Chapter IV

374 24 20
                                    

Pablo's POV

Siedziałem na kozetce nie chcąc nawet patrzeć na swoją nogę. Przerażał mnie jej widok i na myśl, że przez to cholerne gówno, które mnie złapało nie będę mógł grać aż przez 8 miesięcy, dostawałem jebanej paniki.

Pedri przyglądał się mi, lecz nic nie mówił. Oboje nadal mieliśmy w relacji napiętą atmosferę jednak od czasu do czasu zerkałem na jego minę, czy przerażone oczy, kiedy oglądał moje udo.

—Na moje oko konieczna będzie operacja, ale to już decyzja lekarzy w Barcelonie.—powiedział jeden z medyków będących obecnym na meczu.

Na same te słowa zawróciło mi się w głowie.

Operacja? Przecież nie mogło być tak źle.

Przywieziono rzeczy z twojego hotelu. Masz już załatwiony transport samolotem do Hiszpanii. Gonzalez poleci z tobą.—poinformował mnie czyiś głos. Czułem się jak w transie dlatego już sam nawet nie wiedziałem kto do mnie mówi.

Chciałem się sprzeciwić i powiedzieć żeby wypchał se gardło martwieniem się o mnie i udawana troska, ale zrezygnowałem. Nie miało najmniejszego sensu kłócenie się teraz kto zawinił.

—Dasz radę się sam przebrać?—spytał trener.

—Nie jestem kurwa kaleką.—syknąłem nie mogąc pogodzić się z tym, że wszyscy robili ze mnie niepełnosprawnego.

W momencie, kiedy wchodziłem już do toalety chcąc się przebrać, ktoś złapał klamkę wchodząc razem ze mną.

—Po prostu się zamknij i daj sobie pomóc.—powiedział Gonzalez patrząc na mnie. Nie sprzeciwiałem się nie mając już na to nawet siły.

Usiadłem na ławeczce gdzie Pedri pomógł mi ściągać drużynowy komplet, w którym byłem i założyć odpowiednie do pogody ubrania. Nie okłamujmy się, ale listopad nie był do końca ciepłym miesiącem nawet w Hiszpanii czy Gruzji.

Ściągnął mi bluzkę i biorąc głęboki oddech założył inną po czym pomógł mi wyjść z pomieszczenia. Sadzając mnie na wózku przewieźli mnie do auta, a następnie na lotnisko, aby jak najszybciej przetransportować mnie do Barcelony.

Pedri siedział obok mnie nie odzywając się ani słowem. Nie chciałem z nim rozmawiać jednak potrzebowałem tego głupiego pierdolenia z jego strony, które sprawiało, że zapominałem o nawet najgorszym bólu.

Położyłem głowę na jego udach nie pytając się o zgodę i przymykając oczy próbowałem zasnąć. Czułem jedynie jak wpłata palce w moje włosy delikatnie je przeczesując. Nie robił tego mocno, co sprawiało, że czułem się jeszcze bardziej rozluźniony.

—Poradzimy sobie. Tylko ty i ja.—szepnął zanim całkowicie odleciałem.

Tylko ty i ja..

Wróciliśmy do Barcelony koło trzeciej w nocy. Utykałem na jedną nogę, a Gonzalez podtrzymywał mnie pod pachą idąc ze mną bez słowa. Po prostu nie miało sensu abyśmy wdawali się w jakąkolwiek rozmowę.

—Prześpij się i o dziewiątej przyjedź na badania Gavira.—powiedział jeden z medyków, który miał za zadanie wrócić z nami do Barcelony.—A ty proszę, pilnuj go nim zrobi coś głupie z desperacji.—powiedział cichym głosem do Gonzalez'a.

Matko czy oni myślą, że ja skoczę z mostu z powodu zerwanego więzadła?

Zerkałem na Pedri'ego przez całą drogę do domu. Jego rysy twarzy w świetle księżyca wydawały się być idealne. A może dlatego, że takie były? Skóra była tak cholernie delikatna, że gdybym mógł to wziąłbym jego twarz w dłonie, usiadł na kolana i zaczął całować bez tchu.

I can't save you and me || Gavira x Gonzalez Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz