ZAWSZE KTOŚ JEST WINNY

12 4 23
                                    

Sen nie zawsze jest łatwy i przyjemny. Szczególnie jeśli wpływają na niego twoje mroczne myśli i uczucia. Skóra zroszona zimnym potem, przyspieszony oddech jakbyś właśnie skończył biec maraton, łomoczące serce, które pragnie wyrwać się z piersi... tak, nie każdy sen przynosi wytchnienie.

Otwierając oczy miałam nadzieję, że to wszystko po prostu mi się śniło. Przecież koszmar nie może zmienić rzeczywistości a jeszcze niedawno, ta była prawie doskonała. Miałam rodzinę, może nie byliśmy ze sobą tak zżyci jak większość ludzi, ale wiedziałam, że kiedy świat się walił byliśmy razem. Teraz patrzyłam tępo na skalną ścianę, na ludzi którzy bez celu chodzili tam i z powrotem. Uderzyło mnie to czego się wczoraj dowiedziałam. Sekta chce naszej zagłady, my nie mamy jak z nimi walczyć ale to brak nadziei wycelował idealnie w moje serce.

- Wszystko ok?- Millena przeciągnęła się. Jej rozbiegany wzrok na chwilę się na mnie zatrzymał- na co tak patrzysz?

- Myślałam, że to tylko zły sen... ale nie, nadal jesteśmy w tej przeklętej jaskini!

- Tak... I coś czuję że długo tu zabawimy. Wczoraj w nocy widziałam jak kilku braciszków uzbrojonych po zęby, wybiegło na zewnątrz. Coś się dzieje.

- Tak?- rozejrzałam się po pomieszczeniu. Dopiero po chwili dostrzegłam Doriana podrzucającego polana do ogniska.

- Co ci jest? Najpierw gapisz się na ścianę teraz na tego gościa!

- Co?! Nie gapie się!

- Yhmm... spoko rozumiem Cię krew nie woda. A typ jest przystojny.

- Nawet tak nie mów!- wzdrygnęłam się na samą myśl o tym idiocie.

- Ok rozumiem! Taka cicha akcja tak?

- Boże Millena nie ma żadnej akcji! Ten typ przyczynił się do śmierci mojej rodziny! Zresztą, wcale nie jest taki przystojny i do tego to totalny czub!

- Więc dlaczego tak się na niego gapisz?

- Nie gapie się! Oh! Daj mi już spokój! Pójdę po coś do jedzenia, chcesz?- dziewczyna skinęła głową a ja nie czekając na kolejne wyrwane z dupy teorie ruszyłam przed siebie. Stanęłam w kolejce prowadzącej do kobiety, która wydawała racje. Nic specjalnego. Jedno jabłko i kilka krakersów. Ciężko będzie na tym przetrwać do jutra ale cóż.

Apokalipsa nie martwi się o Twoją wygodę. Ona jest po to aby Cię jej pozbawić.

- Dobrze spałaś?- jakim cudem ten człowiek tak wpływał na mój żołądek!? Za każdym razem zaciskał się w supeł!

- Wręcz cudownie.- starałam się nie zwracać na niego uwagi i zignorować fakt, że cały czas stał za mną jak złowrogi cień.

- A nie wyglądasz. Właśnie od tego chciałem Cię uchronić. Wiedza nie zawsze jest dobra.

- Ty chciałeś mnie uchronić?! No błagam! Czego Ty właściwie chcesz?

- Jeść. A myślałaś że co? Że stoję tu żeby móc z Tobą pogawędzić?- jego uśmiech doprowadzał mnie do szału aż kipiał pewnością siebie i taką butą!

- Więc może najlepiej będzie jak oboje zamilkniemy?!- gdy nadeszła moja kolej wyminął mnie i oparł dłonie o deski które służyły za stół.

- Jak stoimy z zapasami?- dziewczyna, która wydawała jedzenie zmieszała się i zaczęła nerwowo przeszukiwać zapiski.

- Jest źle, Dorian. Na dziś i jutro coś wymyślę ale...

- Jasne. Rozumiem.

- Jesteśmy w lesie, nie możecie czegoś upolować? Taki maczo jak ty na pewno wie jak dopaść i zabić zwierzynę.

NOWY EDENOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz