Wstałam koło 12. Nie miałam na nic ochoty. Chciałam tylko leżeć w swoim łóżku do końca dnia. Wiedziałam, że jak wyjdę z pokoju czeka mnie kazanie, którego wczoraj uniknęłam. Mason wczoraj mówił, że jedzie gdzieś o 10 i wróci po południu. U niego ,,po południu" może być nawet o 17. W końcu jednak postanowiłam zwlec się z łóżka. Ogarnęłam się na szybko i zeszłam na dół. Miałam minimalną nadzieję na zjedzenie miło i przyjemnie śniadania. Zeszłam na dół i oczywiście...nikogo nie było? Rozejrzałam się po domu. Byłam pewna, że rodzice z rana zepsują mi humor swoim kazaniem albo wpadną na coś jeszcze gorszego. Rzecz w tym, że ich nie było. Weszłam do kuchni. Na blacie leżała karteczka, na której było napisane, że rodzice pojechali z Masonem. Świetnie. Jak nie opieprz to zlewanie córki. Sama nie wiem co jest gorsze. Słuchanie dwugodzinnego kazania? Czy może zostawianie mi karteczek, że ich nie ma. Rodzice zawsze tak robili. Nigdy nie było ich w domu. Nawet jak byłam młodsza. Nigdy się ze mną nie żegnali nawet jak jechali gdzie na tydzień albo dłużej. Zawsze dowiadywałam się o tym albo dzień przed, albo przez karteczkę. Nie było ich przy mnie gdy tego potrzebowałam, ale gdy łamałam prawo i po prostu miałam kłopoty, nagle stawali się wielce wspaniałymi rodzicami, którzy muszą zadbać, by ich dziecko poniosło konsekwencje złych czynów. Irytowało mnie to. Interesowali się mną tylko jak zrobiłam coś nieodpowiedniego. Tak wielce zaczynałam ich wtedy obchodzić, a i tak nie potrafili sobie ze mną poradzić chociażby na tyle bym faktycznie nie wychodziła z domu gdy każą. To było takie żałosne.
Zaczęłam robić sobie śniadanie chcąc pozbyć się tych myśli. Gdy skończyłam, usiadłam do stołu i zaczęłam przeglądać instagrama. I wtedy coś mi się przypomniało. Zaczęłam wpisywać w wyszukiwarce imię i nazwisko szukając Scott'a, a dokładniej osoby, która mogła mu towarzyszyć na którymś z jego zdjęć. Na żadnym zdjęciu nie było jednak widać twarzy, której szukałam. Przeglądałam głównie zdjęcia z imprez, wyścigów, z samochodu. Na żadnym jednak nie dostrzegłam jego twarzy. Włączyłam jeden filmik. Scott trzymał telefon i wszystko nagrywał, z tyłu siedziała Vanessa i chyba...Ezra. Tak to zdecydowanie on. Ezra Robinson. Nie wiedziałam o nim zbyt dużo oprócz tego, że był na większości imprez. Wszyscy się świetnie bawili i śpiewali na cały głos. Scott przekręcił telefon pokazując kierowcę, który od razu, gdy zorientował się, że ktoś go nagrywa, zasłonił twarz. Jednak chwilę przed tym jak to zrobił zdążyłam rozpoznać kto to był. To on. Chłopak, którego wczoraj spotkałam i zamiast wytłumaczyć swój idiotyzm, ja brnęłam w to dalej. Chłopak, którego imienia nie dane było mi poznać. Mason kazał mi się trzymać od niego z daleka i to jest pierwszy raz w życiu kiedy mam w planach go posłuchać. Nie wiem kim jest Evans, ale kiedy Mason tak reaguje to serio nie ma żartów. Jeszcze nigdy tak się nie spiął gdy mu o kimś wspomniałam. Nawet jak rozmawialiśmy o jego byłej nie był tak zdenerwowany.
Reszta dnia minęła tak samo spokojnie jak ranek. No ale przecież za pięknie też być nie może. Było już koło 20. Leżałam w łóżku i oglądałam jakiś pierwszy lepszy film. Wtedy właśnie dostałam wiadomość od Amy.
Amy: Adele pamiętasz o imprezie Huntera prawda?
No tak... Impreza... Hunter gadał o niej ze dwa tygodnie. Specjalnie ogarnął miejscówkę w jednym opuszczonym szpitalu. Mówił, że nie będzie mu się chciało sprzątać domu, więc musi ogarnąć coś ekstra. Coś czego nie będzie musiał zbytnio sprzątać i gdzie będzie zajebisty klimat. Rozplanował sobie wszystko od a do z. Chciał pokazać, że on też potrafi zrobić dobrą imprezę. Wyrobić sobie dobrą opinię wśród tych wszystkich ludzi, którzy po każdym wyścigu jechali na imprezy i domówki. Większość zawsze jechała tam, gdzie jechali najpopularniejsi. A oni mieli przyjechać właśnie tam. Skoro była 20 to oznaczało, że właśnie zaczęły się wyścigi. Na początku się zdenerwowałam, że mam mało czasu żeby się uszykować, ale potem zdałam sobie sprawę z tego, że przecież w sumie jestem ogarnięta i jedyne co muszę zrobić to się przebrać i tam dojechać. Założyłam skórzane, czarne spodnie, a do tego, również czarny, top. Zawinęłam kluczyki do samochodu, założyłam swoje ulubione buty na obcasie i wyszłam z domu. Wsiadłam do swojego samochodu i odjechałam. Postanowiłam najpierw pojechać na wyścigi bo wiedziałam, że jeszcze trwają. Gdy dojechałam na miejsce, zaparkowałam na swoim stałym miejscu. Byłam dobra w wyścigi. Nawet bardzo. Ścigałam się parę razy. Zawsze wygrywałam. Zyskałam sobie na tyle szacunku, że teraz wszyscy bali się zaparkować na moim miejscu. Każdy wiedział, że miałby przez to kłopoty. Skąd wiedzieli? Bo raz, gdy już miałam parę wygranych na kącie, ktoś nowy postanowił zaparkować właśnie tam. Byłam nie w humorze. To nie moja wina. Zaczął się ze mną wykłócać i pytać kim ja niby jestem żeby się tak zachowywać. No cóż. Przekroczył moją barierę. Dostał ode mnie w nos skąd od razu poleciała strużka krwi, ale ja na tym nie poprzestałam. Uderzyłam go jeszcze parę razy w twarz przez co prawie upadł, a na koniec kopnęłam go kolanem w krocze. Od tamtej pory tym bardziej każdy trzyma się z daleka. Wysiadłam z samochodu i udałam się w kierunku toru. Trwał akurat jakiś wyścig. Przecisnęłam się praktycznie pod same barierki. Jakiś Mercedes i... pierdolony Nissan Skyline. Samochód, którego właściciel zawsze wygrywał. Nie tylko ten wyścig, choć właśnie przekroczył linię mety jako pierwszy. Samochód, którym jeździ człowiek uważany za króla. Króla tego toru. Wszyscy mówią, że jest nie do pokonania. Zawsze zastanawiałam się kim jest ta osoba. Czy naprawdę jest najlepszy? Czy łatwo mu było zyskać taki poziom? Kiedy pierwszy raz się pojawił na torze? I najważniejsze pytanie. Czy kiedyś dowiem się kim jest? Nigdy nie widziałam jego twarzy. Zawsze zdążał się zmyć zanim pomyślałam choćby żeby podejść bliżej. Gdy tylko udawało mi się przecisnąć przez tłum ludzi, którzy chcieli pogratulować, ten po sekundzie albo znikał, albo zdążył wsiąść już do auta, ewentualnie nawet nie wysiadał tylko jechał dalej. Zawsze tłum zagradzał do niego przejście. A mi nawet raz przyszedł do głowy jeden idiotyczny pomysł. Chciałam się z nim ścigać. Chciałam pokazać mu, że jestem lepsza. Udowodnić samej sobie, że stać mnie na to. Chciałam pokazać wszystkim, że kobiety też potrafią być dobre w takie rzeczy. A może chciałam to pokazać sobie? Nie raz chciałam się zgłosić do wyścigu z królem, ale wiedziałam, że może odmówić. On nie ścigał się z byle kim. Widziałam o tym aż za dobrze. Mógł się po prostu nie zgodzić. Wtedy nie zyskała bym nawet szansy żeby pokazać, że mogę być lepsza. Impreza miała się zacząć o 21:30. Miałam jeszcze niecałe pół godziny. Postanowiłam jeszcze trochę tu zostać. Stwierdziłam, że zostanę blisko toru. Na razie miało nie być żadnego wyścigu więc ludzie się trochę rozeszli.
![](https://img.wattpad.com/cover/371260213-288-k757496.jpg)
CZYTASZ
Mój wewnętrzny demon
RomanceAdele Mitchell to 17-letnia dziewczyna, która nie wie co to ,,prawo". Nielegalne wyścigi, bójki i ucieczki przed policją to jej codzienność. Ale czy jej życie zawsze będzie tak wyglądać? Czy może jednak coś się zmieni? Wszystko jest możliwe odkąd we...