlaczego więc miałabym wypytywać go o jego przeszłość? Nie miałam prawa tego robić, a jednak teraz... czułam się ogromnie skrzywdzona. Sercu nie tak łatwo jest wytłumaczyć to, co pojmuje rozum.

Trevor nadal, bez słowa na mnie patrzył. Widziałam, że się miotał. Zaciskał nerwowo szczękę, błądząc wzrokiem po mojej zapłakanej twarzy.

— Prosiłem cię, żebyś tutaj nie wchodziła. — odezwał się po chwili ciszy.

W jego głosie krył się gniew, ale nie był skierowany do mnie. Nie dało się w nim wyczuć oskarżenia. W jego słowach czaiła się raczej jakaś niewidzialna przestroga. Jakby dawał mi znać, że moja decyzja pociągnie teraz dla nas obojga poważne konsekwencje, przed którymi mnie ostrzegał.

— Nie powinnaś była tego robić. — wysyczał niebezpiecznie cicho, ledwo słyszalnie — Nigdy nie powinnaś tutaj wchodzić.

Skrzywiłam się, czując, jakby moją klatkę piersiową przycisnął właśnie niewidzialny, tonowy głaz.

— Więc to jest teraz najważniejsze, tak? To, że nie powinnam tutaj wchodzić? A nie to, czego się dowiedziałam? — rzuciłam, z wyrzutem w głosie.

Trevor zmrużył oczy. Przypatrywał mi się z ogromną uwagą, jakby zbierał myśli.

— Masz żonę? — przetarłam mokre od łez policzki kilkoma nerwowymi ruchami dłoni — Zamierzałeś mi o tym wspomnieć, czy chciałeś to ukrywać aż do mojego wyjazdu z Ashland?

Nie pozwól mi zniknąć  | +18  [ZAKOŃCZONE] ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz