Rozdział Piąty

3 1 0
                                    

- Nieś ją ostrożniej, co!?
- Jak jesteś taki cwany, to sam to zrób!
- A bardzo chętnie! Przynajmniej nie zginie!
- Już jest martwa, raczej... A zresztą i tak nie oddałbym jej nawet na ułamek sekundy!
- Przecież sam mówiłeś, że serce wciąż bije...
- No, ale spójrz na nią, zawsze była taka... blada?
- Wydaje mi się, że tak... ZARAZ UDERZYSZ JEJ NOGAMI W LAMPĘ, A TO CENNA PAMIĄTKA RODZINNA!
- Weź ty siedź czasami cicho, dobra? Gdzie mam ją położyć? Na kanapie?
- Chciałeś powiedzieć na tapczanie.
- Nie, chciałem powiedzieć NA KANAPIE.
- Tak, możesz ją położyć na tapczanie.
- Okej, położę ją na kanapie.

Mokro.
Coś na mnie kapnęło?
Nie,
niemożliwe.
Przecież ja nie żyję...
A...
A co jeśli jednak nie umarłam...?
A co jeżeli nie umarłam tak do końca..?

- To co MY teraz robimy?
- Mnie się pytasz? Mnie!? Poważnie!? Ja nawet sam nie umiem o siebie zadbać, a co dopiero o kogokolwiek innego!
- Ale znasz się na tych... no na tych... UTOPIENIACH bardziej niż ja!
- Oj, dobrze ci radzę, COFNIJ TE SŁOWA!
- Bo co?
- Bo pstro.
- Wybacz, ale nie mam zamiaru niczego cofać...
- To ja cofnę twoją kanapę, hm?
- Nawet nie próbuj, ty draniu!

Drgam.
Dlaczego drgam?
Co się dzieje..?

- Osz, ty...
- „Ty" co, hm?
- Ty... Ty..!
- Dobra, dobra! Skończ z tymi bzdurami i pomyślmy co robimy dalej?
- A bo ja wiem!? Zacznij może od przesunięcia z powrotem mojego TAPCZANU na miejsce!

Ruch,
szarpnięcie,
uderzenie głową.
W co?
Nie wiem...
Ale jeżeli to prawda, jeżeli żyję, to chyba za chwilę ponownie umrę...

- Co do cholery..? - Otwieram powoli oczy, a świat wokoło mnie zdaje się zamglony, zadymiony...
- Co!? Ja ci powiem co! - Jedna z postaci w pomieszczeniu krzyczy głośno w kierunku drugiej. - Puki co, nie robisz absolutnie NICZEGO pożytecznego, a wręcz przeciwnie, PRZESZKADZASZ!
- Stary, spokojnie... - Odpowiada druga ciężkim głosem. - Nic nie mówiłem...
- Co to ma niby znaczyć, że nic nie mówiłeś? Przecież słyszałem!

Co to za pokój?
Gdzie ja jestem?
Gdzie ja leżę?
Dlaczego się nie utopiłam..?

- Virsel..? - Mrużę lekko wciąż zamglone oczy, by dostrzec coś cyjanowego, poruszającego się nieopodal.
- Ash!? - Odpowiada mi zszokowany głos. - O bogowie! Ashley, ty żyjesz! O rajuniu...
- Co? - Druga osoba odwraca się w moim kierunku. - O kurza łapa! Ty żyjesz!

- Ja... żyję? - Jąkam powoli. Odwracam głowę, aby stwierdzić gdzie dokładnie się znajduję. Leżę na... łóżku? Nie, to nie łóżko... To sofa? - Jak to..?
- Więc... nie mam pojęcia. - Virsel zbliża się kilka kroków w moim kierunku i kuca nieopodal. Obraz, który widzę, wciąż jest zamglony, dlatego nie dostrzegam jego wyrazu twarzy. - Jakby... nie wiem.
- Co to znaczy, że nie wiesz..? - Unoszę głowę, by popatrzeć prosto na niego. - Co to znaczy..!?
- Leż, spokojnie, Ashley... - Nakazuje druga osoba znajdująca się ze mną w pomieszczeniu. Zgaduję, iż jest to Fewer, bo któż by inny? - No... więc najzwyczajniej w świecie znaleźliśmy Cię na brzegu.
- Jak to na brzegu..!? - Siadam, nagle odzyskując siły. Jak to? Dlaczego nagle nie czuję się umierająca? Dlaczego... dlaczego nie kaszlę wodą..? - Przecież... przecież to niemożliwe, bo... bo ja się utopiłam i...
- Nie do końca. - Stwierdza Virsel, kręcąc głową. - Twoje serce biło cały czas, sprawdziliśmy.
- Niemożliwe. - Przecieram drżącą ręką czoło. - Doskonale pamiętam, że się dusiłam... Dusiłam się, rozumiecie!?
- Tak, tak, Ash, rozumiemy. Lecz to nic nie zmienia. Fakty są faktami.
- A fakty są takie, że zostawiłeś ją na śmierć! - Burka Fewer.
- Nie przewidziałem, że wskoczy za mną! - Broni się syren. - Normalna osoba by tego nie zrobiła... Chyba...
- Chyba? Chyba!? Żartujesz sobie!? Ona przez ciebie tonęła!
- Dobra, wiem, zawaliłem.
- Potwierdzam. - Staram się wziąć głęboki wdech i... udaje się. Co się dzieje... - Powinieneś mi pomóc, a ty...
- Przepraszam. - Mówi Virsel. - Nie chciałem niczego złego...
- Umarłam. Przez ciebie umarłam!
- Nie, to nie prawda. Żyłaś... Żyłaś cały ten czas...
- Ale czułam się martwa. To nic nie zmienia.
- Wybacz, chyba nie powinienem cię zaciągać na tą plażę...
- Owszem, wiedziałem to od początku. - Przytakuje czarodziej. - A zresztą, Ash żyje, my dojechaliśmy, więc wszystko jest okej, nie?
- Wszytko okej!? Żartujesz sobie!? - Mrugam kilkakrotnie, czyszcząc sobie nieco obraz, a jednocześnie okazując moje zdziwienie. - JA PRAWIE TAM ZESZŁAM!
- Wiemy. Wiemy, Ash... - Virsel kładzie mi dłoń na kolanie. - Ale teraz... chyba powinniśmy zrobić wszystko, żeby dowiedzieć się dlaczego to się nie stało.
- Mam lepszą propozycję: zapomnijmy o tym wszystkim i cieszmy się, że żyjemy, co wy na to? - Rozkłada ręce Fewer. - No weźcie, przecież nie ma co marnować czasu! Pewnie po prostu Ash miała jakiś tam zapas powietrza czy coś albo po prostu morze szybko wyrzuciło ją na brzeg, co? Dajcie spokój!
- No dobra, może masz trochę racji... - Stwierdza niezadowolony Virsel. - Nie ma co przesadzać, nie?
Kiwam niechętnie głową. Prawie umarłam...
Ale dlaczego prawie? Jestem „sekretną syrenką"? A może... a może jestem większym potworem niż sądziłam..?

Delving into the MoonlightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz