- Wstawaj! Za godzinę wyruszamy!- zniekształcony głos, należący do wariatki, której przeszkadzały kamienie, wyrwał mnie z błogiej nieświadomości- musisz coś zjeść! Chodź, dają coś przy ognisku!
- Dziękuję, ale nie jestem głodna...- wymamrotałam naciągając kaptur jeszcze bardziej, zasłaniając przy tym całkowicie twarz.
- Bredzisz dziecko! Jesteś chuda jak szkapa! A uwierz mi czeka nas długa droga! Padniesz jeśli się nie posilisz! No już!- niesamowicie silna okazała się być ta irytująca nieznajoma, gdyż jednym pociągnięciem nie tylko postawiła mnie na nogi ale wręcz zmusiła do wyskoku.
- Widzisz cała się aż garniesz do jedzenia!- zaśmiała się widząc moją reakcje- wczoraj... byłam trochę oschła, ale jestem tu już od kilku dni. Nie wiem czy rozpoznam gdzie jest niebo a gdzie ziemia gdy stąd wyjdziemy!
- Myślę, że raczej trudno jedno z drugim pomylić.- jeden z mężczyzn podał mi kromkę chleba i coś co przypominało jajecznicę.- Wiesz dokąd nas zabierają?
- Nie. Ale ważne, że stąd wyjdziemy!- kobieta pochłaniała swoją porcję tak jakby się bała, że zaraz ktoś rzuci się na jej miseczkę z jajecznico podobną maziugą.
- A wiesz, kto może wiedzieć? Boże co to jest?!- smak tej breji przypominał posmak, który się miało w ustach zaraz po puszczeniu pawia.
- Coś wysokobiałkowe, nie wnikaj tylko jedz!- zamknęłam oczy i powstrzymując z całych sił żołądek niczym pelikan połknęłam resztę posiłku.
- No widzisz! Jak chcesz to potrafisz! A tak przy okazji mam na imię Millena.
- Miło mi, Oriana- podałyśmy sobie dłoń a tym samym zgodnie puszczając w niepamięć pierwsze niemiłe spotkanie.- to jak wiesz może kto się orientuje dokąd nas zabierają?
- Hmm, pewnie ta ruda. Bez przerwy rozmawia z członkami Bractwa. Chyba jest od nich. Bo widzisz, od tych zamaskowanych nic nie wyciągniesz.
- Bractwa?!- krzyknęłam tak głośno, że oczy wszystkich zwróciły się na mnie.
- A i owszem- melodyjny głos dobiegł zza moich pleców.- to jedno z bezpiecznych schronień jakie stworzyło Bractwo.
- Skoro jest bezpieczne, dlaczego chcecie nas przenieść?- spojrzałam na kobietę, jej długie ogniste włosy w nieładzie opadały na smukłe ramiona. Była wysoka i zgrabna, jej nogi zapewne nie jednemu zawróciły w głowie... i w spodniach.
- Widzisz jest was sporo a zapasy się kończą. W mieście jest większa szansa, że je uzupełnimy.
- Wracamy do miasta?! Tam jest pełno żołnierzy!
- Jesteście pod naszą opieką, nie musicie obawiać się wojska, ale głodu już tak. A to nam grozi jeśli tu zostaniemy.
- Właściwie- spojrzałam na nią ze zrezygnowaniem- wszystko mi jedno gdzie umrę. Może być i w mieście.
- Mało w Tobie optymizmu koleżanko.
- Optymizm został na rogu Dziewiątej i Powstańców.- do oczu napłynęły mi łzy.
- Każdy z nas kogoś stracił, uwierz, wiem co czujesz. Właśnie dlatego nie możemy się poddać, musimy przeżyć dla tych, którym się nie udało, czy jakoś tak.
- Słaby z Ciebie motywator, skąd to wzięłaś? Z pudełka płatków?
- Prawie zgadłaś.- uśmiechnęła się- hasło z jakiegoś filmu akcji który reklamowali przed Oczyszczeniem.
- Przed czym?- otarłam łzy, które mimowolnie spłynęły po policzku.
- Przed tym co się dzieje tam- wskazała w kierunku wyjścia z jaskini.- dobra, miło się gawędziło, ale na mnie już czas.- odrzuciła czerwone pukle z wdziękiem odwracając się do mnie plecami.- przy okazji jestem Vanessa. Gdybyś czegoś potrzebowała... na przykład spodni, przyjdź do mnie.
CZYTASZ
NOWY EDEN
Fiksi Ilmiah- I co miałem zrobić?! Ryzykować życie moich ludzi dla trupów?! - Dla mnie zaryzykowałeś! -Ty byłaś pod ręką! Oni nie. Gdyby na Twoim miejscu stał Twój brat, to on by przeżył! Miałaś szczęcie, którego im zabrakło.- spojrzał na mnie a jego twarz wykr...