Persefona
- Żyjesz.- usłyszałam głos mojego brata.- W końcu , wiesz jaki opierdol dostaliśmy od ojca?
- Alex to aż tam się gotował.- powiedział Archer.
- Wypierdalaj , Archer.- odrzekł mój najstarszy brat.
Spojrzałam na mojego tatę, który stał w progu mojego pokoju i się uśmiechnęłam. Nadal kręciło mi się w głowie ale to był najmniejszy problem. Gdzie jest mój telefon?
- Znaleźliście mój telefon?
- Tak tylko nie mogliśmy go odblokować,bo włączyłaś jakieś swoje wirusy na nim i...- zaczął Aiden.
- I przez twój telefon Aiden wgrał sobie wirusy na laptopa.
Spojrzałam na stolik nocny i dostrzegłam swój telefon. Noże to był najmniejszy problem ale wiem , że już więcej nie pójdę do lasu. Kolejny Pablo chciał mnie wyeliminować.
- Dostałaś dosyć mocnego usypiacza i cudem było to , że przybiegłaś do domu , córciu.
- To logiczne misiek , że sobie poradziła przecież to jest moja córka. - powiedziała moja mama uśmiechając się od ucha do ucha.- A my noże mamy we krwi.
- Po co brudzić się krwią jak można postrzelić?- zapytał Alex.
- Ona zrobiła to i to.- dodał Archer.
Wstałam z łóżka i podeszłam do lustra. W swoim odbiciu widziałam zdarte kolana a na twarzy miałam lekkie rysy od kory. Moje włosy były roztrzepane a ja spojrzałam na dłoń , na której była krew. Musiałam źle złapać nóż, bo inaczej nie miałabym ściętej skóry na dłoni.
- Wyjdzie stąd chłopcy.- powiedziała moja mama i spojrzała na mnie.- Wyjdźcie stąd wszyscy ,bo chcę porozmawiać z Percy.
Przełknęłam ślinę i spojrzałam jak wielkie postury ciała wychodzą z mojego pokoju zamykając za sobą drzwi. Mama się do mnie uśmiechnęła i podeszła bliżej mnie.
- Percy, musisz powiedzieć im o Nicolasie.
- Teraz?
- Tak byłoby najlepiej. Uwierz mi Percy , że oni się domyślają , że ktoś się przy tobie kręci.
- Ale wiedzą o tym , że to on?
- Nie, ale chcieli ci telefon przeszukać. Powiedz im o tym to będzie jedyne rozwiązanie.
- Mamo , teraz? A co jak go zabiją albo cokolwiek innego zrobią?
- Nie zabiją i nawet ja będę go pilnować. Percy przyznaj mi się teraz. Czy on coś dla ciebie znaczy?
- Nie.
- Martwisz się o niego. Gdyby nic nie znaczył nie przyprowadziła byś go do domu ani do niego nie pojechała.
Zamilkłam. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. A samo to , że może mi na nim zależeć dobijało mnie i całą moją sytuację.
- Powiem im ale jeśli coś pójdzie nie tak jadę do niego.
- Dobrze , córeczko.