Głowa.
Posiada średniej długości, kręcone, cyjanowe włosy, które najwidoczniej spędziły bardzo sporo czasu w słonej wodzie morskiej, ponieważ posklejały się niczym kręcone, solone frytki. Spod włosów wystają dwa niezwykle długie uszy w dziwacznym, powyginanym kształcie. Jakim kształcie? Najlepiej będzie mi to opisać w taki sposób: jest to ucho w kształcie cyfry trzy, lecz nie do końca. W prawym wisi owalny kolczyk w srebrzystym kolorze. Męska twarz o ostrych rysach lekko wchodząca w odcienie błękitu, przejawia jakiegoś rodzaju zdziwienie połączone z obojętnością. Oczy są w kolorze jaskraworóżowym z zadziwiająco ogromną źrenicą. Jak... jak u ryby. Dziwi mnie też szyja tej postaci: jest długa, ale proporcjonalna, a na jej bokach widzę zacięcia.
Przyglądam się wystającej z wody głowie bez ruchu. Nie oddycham, boję się drgnąć. Trzymam ostrze zaciśnięte mocno w dłoni, lecz nie wyciągam go, aby się obronić.
- Aha..? - Mężczyzna mruga oczami płynnie, naprzemian. - Trochę agresywnie.
- Taaak, pewnie. - Kiwam leciutko głową.
- I twoim zdaniem to fajnie? Tak zaczynać znajomość od przemocy? Od agresji? - Przeraża mnie ten sposób mrugania. Jest tak niepokojąco płynny oraz spokojny.
- Znajomość... - Powtarzam. - Od agresji...
- A ty to jakaś chora chyba, tak? - Pyta niepewnie „głowa". - Bo już sam się pogubiłem... Jeśli tak, spoko, czaję.
Milczę chwilę. Nie mam pojęcia co mówi się w takich sytuacjach, gdy zupełnie dziwny, wyłaniający spod wody głowę mężczyzna, zaczyna do ciebie mówić.
- Czyli... ty jesteś? - Dodaje za chwilę znudzonym tonem.
- To chyba ja powinnam zadać takie pytanie. - Dukam.
- Nie sądzę. - Z wody wyłania się błękitna ręka. Na jej widok przechodzą mnie ciarki, bo choć wygląda na ludzką, ma zaskakująco długie palce, a między nimi różowawą błonę. Na skórze nieopodal nadgarstka świecą się rybie łuski. On jest jakąś dziwną odmianą syreny czy co?
- A to niby czemu..? - Oddalam się krok do tyłu. Nie podoba mi się sytuacja, w jakiej się znalazłam.
- A no może dlatego, że przyszłaś bez zapowiedzi do mojej zatoczki? - Dziwny gość podpiera dłonią swoją nietypową głowę i nadal mruga w... ten sposób.
- Twojej zatoczki? - Pytam niechętnie.
- Ale luz, bez problemu. - Wyciąga z wody drugą rękę i też się nią podpiera. - Jak chcesz to zostań.
- Nie dzięki, raczej nie gustuję w... głazach.
- Co? Nikt tu nie mówi o żadnych głazach.
- Ja mówię... - Odsuwam się jeszcze kawałek dalej.
- To... chcesz popływać? - Patrzy na mnie różowymi oczyma. - Na dnie jest piasek, a nie głazy. O to chodzi?
- Nie ma potrzeby, serio... Ja może... lepiej po prostu pójdę. - Cofam się powoli, odwracam i krok za krokiem oddalam w kierunku wozu. No, przynajmniej spróbowałam.
Słyszę dźwięk ruszającego się pod stopami piasku, a sekundę później czuję mokry dotyk na ramieniu. Nie drgam ani ociupinę. Dyskomfort, czuję dyskomfort. Moknie mi bluza, a za chwilę przemoknie koszulka.Podnoszę sztylet i nagłym ruchem przykładam go do nadgarstka osoby trzymającej. Mężczyzna próbuje zdjąć dłoń wystraszony moim niespodziewanym gestem, ale robi to zbyt agresywnie. Przejeżdża palcami po ostrzu, raniąc je. Najszybciej jak mogę, chowam broń do pokrowca modląc się, aby nie stała mu się zbyt duża krzywda. Nie chcę problemów.
- Cholerka! - Podważony stopami piasek wpada mi do butów, a za sobą słyszę... właściwie nic nie słyszę, ale domyślam się, że facet upadł.
Obracam głowę w stronę osoby wydającej krzyk, łapię rękami za usta.
Nie spodziewałam się tego, co widzę.Na piasku leży średniego wzrostu mężczyzna o lekko kanciastej budowie ciała, szerokich ramionach oraz umięśnionych rękach. Podpiera się na lewym łokciu i ogląda zranioną przeze mnie, prawą dłoń. Jest ona masywna, a jej palce bardzo długie. Niepokojąco długie... Mężczyzna ma na sobie mokry biały T-shirt bez nadruków oraz granatowe kąpielówki z białymi paskami po bokach. Jego nogi leżą ugięte. Stopy ma zakopane w piasku. Facet jest mocno opalony, tak jakby spędzał całe dnie na plaży. A może tak właśnie jest? Kim właściwie jest ten koleś?
- I twoim zdaniem to nie podchodzi pod agresję, tak? - Mówi do mnie, marszcząc brwi. - Podoba ci się ranienie nieznajomych?
- Ja... ja nie chciałam pana zranić, naprawdę przepraszam... - Wyduszam przez nadal zakrywane usta. - Nic nie zrobiłam! To... to pan poderwał dłoń i...
Śmiech. Czy on się teraz śmieje? Serio?
- Chill, spoko. - Otrzepuje dłoń z piasku i podpiera się na niej. - Matko, nie przejmuj się tak. I jaki tam pan!? Co ty!
- Um... - Patrzę na niego coraz bardziej zadziwiona. On naprawdę nie przejmuje się, że poważnie rozcięłam jego dłoń? - Czyli wszystko w porządku? Nic złego się nie stało?
- Jasne, że nie! - Mężczyzna odpycha się rękoma (tą zranioną wkłada do piasku) od podłoża i momentalnie staje wyprostowany. - To tylko mała rana, a ty robisz z tego taką aferę...
- No... myślałam, że... CIĘ boli... - Upycham kosmyk włosów za ucho. Odsłaniam przy tym złoty kolczyk z przypiętym do niego łańcuszkiem.
- Nie no, nie ma problemu, pewnie. - Facet otrzepuje się, nawet nie patrząc na piach, który wszedł do rany. Podnosi na mnie swe różowe ślepia i uśmiecha się spokojnie. Po chwili niespodziewanie wykrzykuje: - Wow, ale kozackie kolczyki! Serio, genialne!
- Uhhh... - Staram się powiedzieć coś mądrego, lecz nic nie przychodzi mi na myśl. - Dzięki?
- Luz, po prostu lubię fajną biżuterię. - Teraz mężczyzna otrzepuje z piasku nogi. - To co, nie chcesz popływać?
- Nieee, dziękuję za propozycję, ale i tak powinnam już iść więc...
- Iść? Do lasu?
- Skąd, nie, absolutnie...
- No stąd to w inne miejsce raczej nie zajdziesz.
- Ja... - Mówić mu o wozie czy nie? Tak? Dobrze, Ash, powiedz. - Na górze czeka mój wóz także...
- Jedziesz gdzieś? - W oczach mężczyzny dostrzegam błysk. - A gdzie?
Mówić mu czy nie? Dobra, już zaczęłam, to skończę.
- Do Derion'u. - Odpowiadam krótko. - Jadę do Derion'u.
- O, fajnie! To może zabiorę się z tobą? Właściwie to dawno tam nie byłem, więc może warto się przejechać...
Coś ty narobiła, Ash... Fewer raczej nie ucieszy się z towarzystwa nieznajomego osobnika. Weź to jakoś napraw dziewczyno. Odmów mu szybko i będzie po sprawie.
- Tak, pewnie... Mamy wolne miejsce, więc...
Nienawidzę cię, Ashley. Szczerze cię nie znoszę.
- No to super! - Nieznajomy klaszcze w dłonie. - Wezmę tylko kilka rzeczy i zaraz przyjdę.
- Czekaj, no ale napewno chcesz tak... teraz? - Mrugam kilka razy zdziwiona. - Spontanicznie? Nawet się nie znamy..?
- Trzeba żyć chwilą, nie? - Facet szczerzy się do mnie. - Żyje się raz, więc nie warto marnować żadnej szansy na przygodę!
Czekaj, czekaj... a skąd on niby chce zabrać te rzeczy, skoro jesteśmy na plaży i nie ma tu... NICZEGO?
Odpowiedź przychodzi sama, bo mężczyzna wyklaskuje pewien dziwaczny rytm i jakimś dziwnym trafem jedna ze skał zatoczki odsuwa się w bok. Stoję znów bez ruchu, nie wiem cóż bowiem powinnam czynić w zaistniałej sytuacji. On wbiega prędko do otwartego pomieszczenia i znika w jego wnętrzu.
Czekam niepewna na plaży.
- A tak, chcesz to wejdź! - Krzyczy do mnie z oddali. - Dam ci coś do picia!
Nie mając zbytniego wyboru, wchodzę do środka.
CZYTASZ
Delving into the Moonlight
FantasiaAshley, dziewczyna, która przeżyła w życiu ogromnie dużo, zostaje odrzucona prawie przez wszystkich. Zdesperowana wampirzyca postanawia uciec do niedalekiej krainy o wdzięcznej nazwie Derion. Zagłębij się w historię o mroku w jasności i miłości pośr...