Rozdział Drugi

11 2 0
                                    

Chyba mam chorobę lokomocyjną.

Stoimy teraz razem z Fewer'em na jakimś poboczu, nieopodal brzegu morza, którym jechaliśmy ostatnie dwie godziny. Ja trzymam w dłoniach papierową torebkę, Fewer chusteczki higieniczne i trzepie się jakoś dziwacznie. Wygląda na zestresowanego albo takiego, który znajduje się w sytuacji bez wyjścia, a przecież wystarczyłoby tylko potrafić biegać. Choć nie wiem czy on umie to robić...

Wyjechaliśmy z okolicy jaskini już kilka godzin temu. Przez pierwsze mijane jeziora, laski czy pojedyncze chaty nie odzywaliśmy się do siebie nawet słowem. Wolałam nie zaczynać konwersacji, bo czułam, że jestem w stanie zepsuć ją każdym wypowiedzianym słowem. Na szczęście (lub nie, sama nie wiem) konwersację zaczął Fewer, który postanowił zapytać mnie gdzie dokładnie mam zamiar zajechać, po co jadę akurat do Derion'u i dlaczego wogóle wyjechałam z Mafilon'u. Na wszystkie te pytania odpowiedziałam niezręcznie „nie wiem", a chłopak śmiał się tylko, starając rozluźnić atmosferę.
- To może... zatrzymałabyś się u mnie? - Zaproponował w pewnym momencie. - Mam dość spore mieszkanie i chyba znalazłoby się trochę miejsca, tak sądzę.
Popatrzyłam na niego zdziwiona niespodziewaną propozycją. Miałam sama znaleźć sobie nocleg i nie liczyć na niczyją łaskę, lecz skoro on sam z siebie to zaproponował, to warto było skorzystać, Pokiwałam więc lekko głową, a on wyszczerzył się do mnie bardzo dziwacznie.
- A jak długo zostaniesz w Derion'ie? - Zapytał po chwili. - No wiesz, nie to, żebym cię wyganiał! Co to, to nie..! Ale lepiej wiedzieć, bo będę musiał potem wyjechać... W sensie, nie muszę, ale tak jakby muszę...
- To musisz czy nie? - Przeleciałam go spojrzeniem od góry do dołu. - To istotne.
- Jaaaa... uhhh... nie wiem. - Wzruszył ramionami. - Noooo... tak jakby nie mam za dużo kasy, ale jakoś damy rady.
- Czyli chcesz zaproponować mi noclegi w zamian za to, że znajdę sobie robotę? - Wywnioskowałam prędko z jego wypowiedzi.
- Do niczego cię nie zmuszam.., aaaleee dokładnie o to chodzi...
- Yhym, i tak miałam taki zamiar, więc nie ma problemu.
Fewer odetchnął z ulgą i pociągnął natychmiast za lejce swoich koni. Te zatrzymały się nagle, a ja spadłam twardo w tył do jakichś worków.
Fewer odwrócił głowę w miejsce, w którym wcześniej siedziałam i nie zauważywszy mojego braku, powiedział cicho:
- To dobrze, bo myślałem, że zbankrutuję jeszcze bardziej, a tak jakby, już jestem bankrutem...

Dopiero po wyruszeniu w dalszą drogę, Fewer zrozumiawszy, że leżę gdzieś głęboko zakopana w workach wszelkiego rodzaju, postanowił podać mi rękę. Moja radość nie trwała zbyt długo, ponieważ przy kolejnym zakręcie przekoziołkowałam w tył. Do mych uszu dotarło ciche parsknięcie Perły, która pomagała tym nieznajomym koniom Fewer'a ciągnąć wóz.
Nie miałam zamiaru prosić się o ponowną pomoc. Postanowiłam dowiedzieć się czegoś więcej o tym dziwnym chłopaku, który w międzyczasie podśpiewywał pod nosem jakieś harcerskie piosenki. Gdzie najlepiej rozpocząć takie poszukiwania? Oczywiście w rzeczach więzionych w worach!
Powoli rozpoczęłam przeszukiwanie naszego środka transportu, licząc na jakiekolwiek poszlaki na temat „czarodzieja". Otwierałam worki jeden po drugim, ale z początku nic nie znajdowałam. W pierwszym wiózł zardzewiałe garnki, w drugim całą masę glinianych doniczek, w trzecim stare pasterskie swetry z kilkoma dziurami, a w czwartym woreczki z muszelkami. Nie było niczego wartego uwagi, aż wreszcie dotarłam do podejrzanie długiego worka z równie długą zawartością. Powoli rozwiązałam szary sznurek, by odkryć co ciekawego trzymał tam tym razem. Może jakieś patyki? A może całą kolekcję klarnetów w jednakowym rozmiarze? Nic z tego.
Zajrzałam delikatnie do wnętrza, by ujrzeć... dziwacznie poskręcany badyl. Nic szczególnego, badyl.
Już miałam zamykać wór, gdy Fewer obejrzał się za siebie, sprawdzając co robię. Podniosłam głowę, uśmiechnęłam się niezręcznie oraz zacisnęłam sznurek.
- O, fajnie. - Skomentował chłopak. - Oglądasz rzeczy na sprzedaż?
- Na sprzedaż? - Zdziwiłam się. Chciał pozbyć się tych wszystkich śmieci? I kto kupiłby tego badyla? - Wszystko to chcesz sprzedać?
- Wszystko! No prawie... Z wyjątkiem tego co teraz zamykałaś. - Wytłumaczył.
- Chodzi ci o ten badyl? - Kto chciałby kupić badyl?
Ale Fewer zaśmiał się nerwowo.
- Jaki tam badyl. To... chyba jest nieco więcej warte niż jakiś badyl...
- To czemu tego nie sprzedasz, skoro jest tyle wart? - Jeszcze raz zaglądnęłam do wnętrza „pokrowca" na nie-badyl.
- Coś ty! Nie wolno mi. Gdybym to sprzedał, byłbym już nikim...
- A to niby czemu? Co to takiego, jeśli mogę w ogóle zapytać?
- Powiem ci, czemu miałbym nie powiedzieć, skoro masz ze mną mieszkać i w ogóle... No więc, to jest taka stara i prawie nie używana, magiczna laska.
- Aha. - Wstałam i podeszłam z powrotem na moje miejsce. - No to jej użyj.
- Użyłbym, gdybym tylko umiał. - Fewer popatrzył na mnie przez moment, a następnie wrócił do kierowania wozem. - A nie mogę się jej pozbyć, bo wtedy już oficjalnie byłbym zwykłym człowiekiem. Tak to działa. Wystarczy mieć w posiadaniu magiczną laskę, a już jesteś uznawany za czarodzieja. Chociaż... mnie i tak zbytnio za niego nie uznają.., a laskę mam!

Delving into the MoonlightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz