Na krawędzi

208 3 0
                                    

Jolka sapała ciężko z podniecenia rozpostarta na łóżku. Na szczęście pod nosem miała wężyk z tlenem, pozwalający oddychać jej swobodnie, pomimo ekstremalnego wysiłku, jaki jej ciało ponosiło podczas nieustającej uczty. Jej wielkie cielsko pokrywały zwały tłuszczu, które rozlewały się w każdym kierunku. Była zupełnie naga. Nic nie bezcześciło jej świątyni rozpusty, góry sadła, będącej budulcem tej katedry obżarstwa.

Jedynie jej nadgarstki były spętane cienkimi rzemykami, które były przytwierdzone do krańców oparcia łóżka. Z rękami rozpostartymi wzdłuż ramy łóżka, wyglądała niczym ukrzyżowany mesjasz hedonizmu. Na jej wielkich, poduszkowatych ramionach zaczęły się już robić zakładki, nie mniej hipnotyzujące, niż zwisający tłuszcz, który odkładał się przy łokciach.

Jej pulchne stopy były skierowane w kierunku rogów łóżka, z którymi stanowiły jedność połączone kolejną parą rzemyków ciasno oplatających jej kostki zalane tłuszczem. Im bardziej w głąb nóg, tym tłuszczu było więcej, przez masywne łydki, zakładki na kolanach, aż po gigantyczne opasłe uda.

Wszystko miała wielkie w ciele, siedziała na gigantycznym, rozlanym zadzie, niczym matrona. Miała wielki podbródek i piersi wielkości arbuzów. A nad tym całym morzem fałd górował gigantyczny, nabrzmiały, podwójny, idealnie miękki, zwisający bebech.

Nie mogła uwierzyć w to, ile jedzenia udało jej się dzisiaj pochłonąć, a dzień cały czas trwał. Rozpalona czekała na swojego feedera, aż ten przyniesie jej kolejną falę żarcia. Zaczynała się coraz bardziej niecierpliwić. Tak rozpaczliwie potrzebowała jedzenia, że nie potrafiła myśleć o niczym innym

– Kochanie! - krzyknęła, tak, żeby było ją słychać w kuchni. - Długo jeszcze? Jestem głodna?

– Już idę kotku - odkrzyknął Michał. - Masz jeszcze szejk w lejku.

– Nie mam! - krzyknęła z rozpaczą w głosie, patrząc na wiszący obok niej pusty wężyk lejka. - Skończył się! Musisz przynieść mi kolejny.

Przecież się nie rozerwę, pomyślał zbulwersowany chłopak. Śpieszył się, jak tylko mógł, a nawoływania jego nienasyconej podlotki sprawiały, że na całych rękach miał gęsią skórkę. Dostawiał tylko kolejne talerze, pełne tuczących pyszności, aż zapełnił cały hotelowy wózeczek na kółeczkach.

Jego pojawienie się w sypialni wywołało w Jolce uczucie czystej euforii. Nie mogła się już doczekać, aż będzie miała w sobie tę całą furę żarcia, którą przywiózł. Ślinka ciekła jej na widok pasztecików, krokietów, faszerowanych jajek, koreczków.

– Nareszcie - oznajmiła z pretensją w głosie Jolka. - Ile mogę czekać? NAKARM MNIE!

– Jak sobie życzysz moja królowo - odparł spokojnym głosem, niezmiernie szczęśliwy, że może spełnić jej rozkaz.

Zaczął wpychać jej jedzenie do gardła garściami, a ona nie zamierzała się temu opierać. Wydawała jedynie bulgoczące odgłosy, jakby się dusiła, nie przestając ruszać jadaczką. Niesamowicie szybko pochłaniała kolejne porcje, prosząc o jeszcze.

– WIĘCEJ! - krzyczała. - Nie przestawaj.

– Ty nienażarta świnio - odpowiadał zagryzając zęby - UTUCZĘ CIĘ!

– Zrób to, proszę - błagała. - Chcę być być większa.

– Będziesz OLBRZYMIA!

Michał zwiększył tempo, a Jolka zaczęła wydawać coraz silniejsze jęki rozkoszy. Talerze zaczęły pustoszeć. A jej brzuch stawał się coraz bardziej wydęty. Powoli zaczynało brakować jej tchu, ale nie potrafiła oprzeć się jedzeniu. Jej feeder nie przestawał jej faszerować, a jej spojrzenie robiło się coraz bardziej puste. Chłopak był pod tak wielkim wrażeniem ilości pochłoniętego przez Jolkę jedzenie, że gdy ta zaczęła zwalniać, też postanowił odpuścić. Pierwszy raz bał się, że jego dziewczyna może pęknąć. W odpowiedzi usłyszał tylko:

365 kiloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz