Rozdział 1

9 3 2
                                    

   Nadszedł ten dzień w którym muszę iść do pracy. Mam od groma papierkowej roboty, a nienawidzę wszystkiego zostawiać na ostatnią chwilę. Jest godzina 12, więc czas najwyższy by jechać przed wyjazdem pożegnałam się z dolarem i włączyłam kamerę by nadzorować czy nic nie zbroił. Od jednej sytuacji, gdy zdemolował mi prawie całe mieszkanie bo była w nim mysz zainstalowałam kamerę. Po drodze wpadłam do kawiarbi by kupić kawę dla siebie i przy okazji dla Klary.

- Cześć - przywitałam się z pracownikami.

- Dzień dobry szefowo.

- Klara jak zomówienia? Wszystkie się powiodły?

- Były małe komplikacje z bukietem dla pani Wilson ale sobie poradziliśmy a tak to zostało jescze jedno zamówienie dla Pana Evansa. Bukiet dla mamy.

  - Dobrze. Jak skończę papierkową robotę zrobię ten bukiet, a wy będziecie mogli wcześniej wrócić do domu.

-  Dziękujemy pani Smith.

- No dobrze biorę się do pracy.

Gdy weszłam do biura zastała mnie góra dokumentów.

- No to czeka mnie sporo pracy... Mogłam wcześniej wrócić.

  Do gabinetu weszła Klara.

- Jak się czujesz? - spytała

- Całkiem okej.

- Powiedz prawdę...

-  To do dupy... Nie mam siły na nic. Ale i tak jest lepiej niż było.

- To dobrze... Wzięłaś leki?

- Oczywiście, że tak bez nich się nie ruszam.

- Wiesz że się martwię?

- Wiem wiem... Ale jest lepiej.

- Cieszę się. Dobra już ci nie przeszkadzam w razie czego wołaj.

- Jasne.

I wyszła. Wróciłam do pracy... Po dwóch godzinach stwierdziła, że pójdę po kawę do pobliskiej kawiarenki.

- Idę po kawę i jakieś ciastko. Chcecie coś?

- Jak by oani mogła to poproszę Ice latte. - powiedziała Agnes jedna z pracownic.

- Ja mogę espresso. - tym razem powiedział Jacob.

- A ty klaro?

- To co zawsze.

- Okej. Za raz wracam.

  Wychodząc z kawiaeni napotkałam się na małego pieska.

- A ty skąd się tu wziąłeś?...

  Pies podszedł do mnie i o wąchał mnie dookoła. Po chwili podbiegł jakiś facet. Odruchowo odsunęłam się parę kroków.

- Diego... Tu jesteś. Oyymm. Dziękuję za znalezienie psa...

- N-nniema za co. Dowidzenia.

- Ale...

Szybko odeszłam od nich i pobiegłam czym prędzej do zakładu.

- O już jesteś. Szybko.

- Tak... Proszę wasze kawy. Idę dalej pracować.

    Po kolejnych 2 godzinach kończyłam. Udałam się do stanowiska które było już uszykowane do pracy by stworzyć bukiet dla klienta. Spojrzałam w dane jaki ma być i z jakich kwiatów ma się składać. Bukiet miał się składać z różowej gipsówki oraz róż tego samego koloru. Klient miał być o 17 a była już 17:30. Nikogo nie było w zakładzie oprócz mnie więc wzięłam się za sprzątanie.
Zawsze gdy nie miałam co robić sprzątałam. To mnie uspokajało.

Nagle usłyszałam dźwięk dzwoneczki powieszonego nad drzwiami by powiedział o tym, że klient przybył. Podeszłam do lady i zobaczyłam tego samego faceta co przed kawiarnią.

  - Dzień dobry. Miałem zamówienie na 17.

- Tak... Pan Evans?

- Tak.

- Dobrze już panu podaje zamówienie. Płatność gotówką czy kartą?

- Yy gotówką.

- Mhm...

Gdy wkładał kartę do terminalu spojrzał się w moje oczy na co spiełam się jeszcze bardziej niż gdy wszedł.

- To ty byłaś przed kawiarnią?

-...

- Chyba mi nie odpowiesz... No dobrze. Dziękuję bardzo. Do zobaczenia.

- Miłego dnia.

Ufff nareszcie z tąd poszedł. Koniec pracy i do domu. Cały dzień na to czekałam. Teraz tylko wziąść leki wziąć ciepła kąpiel obejrzeć serial i mogę iść spać..

 

Dark Paradise Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz