Konfrontacja Ostateczna; część 1

18 6 5
                                    

Wkurzona maszerowałam po łazience, raz w tę, raz we w tę.

- Rozumiem, że ten Świat jest mały, ale żęby aż tak?!

- Jezuuu Luiiii o czym ty w ogóle gadasz? - jęknęła Sara puszczaja balona z gumy i odwaracjąc wzrok od wyświetlacza telefonu.

Spojrzałam na nią coraz bardziej wkurzona.

- Od dobrej godziny mówię tylko o tym!

- No to widzisz. Za bardzo się rozwlekasz. Straciłaś moją uwagę.

- Ugh!

- Dobra choć, bo nam się przerwa sokńczy i co szef zaś powie.

No i wyszła.

- Za takie chwile kocham moją pracę i moje współpracownice! - parsknęłam.

Poprawiłam fryzurę i wygładziłam spodnie, po czym ruszyłam za Sarą.


                                                                                    &&&

W naszej firmie pełniłam rolę głównej księgowej, najlepszej w swoim fachu. Otóż nasza firma pomagała młodym przedsiębiorcom i - tak zwanym - influenserom. Ja była jedną z najlepszych doradczyń w naszej firmie i to właśnie mi przypadło powitanie bardzo ważnego gościa.

- Słuchaj Luizo, dziś po piętnastej ma przyjść do nas naprawdę znana i lubiana w świecie mediów osoba, która prawdopodobnie będzie jednym z naszych najważniejszych klientów. - tłumaczył mi rano przy kawie szef. - Z racji tego, iż Jadzia się rozchorowała, to ty masz go przyjąć i oprowadzić po naszej firmie.

O mało nie zachłysnęłam się gorącym naparem.

- I pamiętaj, masz zrobić wszystko, by skorzystał z usług naszej firmy.

Nie było czasu nawet na zaprotestowanie, czy powiedzenie zwykłego "ale...", słowo się rzekło i musiałam to zrobić.

Szef na mnie liczył. Cała firma liczyła, a dla mnie to była świetna okazja do zareklamowania moich umiejętności i zdobycia awansu.

Wszystko szło dobrze, aż do przerwy na drugie śniadanie, kiedy to - za namową Oliwiera i Magdy - poszłam do jakiejś kawiarni.

Zachwalali tamto jedzenie jak nie wiem, a że ufam i mojej (chyba jedynej w tej firmie) przyjaciółce i jej chłopakowi, to poszłam tam. I musiałam natkną się na NIEGO.

Od kiedy tylko z tamtą wróciłam, chodziłam cała w nerwach i nie mogłam się zbytnio skupić na pracy. Oczywiście wszyscy myśleli, że to z powodu tego wyjątkowego gościa, choć prawda była inna. A jedna osoba, której to powiedział oczywiście nie słuchała.

Właśnie! Gość! Do jego przyjścia miałam około dwie godziny. MUSIAŁAM się uspokoić i dobrze wypaść.

- Liza! - zawołała Magda, kiedy po raz kolejny upuściłam długopis. - Musisz się w końcu opanować.

- Wiem! Przepraszam!

- Nie przepraszaj. - powiedziała łagodnie i przytuliła mnie. Prawie natychmiast oddałam uścisk.

Magda lekko odsunęła mnie od siebie, jednak dalej trzymała ręce na moich ramionach.

- Jesteś cudowną kobietą! Silną, wytrwałą, pewną siebie... Na pewno sobie poradzisz, NIKT nie zrobi tego lepiej od ciebie i wierz mi, jeśli ty nie jesteś tego pewna, to ja jestem! Bo jesteś cudowną osobą!

I znowu mnie uściskała.

- Dzięki Madzia. Lepiej mi.

- No ja myślę! - szturchnęła mnie przyjacielsko w ramię.

Zaśmiałyśmy się obie.

Magda miała rację, nikt nie zrobi tego lepiej ode mnie, a ja sobie poradzę. I żaden hiszpan mi w tym nie przeszkodzi!


&&&

Czternasta pięćdziesiąt.

Pięćdziesiąt jedne.

Dwa, trzy cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć.......

I piętnasta! Ale po tym ważnym gościu ani śladu.

- Czemu go jeszcze nie ma? - jęknęłam.

- Ady wyluzuj! Jest ledwo minuta po piętnastej! - skwitował Oliwier.

- Masz rację...

- Właśnie! Nie stresuj się już tak! Z resztą jest coś takiego, jak kwadrans studencki! - pocieszała mnie Magda.

- No i są korki. - dodała Sara.

Pokiwałam tylko głową.

- Tak.

Mijały kolejne minuty, a po nim ani śladu.

W końcu wybiło piętnaście po.

- Michał! Michał! - zawołałam widząc chłopaka. Spojrzał na mnie zdziwiony.

- Tak Lui?

- Wiesz może, gdzie jest ta ważna osoba... Albo kim ona jest?

Chłopak zaśmiał się raźno i krótko, po czym stukną mnie lekko plikiem kartek w głowę.

- Uspokój się trochę, co? Przyjdzie trochę później. Dzwonił, że się spóźni.

- Aha... a-

- A nawet gdy bym wiedział, kim on jest, a może wiem, to i tak ci nic nie powiem!

Posmutniałam trochę i jeszcze bardziej się zdenerwowałam.

Widząc to Michał powiedział:

- Spokojnie! Na pewno go polubisz!

Pokiwałam głową.

Miałam taką nadzieję...


                                                                                            &&&

Wybiła piętnasta trzydzieści, kiedy usłyszałam wolanie zastępcy szefa, Michała.

- Luiza! Gość już przyszedł, czeka w  gabinecie szefa, idź tam natychmiast!

- Już! - odkrzyknęłam.

- Poradzisz sobie Liza! Daj z siebie wszystko! - pisnęła Magda i pokazała mi kciuk w górę.

Uśmiechnęłam się do niej lekko i ruszyłam na piętro ósme, do gabinetu szefa.

Jechałam windą i widzaiłam same najgorsze scenariusze.

"Czemu nie wybrałam schodów?! Co jeśli winda się zepsuję, a ja tu zostanę?!" - myślałam spanikowana.

"Uspokój się!" - zganiłam się natychmiast.

Po kilku minutach, które dla mnie były wiecznością, w końcu dojechałam na górę. Dość zdenerwowanym krokiem ruszyłam w stronę gabinetu.

Stanęłam przed drzwiami z numerem 8A, który jakby teraz płoną miażdżąc mnie swoim ogniem.

Odetchnęłam głęboko i nacisnęłam klamkę.

- O! Proszę! Mój drogi, poznaj Luizę. To ona oprowadzi cię po firmę. - usłyszałam, zanim jeszcze do końca otworzyłam drzwi.

Gdy zrobiłam to już do "końca" stanęłam jak wryta.

Obok uśmierzającego się radośnie szefa stał równie zdziwiony moim widokiem mężczyzna.

Samuel Rodrigo.

-----------------------------

779!

Wiem, wiem, długo mnie tu nie było, ale proszę nie zabijcie mnie! I przepraszam, że rozdział taki krótki, ale obiecuję, że następna część będzie dłuższa! Miłego wieczoru Skrzaty^^!!!

Dziennik Dziwnej MiłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz