Rozdział Ósmy

2 1 0
                                    

- Buty! - krzyczy Virsel z łazienki do mojej sypialni. - Baleriny czy glany!?
- Kozaki! - odkrzykuję. - DAWAJ TE KOZAKI!
- Są w twojej szafie! - kieruje mnie Fewer. Chłopak miesza gwałtownie kawę w bidonie, który nakazał mi zabrać do pracy. - Poszukaj na dole!
- ROZPAKOWAŁEŚ MOJE RZECZY BEZE MNIE!? - wbiegam do salonu. - Nie mogłeś poczekać!?
- VIR! Dajże jej te kozaki, bo zaraz wybuchnę! - Fewer wbiega do łazienki, gdzie Virsel zajął się myciem lustra, abym zdołała jutro wykonać makijaż (dzisiaj już za późno).
- A czemu ty ich nie znajdziesz? - gasi go syren. - Nie widzisz, że jestem zajęty? Stary, błagam przydaj się.
- A JA TO NIBY NIE JESTEM ZAJĘTY? - oburza się Fewer. - A kto zrobi naszej sekretareczce kawę?
Wzdycham, przyglądając się rozmowie. Wygląda na to, iż sama muszę znaleźć zaginione obuwie. Wracam do sypialni, na której środku stoi wielkie, drewniane łoże z baldachimem i kwiecistą pościelą.

Fewer oddał mi do użytku największą sypialnię w swym mieszkaniu, w czasie gdy on spoczywa w małym pokoiku dla gości. Virsel zajął kanapę, która (jak sam twierdzi) w zupełności mu wystarcza. Mogę jednak w to wątpić, gdyż jego wcześniejsze miejsce zamieszkania oraz luksusy jakie posiadał, nawet w najmniejszym stopniu nie dorównują starej sofie.
Przyznam, iż jak na mieszkanie ubogiego czarodzieja, sypialnia zrobiła na mnie wrażenie. Cała była w widocznym stylu renesansowym, łącznie z pościelami, kotarami i dywanem. Jego kolorystykę można uznać za nudną, lecz dla mnie jest wprost perfekcyjna: ciemna. W życiu nie widziałam też tak głębokiej szafy jak ta, jaką otrzymałam obecnie do użytku osobistego. Mogłabym porównać ją rozmiarem do tej z komnaty Aroel, lecz tego nie uczynię, ponieważ i jej garderoba nie dorównuje rozmiarem do posiadanej obecnie przeze mnie.
Nie otrzymując odpowiedzi na moje pytanie, udałam się właśnie do owej szafy, aby poszukać w niej kozaczków na obcasie, z ciemnej skóry. Virsel (który jak się okazało jest również znawcą modowym) stanowczo odradzał mi dobierania do stroju kozaków i zawzięcie walczył o baleriny, obcasy czy glany, ale jego namowy niestety nie podziałały. Miłość do wysokiego obuwia wygrała.

Otwieram skrzypiące drzwi ze zdobieniami. Faktycznie, wszystkie moje rzeczy znalazły się w zamknięciu renesansowej części wyposażenia.
Przegrzebuję jej wnętrze. Pomiędzy bałaganem składającym się z przedmiotów codziennego użytku, należącym do Fewera, odnajduję też rzeczy z mej torby. Na dolnej półce, nieopodal poskładanej poszewki na poduszkę, odnajduję kozaki. Wyciągam je z nieukrywaną radością, a następnie nasuwam na nogi. Uważam, że są wspaniałym dopełnieniem stylizacji, ale jak widać, wbiegający do sypialni Virsel, ma inne zdanie.

- Nie dasz się namówić za obcasy? - rzuca ponuro, podpierając boki. - Napewno?
- Oczywiście, że się nie dam. - odpowiadam z satysfakcją. - Jestem zupełnie niezależna.
- O tym już doskonale się przekonaliśmy. - śmieje się. Krzyżuje nogi, opierając się o ramę drzwi. - Wiesz, nie chcę, żebyś źle wypadła.
- Obchodzi Cię to? - wypalam. - Wydawało mi się, że moje istnienie jest ci obojętnością.
- Co? - Virsel unosi nieznacznie brwi. - Jeżeli wcześniej tak się poczułaś to wybacz. Nie miałem zamiaru wtedy... Pod tym pałacem... Ehh, nie chciałem żebyś pomyślała sobie o mnie coś złego. Nie sądzę, by ktoś lubił kłamstwa, a osobiście ich nienawidzę. To wszystko wydarzyło się tylko dlatego...
- Co do tego drugiego, to nie do końca mogę się zgodzić - zawiązuję sznurówkę lewego buta. - Spekuluję, iż istnieją osoby, którym nie przeszkadza kłamanie. Widzisz, ja właśnie należę do takich osób. Możesz mówić mi, że cię obchodzę, dobrze, lecz wiedz, iż wszystko widać, gdy potrafi się czytać duszę. Zawiodłam cię, to tyle. Pozostaje mi jedynie przeprosić, a potem pójść i wymazać z pamięci wczorajszy dzień.
Mężczyzna lekko unosi kąciki ust, gdy przybliża się do łóżka pokaźnymi krokami. Siada zaraz obok pochylonej nad butem mnie. Kładzie łokcie na kolanach, a na dłoniach opiera głowę.
- Za przeproszeniem, ale o czym ty pleciesz? - spoziera na mnie zakłopotanymi oczyma. - Chcesz mnie obrazić czy raczej uspokoić? Wiesz, może i nie mam zbyt szybkiego procesu myślowego, ale... Typowy czas do zrozumienia twojej myśli już dawno minął.
- Słuchaj, - prostuję się znad kozaka. - nie mam zamiaru tłumaczyć ci czemu nie powinieneś bawić się w mojego anioła stróża. Zrób wszystko, żebym przestała cię obchodzić.
- Zebrało ci się na filozofię czy co? Mówisz zupełnie od rzeczy. Przyszedłem tylko jeszcze raz spróbować przekonać cię do ubrania obcasów, a ty wciągasz mnie w głębokie myśli! Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że wybór butów do pracy nie jest najważniejszą decyzją naszych żyć, ale zupełnie nie zrozumiałem wątku o tym czy mnie obchodzisz. Wydawało mi się logiczne, że przez ostatni czas zbudowaliśmy między sobą pewnego rodzaju ufność i więź. Jeśli tak nie sądzisz, spoko, po prostu... przestań już.
- Więź? - wykrzywiam usta w zadziwiony grymas. - O czym ty mówisz?
- No, WIĘŹ, takiego pewnego rodzaju zaufanie, przyjacielskie uczucie, że na kimś ci zależy nawet jeśli nie wiecie o sobie wszystkiego, rozumiesz? Nie mam zamiaru wtrącać ci się w życie, lecz mam zamiar pomóc tak jak potrafię.
Virsel patrzy na mnie rozbawionym spojrzeniem, a prawą dłoń kładzie na moim kolanie. Ash... reaguj.
- Nie chcę niczego więcej niż tylko ci pomóc, kochana! - recytuje z pełną powagą. - Jeśli tego pożałuję, dobra, ale nie musisz wyciągać poważnych filozoficznych wniosków ze zwykłej rozmowy o butach.
Skłamałabym mówiąc, że dotyk Virsela nie wprowadził mnie w zakłopotanie. Moje ciało przyszło nieokreślone uczucie zawstydzenia, połączonego z żałością, że nie pozbyłam się jego ręki na początku. Co by powiedział Zirh gdyby był świadkiem takiej sceny? Zapewne nic, ponieważ spotykałam się już z wieloma przyjaciółkami męskiej płci, a jemu to nie przeszkadzało, lecz jak ja czułabym się, gdyby patrzył? Zapewne źle, bowiem darzył mnie zaufaniem.
To z tego powodu muszę doprowadzić te buzujące emocje na ziemię. Czy Virsel chce mnie tylko wesprzeć, a może tak naprawdę myśli o czymś... więcej? Nie, Ash, nie bądź niedorzeczna. Virsel to tylko twój znajomy.
Przygryzam język.
- Wybacz, ale chyba muszę się zbierać - wstaję zdecydowanym ruchem. - Nie chcę, żebyś pomyślał, że nie odpowiada mi twoje towarzystwo, ale... po prostu nie oczekuję go w taki sposób, dobrze?
- Taki sposób? - duka z rozbawieniem mężczyzna. - Ash, napewno wszystko dzisiaj z tobą dobrze? Nie ma żadnego sposobu...
- Tak, tak, jasne! Wiesz, muszę iść, bo jeszcze się spóźnię, a tego przecież nie chcemy, nie? Także ten... Wiesz...
Odwracam się gwałtownie i staram odejść. Staram się opuścić pomieszczenie jak najprędzej. Staram się wyjść i zapomnieć o niekomfortowej sytuacji.
- Ash! - słyszę jak do holu wbiega Virsel. - Nie bierzesz miecza?
- Miecza? - staję lekko zaróżowiona. - Po co mi miecz?
- Może po to, żebyś miała poczucie, że niczego nie zapomniałaś? - wtrąca Fewer podając mi dżinsową torbę na ramię, w której znajduje się moje (lekko sfałszowane) CV, drugie śniadanie (w postaci kanapki z żurawiną, która zdaniem Fewera przypomina krew) oraz kawa w pomarańczowym kubku termicznym. - Skoro zawsze nosisz takie dziwne rzeczy.
- Racja, faktycznie - chwytam za miecz, włożony w czarną pochwę, obszytą złotą nicią. - Dziękuję.
Wychodzę, zatrzaskując za sobą drzwi.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 23 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Delving into the MoonlightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz