Rozdział 3

49 16 9
                                    


Sobotni poranek nadszedł zbyt wcześnie, a promienie słońca wdzierały się przez zasłony, oświetlając mój pokój. Przeciągnęłam się leniwie, czując delikatne ukłucie bólu w głowie – pozostałość po intensywnej nocy w klubie. Próbowałam przypomnieć sobie szczegóły wieczoru, a obrazy tańczących ludzi i rozmów z Xanderem przemykały przez moją pamięć. 

Zanim wstałam, usłyszałam stukanie do drzwi. Emily, jak zwykle pełna energii mimo nocnych szaleństw, weszła do mojego pokoju z szerokim uśmiechem na twarzy.

- Dzień dobry, śpiochu! - zaśmiała się, siadając na skraju mojego łóżka. - Mam nadzieję, że masz się lepiej niż ja.

- Jak to możliwe, że masz tyle energii? - zapytałam, przecierając oczy.

- Wiesz, że zawsze szybko się regeneruję. A impreza była niesamowita! - pisnęła.

Otworzyłam szerzej oczy niedowierzając. Thompson zaczęła tryskać radością i miałam wrażenie, że za chwilę uniesie się ponad ziemię. Była niemożliwa.

- Boże ten chłopak... - rozmarzyła się - Jest cudowny, idealny. Te jego niebieskie oczy, ciało, to jak tańczy i całuje... - nie przestawała mówić. 

Wciąż nie potrafiłam uwierzyć, że Em tak szybko i łatwo nawiązuje nowe znajomości. Przy każdym naszym wspólnym wyjściu poznaje nowych chłopaków jakby w tym wszystkim nie było nic złego. 

- A najlepsze jest to, że zaprosił nas dzisiaj do siebie na imprezę!- pisnęła jeszcze głośniej.

- Jak to nas? - zapytałam unosząc brwi.

- No normalnie, przecież widział, że przyszliśmy tam we trójkę. - patrzyła na mnie jakbym straciła rozum. 

- Nawet go nie znasz Em, nie pójdę tam i wam radzę zrobić to samo- odpowiedziałam nawet się dużej nie zastanawiając- poza tym miałam się dzisiaj spotkać z Sophi robić projekt na zajęcia i muszę też porozmawiać z Chrisem.

- Oj daj spokój, projekt zrobicie innym razem, a co do Chrisa- chwilę się zastanowiła - może i za nim nie przepadam ale weź go ze sobą na imprezę, może dobrze wam to zrobi kiedy w końcu wyjdziecie gdzieś razem.

Nie czekając na moją odpowiedź, wstała i zaczęła się szykować do wyjścia.

- Muszę lecieć, spotkamy się później.

Zostałam sama w pokoju, a moja głowa znów zalała się od miliona myśli. Postanowiłam, że najlepszym sposobem na rozproszenie ich będzie zajęcie się czymś praktycznym. Wstałam, wzięłam prysznic i ubrałam się w wygodne dżinsy i t-shirt. Następnie napisałam do Sophi, że nie dam rady się dzisiaj spotkać, bo i tak nie miałam na to najmniejszej ochoty. Wyszłam z pokoju i ruszyłam w stronę akademika Xandera. 

- Cześć - powiedziałam, siadając obok niego przy blacie kuchennym . - Jak się czujesz?

- Lepiej niż myślałem, że będę - odpowiedział, uśmiechając się i podając mi moje ulubione płatki śniadaniowe oraz kawę  - A ty? 

-Lepiej nie pytaj  - przyznałam, biorąc łyk kawy. 

Po śniadaniu postanowiliśmy wyjść na spacer. Była piękna, słoneczna sobota, a świeże powietrze wydawało się idealnym rozwiązaniem na rozproszenie moich myśli. Szliśmy przez park, rozmawiając o wszystkim i o niczym, a ja czułam, że powoli odzyskuję równowagę.

- Zastanawiałem się, czy nie pójść dzisiaj na zakupy - powiedział nagle Xander, patrząc na mnie z uśmiechem. - Może dołączysz? Przydałoby się coś nowego do garderoby.

Foes to FlamesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz