W pierwszym odruchu spróbowałam zamknąć drzwi, jednak on był szybszy. Zrobił krok do przodu i chwycił je jedną ręką. Zawiesił niżej głowę, tak, że jego czarne kosmyki były teraz ledwo kilka centymetrów od mojej twarzy.
- Luiza... - powiedział cicho patrząc mi prosto w oczy.
Nie byłam wstanie długo wytrzymać jego spojrzenia. Zżerało mnie poczucie winy. W końcu głupio wyszło. I to bardzo. Spuściłam głowę dalej nic nie mówiąc. Miałam wrażenie, że żołądek skręca mi się z nerwów.
"Co ja mam niby powiedzieć?! Może powinnam przeprosić? I co powiedzą dziewczyny? O nie! One mnie zabiją!" - myślałam gorączkowo. Nieświadomie zacisnęłam ręce w pięści. Czułam jak moje ciało drży ze zdenerwowania.
Poczułam, jak kładzie mi rękę na ramieniu. Nie był to natarczywy gest mówiący "Już! Spójrz na mnie!", a delikatny i ostrożny, który wyraźnie chciał mi przekazać, że nie ma pośpiechu.
Westchnęłam cicho i spróbowałam unieść głowę. Gdy to zrobiłam wyraźnie widziałam zmianę w jego mimice twarzy. Teraz była bardziej delikatna... Przyjazna... Wpatrywał się we mnie tymi swoimi zielonymi oczami... Poczułam, jak na moje policzki wkrada się lekki rumieniec. Otworzyłam usta by coś powiedzieć, ale głos mnie zawiódł.
- E. W-wchodź, bo się przeziębisz. - wydukałam tylko robiąc w tył zwrot. Przytknęłam ręce do twarzy, a konkretnie do policzków. Czułam, że nie jestem gotowa na tę rozmowę.
Ciche kliknięcie wyrwało mnie z potoku myśli i uczuć. Sam zamknął drzwi. I pewnie od razu będzie chciał gadać! Wpadłam w lekką panikę. Z nerwów zaczęłam się bawić kosmykiem włosów.
- Lu...-
- Zrobię herbaty! - odrapałam przerywając mu i ruszyłam zamknąć się w kuchni.
Za ciężkimi, białymi drzwiami czułam się bezpieczna. Jakby to, że te kilka centymetrów malowanego drewna oddziela mnie od niego dawało poczucie lekkości... Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam się uspokajać. Podeszłam do czajnika i włączyłam wodę. W końcu nie może być tak źle... Jakoś to zrozumie...
"A może zadzwonię po Magdę?" - przyszło mi nagle doi głowy. Tak... To byłby dobry pomysł, gdyby nie to, że pewnie kazałaby mi uciekać przez kuchenne okno, albo wparowałaby tu wywarzając drzwi kopniakiem i rzuciła by się na Samuela ze swoim ukochanym kijem baseballowym w rękach.
Sama wizja tego, rozbawiła mnie. Przygryzłam lekko wargę, by nie zacząć się śmiać. W końcu tu chodzi o rzeczy poważne.
"I temu nie mogę jej zaprosić. One ze wszystkiego robi sobie żarty i przy niej nie da się gadać na poważnie." - stwierdziłam w duchu. Do siostry zadzwonić nie mogłam, mieszka za daleko, plus, dziś jest umówiona ze swoim chłopakiem... Zostaje Sara... "Chwila, chwila! Od kiedy ja potrzebuję takiego wsparcia? Jestem silną niezależną kobietą!" - kiwnęłam głową odzyskując pewności siebie. Tak jakby z każdą kolejną myślą odbudowywałabym mury obronne mojej mentalnej bariery...
Zamrugałam kilka razy, gdy czajnik cyknął cicho zwiastując, że woda się zagotowała. Zrobiłam mu, no bo ja już miałam czekoladę, herbatę i czując się pewniej ruszyłam w stronę drzwi.
"Dam radę dam radę!" - motywowałam się, jednak kiedy tylko otworzyłam drzwi i zobaczyłam go... - "Nie dam rady..."
&&&
Westchnąłem i przetarłem twarz dłońmi. Zacząłem kwestionować, czy był to taki dobry pomysł, by tu przyjeżdżać w nerwach. Jej przestraszona twarz... Przymknąłem oczy wyobrażając ją sobie, co spowodowało kolejne ciężkie westchnienie.
Usiadłem na kanapie uprzednio ściągając kamizelkę i buty. Gdy drzwi z kuchni się otworzyły, obróciłem głowę w jej stronę. Widziałem, jak wyraz jej twarzy z pewnego siebie zmienia się znów na załamany. Tak jakbym zdmuchnął jakiś piaskowy zameczek... Zrobiło mi się jej żal. Czułem, jak serce mi się kraja, ale nie mogłem się poddać. Chciałem wyjaśnień, po to tu przyszedłem.
Odwróciłem się z powrotem i dyskretnie wziąłem głęboki oddech. Denerwowałem się tą rozmową. Choć może nie tak jak ona. W końcu ja będę głównie słuchać... Potrząsnąłem głową, po czym przeczesałem grzywkę palcami.
Dziewczyna ostrożnie usiadła koło mnie i podała mi kubek herbaty. Kiedy tylko to zrobiła odwróciła spojrzenie i wymamrotała coś pod nosem tak niewyraźnie, że nawet nie dosłyszałem co mówiła. Mogło to być "proszę" tak samo dobrze jak "udław się". Przełknąłem ślinę. Bardziej skłonny byłem do tej drugiej opcji.
Trwaliśmy tak teraz w tej niezręcznej ciszy. Żadne nie wiedziało co powiedzieć... Ja w sumie nie miałem pojęcia, co, ona się może zastanawiał od czego zacząć... Albo jak mnie spławić...
- Jaśminowa. - rzuciłem bez namysłu.
- Co? - spytała i przyjrzała mi się badawczo.
- H-herbata. Jaśminowa. - odparłem pokazując jej kubek.
- Faktycznie... - mruknęła spoglądając na jego zawartość. - Musiałam zrobić na pamięć. Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza... Jak się stresuje, to nie myślę. - zamilkła nagle.
- Hej, nie masz czym i nie, nie przeszkadza mi to. Uwielbiam herbatę jaśminową. - uśmiechnąłem się do niej lekko. Odpowiedziała tym samym.
- Więc... Jakby to...
- Nie stresuj się i nie spiesz. Rozumiem, że to może być trudny temat w końcu... - zawahałem się.
"To co zrobiłyście było głupie i wręcz nierealne?" - dodałem w myślach, jednak mówiąc w porę ugryzłem się w język.
- Zacznę może od tego. Przepraszam, ty było głupie, ale sobie zasłużyłeś!
Wow, nie tego się spodziewałem.
-----------
800!
Udało mi się! Tu też mamy piękną równą liczbę i to dokładnie tę samą ^_^ !!
Jak tam rozpoczęcie roku? No bo dziś w końcu 2 Września.
Zgaduję, że większość osób nie miała ochoty wracać do szkoły. Głowa do góry! Nie może być chyba aż tak źle!
Pozdrawiam!!
Niki ^^
CZYTASZ
Dziennik Dziwnej Miłości
Romance"Spojrzałam na grupę mężczyzn i nie myśląc zbyt dużo rzuciłam przed siebie znalezionym portfelem. Ten perfekcyjnie trafił w głowę jednego z żartownisiów. - Upuściłeś coś cymbale! - zawołałam do niego. - Och dzięki złotko! Wkurzona pokazałam mu język...