Rozdział 2

16 2 0
                                    

- Nadal nie wierzę, że serio z nimi jedziesz. - Nicola w telefonie wydawał się dużo bardziej podekscytowany ode mnie.

Tak, zgodziłam się bo dostawałam groźby śmierci od Gaviego, a z nim nie chciałam zadzierać. Co do mieszkania z Lopezem to było dosyć nudno przez te dwa dni. Ja żyłam zamknięta w swoim świecie, on w swoim i tylko czasem mijaliśmy się w kuchni. Zaczynałam się przyzwyczajać do nowej rutyny, a nawet w końcu zagospodarowałam pokój tak jak mi pasowało. Co nie znaczyło, że czułam się świetnie o każdej porze... Noce były wyjątkowo ciężkie i nic nie pomagało, nawet rozmowa z moim aniołem stróżem. Czyt. Nicola Zalewski

- Chyba pierwszy raz w życiu tak chętnie gdzieś wychodzę. - Powiedziałam nakładając korektor pod oczy.

- To zasługa tego, że jesteś mokra na widok każdego z nich. - Uśmiechnął się cwaniacko.

- NICOLA! - Zrobiłam się cała czerwona z zażenowania.

- No co taka prawda. Gonzalez już wisi przy łóżku? - Zaśmiał się widząc moją zniesmaczoną minę.

- Mam cię dość, żegnam. - Pomachałam mu do kamerki i się rozłączyłam.

Dokończyłam na szybko mój lekki makijaż i włosy zostawiłam rozpuszczone. Ubrałam się w czarny top na ramiączkach i białą spódniczkę, mimo że nie lubiłam zbytnio w nich chodzić. Przejrzałam się w lustrze, ale nadal jakoś nie byłam przekonana czy dobrze wyglądam. Wtedy w odbiciu zauważyłam Lamina, który uważnie przyglądał się plakatom w pokoju. Po chwili wyrwał się z transu i się uśmiechnął. Wybaczyłam mu, że nie zapukał bo drzwi i tak były uchylone.

- Wszyscy czekają już tylko na ciebie. - Zjechał mnie wzrokiem. - Ładnie wyglądasz. - Powiedział i po prostu sobie wyszedł od tak. Rety to było miłe...

Zgarnęłam tylko telefon z biurka i wyszłam. Każdy postanowił sobie, że dom Fermina będzie miejscem zbiórki, więc w ten sposób cały przedpokój był zapełniony ludźmi. Kilku z tych ludzi nie znałam, ale chyba pierwszy raz się tym nie przejęłam i po prostu podeszłam do Gaviego. Chłopak wydawał się bezpieczną przystanią mimo swojej agresji boiskowej.

- Siemkaaa królowo. - Od razu zarzucił mi rękę na ramiona. - To będzie najlepsza impreza twojego życia, zobaczysz. - W tym momencie podszedł do nas czarnoskóry chłopak.

- Witam piękną panią. - Podał mi rękę. - Jestem Nico Williams, przyjaciel przygłupa Yamala.

- Oo hej miło poznać, jestem Caroline. - Uśmiechnęłam się miło

- A to wiem dużo o tobie słyszałem. - Machnął ręką. - Nie przestaje o tobie gadać.

- Co? Serio? - oł shit

- Noo sporo.. - Podrapał się z tyłu głowy. - Kurde jak coś to nic nie mówiłem, zabije mnie. - Tym razem podszedł Gonzalez i spojrzał na mnie. Boże daj mi siłę...

- Jedziesz ze mną, Gavim, Ferranem i Sirą. - Rzucił w moją stronę obojętnie.

- A kto to... - Poczułam rękę na ramieniu.

- Moja piękna dziewczyna. - Odwróciłam się w stronę Torresa, a u jego boku ujrzałam śliczną brunetkę.

- Heej miło cię poznać. - Uścisnęła mnie. - Sira Martinez

- Caroline.. Lopez. - Uśmiechnęłam się.

Nie wiem czemu, ale czułam się dziwnie mówiąc to na głos.

- Dobra ruszajcie się bo chce jeszcze do maka! - Pablo stał już przy wyjściowych drzwiach.

- Nie ma szans bo upierdolisz mi samochód. - Gonzalez zdecydowanie nie był w humorze.

Es algo masOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz