- Czyli jesteś syrenem? - Pytam w końcu Virsel'a na jednym z końcowych zakrętów.
- No raczej! - Szczerzy się on. - Choć myślę, że to forma jakiegoś żartu, bo totalnie nie umiem śpiewać, a niby mam hipnotyzować tym ludzi, czaisz? Jestem jakimś nieudanym eksperymentem natury!
- To akurat wiemy. - Burczy Fewer, szarpiąc lejcami.
- Ooo, jak miło, że w końcu w czymś się zgadzamy! - Virsel klaszcze w dłonie. Wywraca się na plecy, obserwuje gwiazdy. - No nieźle, dawno nie jechałem wozem...
Fewer prycha i... milknie.
- Tak, ja też. - Dołączam do leżenia. Teraz obydwoje patrzymy w to samo niebo.
- I te świecące kropeczki... - Mężczyzna wyciąga w górę rękę tak, jakby chciał dotknąć nieba. - Wyglądają jak małe bąbelki powietrza, które unoszą się na powierzchnię wody.
- Bąbelki? - Kieruję twarz w jego stronę. - Jakie bąbelki?
- No wiesz, jak oddychasz pod wodą, a niebo już jest ciemne... One tak MEGA połyskują w blasku księżyca! Coś cudownego...
- To chyba naprawdę musi być piękne. - Wpatruję się w gwiazdy. - Chciałabym zobaczyć coś takiego.
- Przecież możesz! - Virsel krzywi sie w zdziwieniu. - Wystarczy iść popływać, ponurkować...
- Nie potrafię pływać. - Kręcę głową. - A właściwie taka umiejętność nie brzmi najgorzej.
- Aaaa, to ma sens. Wiedziałem, że to dziwne, że nie chcesz popływać! Totalnie KAŻDY by chciał!
Wzdycham.
- Może każdy by chciał, lecz nie każdy może...
- Twoja strata. - Włącza się Fewer. - Trzeba było się nauczyć.
- A ty się zamknij, co? - Virsel unosi głowę. - Ciekawe czy potrafisz.
I faktycznie, Fewer milknie.Leżymy chwilę w prawie całkowitej ciszy. W czeluściach nocy daje się jedynie słyszeć stukot kopyt koni oraz szum liści. Jest już po północy. Zbyt dużo czasu zabrała nam konwersacja, a potem karmienie koni. Nie mam pojęcia czy do Derion'u można wjeżdżać nocą, dlatego jest szansa, iż będziemy musieli czekać nieopodal wjazdu. Zgodnie z mapą, za kolejnymi dwoma pagórkami znajduje się oficjalna granica krainy, do której tak bacznie zmierzamy. Gdyby nie moje spotkanie z syrenem, gdyby nie długie zjadanie kanapek, gdyby nie milion postoi, bylibyśmy już na miejscu.
Ale moje marzenia nie lubią się spełniać, więc wciąż jedziemy.- Hej, Ash, - Wyrywa mnie z moich myśli Virsel. - Mogę tak do ciebie mówić, no nie?
- Tak, jasne.
- No więc... może teraz ty powiesz NAM - Tu patrzy nerwowo na Fewer'a. - kim jesteś..? Jak nie to luz, spoko. Po prostu jestem ciekaw i tyle.
Nie odpowiadam dłuższy moment.
- To chyba... - Dobieram jak najdelikatniejsze słowa. - nieodpowiednia chwila, nie sądzisz? Wiesz, może kiedyś...
- Luzik. - Virsel milknie. - Mówiłem, że nie ma problemu.
- A może ty masz jakiś sekret, co „Ash"? - Fewer szarpie wozem.
- A tobie co znowu? - Syren marszczy czoło.
- Nikt nie pytał o twoje zdanie, morderco. - Fewer zgrzyta głośno zębami, Virsel prycha.
- Co ty wygadujesz, Fewer? - Muszę przyznać, że na mojej twarzy pojawiła się mała kropla potu, lecz nie mam zamiaru tego okazać. - Jaki znów sekret?
- Ty wiesz to najlepiej. - Odpowiada. - Skoro nie mówisz nam kim jesteś, to może ty... jesteś niebezpieczna, co?
Przełykam ślinę.
- Bzdura. - Mówię. - Głupota... Nieporozumienie...
- Ojej, czyżby coś się stało, „Ash"?
- Ogarnij się, idioto! - Virsel siada gwałtownie. - Co ci tak zależy, co!?
- Może na tym, żeby przeżyć, hm!? - Fewer pociąga za lejce, a wóz staje. - Może nie chcę, żeby ktoś mnie utopił, omamił albo zabił!?
Leżę bez słowa.
- Ruszaj. - Nakazuje syren.
- Nie mam zamiaru. - Śmieje się ironicznie Fewer. - Nie mam zamiaru, puki ona nie powie nam prawdy!
- Powaliło cię!? Ruszaj dalej!
- Chyba coś ci się pomyliło. Jesteś na naszych zasadach.
- Narazie to na twoich. - Rzecze Virsel. - Gdybym był na jej, dawno już przejechalibyśmy tę górę.
- Chcesz jechać czy wysiadasz!? - Zrywa się czarodziej. - Możesz iść, proszę! Będzie mniej osób na pace!- Co wam obydwóm strzeliło do głów!? - Wstaję wzburzona. - Po prostu jedźmy już dalej!
- Nie ma opcji. - Fewer uśmiecha się tajemniczo. - Nie potrzebnie twój koleżka zaczynał temat.
Syren krzywi się podenerwowany.
- Albo ruszasz dobrowolnie, albo cie zmusimy. - Mówi w końcu. - Nie mamy zamiaru tracić czasu.
- Czy ty mi grozisz? - Fewer chwyta za laskę, którą na wszelki „wypadek" położył obok siebie. - Jeśli tak, nie skończy się to dobrze...
- Ruszaj. - Jeszcze raz próbuje Virsel. - Po prostu ruszaj, po dobroci.
- W twoich nędznych snach!
- Ruszaj, do cholery! Już i tak zwlekasz wystarczająco długo!
- Dobra, mogę mu po prostu powiedzieć i będzie po sprawie. - Decyduję. - Nie ma co tracić czasu na głupstwa.
- Jakie tam głupstwa! - Virsel patrzy na mnie, ale tak... dziwnie. Czemu? Temu, że jego oczy nagle zaczęły lekko palić się w ciemności. Różowe tęczówki przybrały jaskrawy, połyskujący kolor, lecz jego twarz nadal nie przejawia żadnych niebezpiecznych wyrazów. Przełykam ślinę, zdziwiona sytuacją. - Prywatne sprawy MAJĄ być szanowane!
- Spokojnie, nic się nie dzieje. - Gestykuluję rękoma. Nie wiem bowiem, cóż powinnam czynić. Czy on jest zły? - To tylko fanaberie Fewer'a, a dla mnie to nie problem...
- Ale sama decydujesz, nie? - Mruży świecące oczy. - A ja będę to szanować, nawet jeśli tobie się to nie podoba.
Dziwny... komplement? Nawet nie wiem. Ale dziwny i nieco zawstydzający. No dobrze, niech szanuje. Przecież nic nie powiedziałam, prawda? Mówię coś!?
- Fewer, - Mówi twardym tonem Virsel. - jedź dalej.
- Nie. - Fewer odwraca się w naszą stronę mrużąc swe oczy. - Ruszam.
- Czekaj... co? - Potrząsam głową. - Ruszasz, naprawdę?
Ale Fewer nie odpowiada. Powolnym, płynnym ruchem znów chwyta lejce i zmusza konie do dalszej jazdy. Od tej pory, nie mówi już ani słowa.
Siedzę wpatrując się w drogę przed nami, konie i... cichego, spokojnego Fewer'a. Nie wiem co mu nagle odbiło. A może jemu nie?
CZYTASZ
Delving into the Moonlight
FantasiaAshley, dziewczyna, która przeżyła w życiu ogromnie dużo, zostaje odrzucona prawie przez wszystkich. Zdesperowana wampirzyca postanawia uciec do niedalekiej krainy o wdzięcznej nazwie Derion. Zagłębij się w historię o mroku w jasności i miłości pośr...