Rozdział 7

34 15 8
                                    

– Vic, wstawaj! – zagrzmiał głos taty zza drzwi, niosąc ze sobą ostrzeżenie, które z pewnością zapowiadało nieunikniony koniec mojego spokojnego poranka. Chociaż próbowałam pozostać pod kołdrą jak najdłużej, wiedziałam, że nie mogę już dłużej unikać nadchodzącego dnia.

Poduszka, która leciała prosto w moją stronę, wylądowała z hukiem na plecach, więc odruchowo chwyciłam kołdrę, zasłaniając twarz. Rzeczywiście, to był typowy poranek w moim domu.

Wiedziałam, że nie chcę wstawać. Wczorajszy wieczór wyczerpał mnie do granic możliwości. Choć wróciłyśmy do domu wcześnie, długi spacer po mieście z dziewczynami zabrał całą moją energię. Moje stopy nadal odczuwały uderzenie asfaltu, a w myślach powracały obrazy ulicznych latarni, które migały nam swoje ukryte historie.

Postanowiłyśmy odwiedzić ulubione miejsca w mieście. Sklepy nocne, kawiarnie o nietypowych godzinach otwarcia i miejsca, których nie zauważa się za dnia, stawały się areną naszych rozmów i śmiechu.

Teraz, jednakże, wracając do rzeczywistości, musiałam stawić czoła dnia, który rozpoczynał się właśnie teraz.

W końcu postanowiłam się zebrać. Odrzuciłam kołdrę na bok, przecierając oczy, próbując przypomnieć sobie, dlaczego zdecydowałam się wstać. W mojej głowie krążyły myśli o tym, jak bardzo nie chciałam opuszczać tego ciepłego, przytulnego łóżka.

Zsunęłam się z łóżka i ledwo zauważając, wylądowałam na podłodze. Podnosząc się obolała powędrowałam w stronę swojej szafy. Szare spodenki i luźny top wydawały się być idealnym wyborem na ten upalny dzień. Po kilku chwilach przygotowań, schodziłam po schodach w dół, w kierunku kuchni.

Po otwarciu drzwi, zostałam przywitana przez chaos, który dominował w pomieszczeniu. Wszyscy zatapiali się w przygotowaniach do imprezy urodzinowej dla mamy, która miała odbyć się wieczorem. Stół zapełniony był kolorowymi dekoracjami, a w kuchni unosił się aromat pieczonego ciasta. Moja siostra, zręcznie manewrując między garnkami i patelnią, próbowała uchwycić kontrolę nad całą sytuacją, choć w jej oczach malowała się nuta niepewności.

Usiadłam przy blacie kuchennym, opierając się o dłonie, które trzymały gorącą filiżankę kawy. Dopiero teraz, w spokojnej atmosferze poranka, zauważyłam bukiet czarnych róż stojący na stoliku. Przez chwilę poczułam, jak serce mi podskoczyło.

– Kto ma cichego wielbiciela? – zapytałam, odwracając się w stronę mojej mamy, która właśnie wkładała pieczeń do piekarnika.

– Tak się składa, że ty, – odpowiedziała spokojnie, a z jej słów wybrzmiało coś niezwykle tajemniczego.

Uniosłam w szoku brwi. Spojrzałam na moją siostrę, która stała obok mnie, uśmiechając się lekko.

– Odkąd to? – zapytałam, próbując ogarnąć zaskoczenie.

– Mam nadzieję, że od dzisiaj, – odparła siostra, rzucając mi subtelny uśmiech.

Podchodząc do bukietu, zauważyłam małą karteczkę, na której widniała tylko jedna litera - "C". Serce zabiło mi mocniej. "C" - to musiał być Chris, pomyślałam. Od tygodnia ze sobą nie rozmawialiśmy. Może to był jego sposób, aby przeprosić mnie za to, co się stało na ostatniej imprezie?

– No, przyznaj się, od kogo to? – zwróciła się do mnie mama, przerywając moje rozmyślania.

Przytaknęłam, przyznając, że przypuszczałam, iż to gest od Chrisa. Opowiedziałam po krótce co się stało, że nasze relacje były napięte, a każda rozmowa kończyła się kłótnią. Zastanawiałam się, czy może teraz nadszedł czas, aby to wszystko naprawić.

Foes to FlamesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz