rozdział 34.

86 3 0
                                    


꧁꧂ 

 Theo

Następnego ranka obudziłem się wcześnie, ale Vera jeszcze spała. Wyszedłem z pokoju, aby dać jej czas na odpoczynek. W salonie spotkałem Elizabeth, która robiła kawę.

― Dobry rano, Theo. Jak się czujesz? ― zapytała z troską w głosie.

― Dzień dobry, Elizabeth. Jestem trochę zmęczony, ale dobrze. A ty?

― Też trochę zmęczona. To był trudny wieczór dla wszystkich.

― Wiadomo. Po tym co opowiedziałem to na pewno.

― Żona ledwo co zasnęła ― odrzekł Arthur, a jego żona burknęła coś pod nosem.

― Nie ma co się dziwić. Też nie sypiałem nocami. Czasami zdarzało się że wcale nie spałem tygodniami.

― Cześć, wszystkim ― usłyszeliśmy dziewczęcy głos. Jak się okazało, była to Vera. Podeszła do mnie i cmoknęła mnie w czoło.  Arthur chciał coś powiedzieć, ale zanim zdążył otworzyć usta, przerwała mu ― Nic nie mów, tato. Wybaczam ci. Wszystko co powiedziałeś, lub zrobiłeś.

Mężczyzna uśmiechnął się, unosząc kącik ust. Podszedł do córki i mocno ją objął. Dziewczyna wtuliła się w jego klatkę piersiową, co mnie ucieszyło Przynajmniej się pogodzili.

Po chwilę z góry zbiegł Zane, a za nimi szła Victoria razem z Davidem. Spojrzałem na nich, a oni na mnie. Uśmiechnąłem się lekko, widząc na szyi blondynki malinki.

― Nieźle się bawiliście tamtej nocy, co? ― uśmiechnąłem się sarkastycznie.

― Zamknij się, dziecko cię wysłuchuje ― David przewrócił oczami.

― Słyszałem odgłosy łóżka. Mam nadzieje że go nie złamaliście ― Arthur uśmiechnął się przelotnie, a Vera zaczęła się śmiać. Zaś Vicky...zaczęła się rumienić.

― Dajcie spokój, nie było tak głośno! ― powiedziała Vicky, próbując się bronić, ale jej zarumieniona twarz mówiła wszystko.

Wszyscy wybuchli śmiechem. Atmosfera w domu była lekka, pełna śmiechu i przyjaźni, mimo niedawnych napięć. To było dokładnie to, czego wszyscy potrzebowaliśmy.

Zane przybiegł do mnie, wyciągając rączki.

― Theo, bawmy się!

― Jasne, mały. Co chcesz robić? ― zapytałem, biorąc go na ręce.

― Piłkę! Chodźmy grać w piłkę! ― krzyknął z entuzjazmem.

― Dobra, idziemy ― odpowiedziałem, kierując się w stronę ogrodu.

Vera spojrzała na mnie z uśmiechem i poszła za nami. Reszta domowników również zaczęła się rozchodzić, każdy zajmując się swoimi sprawami. Elizabeth i Arthur usiedli w kuchni, pijąc kawę i rozmawiając cicho. 

W ogrodzie rzucaliśmy piłkę do siebie, śmiejąc się i żartując. Vera stała obok, obserwując nas z uśmiechem. Czułem, że mimo trudnych chwil, które przeżyliśmy, teraz wszystko powoli wracało do normy. Byliśmy razem, a to było najważniejsze.

― Theo, dlaczego tata się na ciebie złościł? ― zapytał Zane, podając mi piłkę.

― Co masz na myśli?

―  Nie wiem, w sumie. Nie umiem jeszcze dobrze dobierać słów ― odparł chłopczyk, dokopując do mnie piłkę.

― Zane, skarbie co ty opowiadasz? ― dziewczyna spojrzała na mnie, uśmiechając się. ― Przecież tata lubi Theo. I to bardzo. Polubieli się, tak? ― podeszła do nas i objęła mnie w pasie. Przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem w czoło.

#1 Twist of fate - At the turn of loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz