Oni już zdecydowali za mnie

169 8 3
                                    

Na zewnątrz zaczynało robić się ciemno. Mason miał wrócić do domu dopiero za dwie godziny. A ja dalej nie wiedziałam co robić. Mogłam go wybłagać o to żeby porozmawiał z rodzicami, czy on nie może się zająć firmą, ale to mnie o to poprosili. To wszystko nie miało dla mnie sensu. Zawsze uważali, że jestem dziecinna. Mówili, że mam strasznie głupie pomysły i powinnam coś zmienić, bo za niedługo będę dorosła i ciężar moich występków mnie przygniecie. Dlaczego więc teraz chcieli powierzyć mi coś na co pracowali całe życie? Nie mogą mieć pewności, że nie zrównam firmy z ziemią. Poza tym, nikt z ich współpracowników nie traktował mnie poważnie. Mieli do mnie szacunek ze względu na rodziców. Nic więcej. Musiałam odetchnąć. Pomyśleć. I pierwszy raz, nie miałam zamiaru w tym celu jechać na tor, strzelnicę, na nielegalne walki. Na nic z tych rzeczy. Nie obchodziło mnie nawet to, że byłam ubrana w szare dresy, moje włosy były niechlujnie związane, a na twarzy nie miałam makijażu. Włożyłam na nogi moje ulubione conversy i wyszłam z domu. Postanowiłam tym razem pójść do pobliskiego parku. Gdy dostałam już na miejsce i usiadłam na jednej z ławek, zalały mnie myśli o tym, co zrobić dalej. Nie wiem ile czasu tak siedziałam. W końcu wstałam z ławki i zaczęłam trochę chodzić po całym terenie. Nie mogłam wpaść na nic rozsądnego. Nagle gdzieś z boku usłyszałam jakiś dźwięk. Od razu odwróciłam się w tamtą stronę, ale nic nie zobaczyłam. Było ciemno, a lampy w parku nie dawały na tyle światła żeby widać było wszystko. Zaczęłam iść dalej, tym razem skupiając się na każdym dźwięku, szeleście, ruchu. Wszystkim co wydawało się podejrzane. Chwilę później usłyszałam kolejny dźwięk, ten był trochę bliżej. Zaczęłam się nerwowo rozglądać. Nie miałam przy sobie nic do obrony. Musiałam stąd wyjść. Dostać się na ulicę i szybko znaleźć się w domu. Przyspieszyłam kroku, ruszyłam w stronę wyjścia. Rozległ się kolejny dźwięk, ale ja starałam się już nie zwracać na to uwagi. Chciałam tylko uciec z tego parku na drogę. W końcu udało mi się dotrzeć do furtki. Pociagnęłam za klamkę i... ani drgnęła. Zaczęłam szarpać za klamkę, ale ona się nie otwierała. Była zamknięta. Ktoś mnie tutaj uwięził. Było jeszcze jedno wyjście z tego parku, ale znajdowało się na jego drugim końcu. Odwróciłam się szybko z zamiarem biegu w stronę drugiej furtki i zamarłam. Kawałek dalej, oparty o jedno z drzew, stał postawny chłopak. Ten sam, który ostatnim razem znalazł się w moim mieszkaniu. To było przegięcie. Ale nie wiedziałam też, do czego on jest zdolny. Zostało mi tylko jedno wyjście. Zaczęłam biec drugą stroną w kierunku wyjścia. Gdy się odwróciłam, chłopaka już nie było. Nie wróżyło to niczego dobrego. Odwróciłam głowę z powrotem i w tym momencie na coś wpadłam. A raczej na kogoś. Chciałam jak najszybciej uciec, ale ta osoba złapała mnie za ramię. Podniosłam głowę żeby na niego spojrzeć. I wtedy dostrzegłam te czarne soczewki. Po chwili popchnął mnie na jedno z drzew. Nie wiedziałam co robić. Chciałam się znowu rzucić do biegu, ale on złapał mnie za szyję. Zaczął mnie dusić. Na początku starałam się nie denerwować, myśleć w miarę trzeźwo, jakoś uwolnić się z jego uścisku jednak nic nie wpadło mi do głowy. Próbowałam złapać oddech, ale nie mogłam. Czy to tak wyglądała śmierć? Jeśli tak to nie miałam zamiaru dać mu satysfakcji i okazać strachu. Dusiłam się, powoli zaczynało mi się robić ciemno przed oczami. A ja dalej patrzyłam mu prosto w oczy. Czułam łzy spływające po moich policzkach, ale ja dalej nie odpuszczałam. I gdy już myślałam, że stracę przytomność, puścił mnie. Opadłam na ziemię i zaczęłam przeraźliwie kaszleć. Łapczywie łapałam powietrze. Byłam pewna, że gdy podniosę wzrok, jego już nie będzie. Ale nie. On stał i wpatrywał się we mnie z lekko przekręconą głową. To było chore. Dźwignęłam się powoli na nogi. Stanęłam na wprost niego.

- Czego ty ode mnie chcesz? - zapytałam po chwili ciszy. Nie odpowiedział. Cały czas się we mnie wpatrywał. Jebany psychol. - Jesteś jakimś niemową czy co? - znowu milczał. - I co? Teraz będziesz tak stał i się na mnie patrzył? Wbijesz mi nóż między żebra? Poderżniesz gardło? Znowu mnie poddusisz? Nie? To suń się łaskawie z mojej drogi i daj mi spokój. - minęłam go i ruszyłam w stronę wyjścia. Nie zatrzymywał mnie. Odwróciłam się do niego, ale zdążył zniknąć.

Mój wewnętrzny demon Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz