Sobotni poranek nadszedł zbyt wcześnie, a promienie słońca wdzierały się przez zasłony, oświetlając mój pokój. Przeciągnęłam się leniwie, czując delikatne ukłucie bólu w głowie – pozostałość po intensywnej nocy w klubie. Próbowałam przypomnieć sobie szczegóły wieczoru, a obrazy tańczących ludzi i rozmów z Xanderem przemykały przez moją pamięć.
Zanim wstałam, usłyszałam stukanie do drzwi. Emily, jak zwykle pełna energii mimo nocnych szaleństw, weszła do mojego pokoju z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Dzień dobry, śpiochu! - zaśmiała się, siadając na skraju mojego łóżka. - Mam nadzieję, że masz się lepiej niż ja.
- Jak to możliwe, że masz tyle energii? - zapytałam, przecierając oczy.
- Wiesz, że zawsze szybko się regeneruję. A impreza była niesamowita! - pisnęła.
Otworzyłam szerzej oczy niedowierzając. Thompson zaczęła tryskać radością i miałam wrażenie, że za chwilę uniesie się ponad ziemię. Była niemożliwa.
- Boże ten chłopak... - rozmarzyła się - Jest cudowny, idealny. Te jego niebieskie oczy, ciało, to jak tańczy i całuje... - nie przestawała mówić.
Wciąż nie potrafiłam uwierzyć, że Em tak szybko i łatwo nawiązuje nowe znajomości. Przy każdym naszym wspólnym wyjściu poznaje nowych chłopaków jakby w tym wszystkim nie było nic złego.
- A najlepsze jest to, że zaprosił nas dzisiaj do siebie na imprezę!- pisnęła jeszcze głośniej.
- Jak to nas? - zapytałam unosząc brwi.
- No normalnie, przecież widział, że przyszliśmy tam we trójkę. - patrzyła na mnie jakbym straciła rozum.
- Nawet go nie znasz Em, nie pójdę tam i wam radzę zrobić to samo- odpowiedziałam nawet się dużej nie zastanawiając- poza tym miałam się dzisiaj spotkać z Sophi robić projekt na zajęcia i muszę też porozmawiać z Chrisem.
- Oj daj spokój, projekt zrobicie innym razem, a co do Chrisa- chwilę się zastanowiła - może i za nim nie przepadam ale weź go ze sobą na imprezę, może dobrze wam to zrobi kiedy w końcu wyjdziecie gdzieś razem.
Nie czekając na moją odpowiedź, wstała i zaczęła się szykować do wyjścia.
- Muszę lecieć, spotkamy się później.
Zostałam sama w pokoju, a moja głowa znów zalała się od miliona myśli. Postanowiłam, że najlepszym sposobem na rozproszenie ich będzie zajęcie się czymś praktycznym. Wstałam, wzięłam prysznic i ubrałam się w wygodne dżinsy i t-shirt. Następnie napisałam do Sophi, że nie dam rady się dzisiaj spotkać, bo i tak nie miałam na to najmniejszej ochoty. Wyszłam z pokoju i ruszyłam w stronę akademika Xandera.
- Cześć - powiedziałam, siadając obok niego przy blacie kuchennym . - Jak się czujesz?
- Lepiej niż myślałem, że będę - odpowiedział, uśmiechając się i podając mi moje ulubione płatki śniadaniowe oraz kawę - A ty?
-Lepiej nie pytaj - przyznałam, biorąc łyk kawy.
Po śniadaniu postanowiliśmy wyjść na spacer. Była piękna, słoneczna sobota, a świeże powietrze wydawało się idealnym rozwiązaniem na rozproszenie moich myśli. Szliśmy przez park, rozmawiając o wszystkim i o niczym, a ja czułam, że powoli odzyskuję równowagę.
- Zastanawiałem się, czy nie pójść dzisiaj na zakupy - powiedział nagle Xander, patrząc na mnie z uśmiechem. - Może dołączysz? Przydałoby się coś nowego do garderoby.
CZYTASZ
Foes to Flames
RomansaGdy życie Victorii zaplącze się w labirynt trudnych wyborów, odkrywa, że niebezpieczeństwo czai się nawet w najbardziej niewinnych związkach. Kiedy jej marzenia o architektonicznym sukcesie zamieniają się w koszmar, a toksyczny związek z Chrisem sta...