Budzik zadzwonił z nieubłaganą precyzją, przypominając mi, że poniedziałkowy poranek nie zna litości. Ledwo otworzyłam oczy, a już czułam, jak z każdą sekundą ciężar wczorajszego dnia osiada na moich ramionach. Imprezowy weekend zostawił swoje ślady: pulsujący ból głowy i mglistą pamięć. Mimo to, musiałam się zebrać i ruszyć na uczelnię. W końcu moje studia nie czekały, aż się wyśpię.
Wygramoliłam się z łóżka, czując się jak zombie. Moje odbicie w lustrze zdawało się kpić ze mnie. "Wyglądasz strasznie, Vic," pomyślałam. Szybki prysznic miał zmyć resztki snu z mojej twarzy, ale nie zrobił zbyt wiele dla mojego nastroju. Ubrałam się w pośpiechu, wkładając na siebie pierwsze, co wpadło mi w ręce: jeansy i luźny sweter. Jeszcze przed wyjściem z mieszkania sprawdziłam, czy mam wszystkie potrzebne rzeczy - notatki, książki, telefon.
Na uczelni dotarłam na pierwsze zajęcia ledwo na czas. Sala wykładowa była już prawie pełna, a profesor zaczął wykład. Usiadłam na jednym z wolnych miejsc z tyłu, starając się, żeby moje wejście było jak najmniej zauważalne. Cóż...
– Panno West, cieszę się, że postanowiła Pani zaszczycić nas swoją obecnością. –skomentował z lekkim uśmiechem.
– Przepraszam za spóźnienie, Profesorze –odpowiedziałam, starając się nie zwracać na siebie więcej uwagi.
Zajęcia mijały powoli, a ja z trudem walczyłam z sennością. Profesor Green opowiadał o wpływie klasycyzmu na współczesną architekturę, a ja próbowałam skupić się na jego słowach, chociaż moje myśli błądziły gdzie indziej. Weekend pełen śmiechu, muzyki i tańca był wciąż zbyt świeży w mojej pamięci, by móc całkowicie zanurzyć się w nudnych wykładach.
Kiedy wykład się skończył, poczułam ulgę. Przede mną była krótka przerwa więc ruszyłam na spotkanie z przyjaciółmi. Mieliśmy zwyczaj spotykać się między zajęciami w małej kawiarence obok uczelni. Byliśmy zgraną trójką - wspólnie przeżywaliśmy wzloty i upadki studenckiego życia. Kiedy weszłam, Emily już tam była, z kubkiem kawy w ręku i wyrazem zmęczenia na twarzy.
– Hej, Vic - przywitała mnie, przeciągając się. – Jak się trzymasz?
– Ledwo żyję – westchnęłam. – Nie wiem, kto wymyślił poniedziałki, ale powinien za to płacić.
Emily uśmiechnęła się lekko i pokiwała głową. Była w podobnym stanie, co ja. Jej blond włosy były związane w luźny kok, a oczy podkreślone cieniami zmęczenia. Spojrzałam na zegarek. Xander powinien już tu być.
Jakby na zawołanie, drzwi otworzyły się gwałtownie i do kawiarni wszedł Reed. Jego obecność zawsze była zauważalna - wysoki, dobrze zbudowany, z wiecznie roztargnionym wyrazem twarzy. Miał na sobie skórzaną kurtkę i dżinsy, a jego ciemne włosy były jak zwykle nieco potargane. Podszedł do naszego stolika i usiadł ciężko.
– Cześć laski - rzucił, opierając się o krzesło i przeciągając z teatralnym westchnieniem. – Kto by pomyślał, że życie studenta może być tak wyczerpujące.
– A ty co, Alex? – zapytała Emily z uśmiechem. – Jak się trzymasz po weekendzie?
– Jakbym przebiegł maraton, a potem walczył z lwem – odpowiedział, podnosząc dłoń, żeby zawołać kelnera. – Ktoś tu musi umieć robić kawę lepszą niż ta w stołówce.
Chłopak zmówił swoją kawę. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, narzekając na zmęczenie i zbliżające się terminy zaliczeń. W końcu postanowiłam poruszyć temat, który zaprzątał moje myśli.
– Słuchajcie, w piątek wracam do domu. Moja mama ma urodziny – zaczęłam.
Emily uśmiechnęła się szeroko.

CZYTASZ
Foes to Flames
RomantizmGdy życie Victorii zaplącze się w labirynt trudnych wyborów, odkrywa, że niebezpieczeństwo czai się nawet w najbardziej niewinnych związkach. Kiedy jej marzenia o architektonicznym sukcesie zamieniają się w koszmar, a toksyczny związek z Chrisem sta...