Rozdział 5

16 2 0
                                    

Od mojego pamiętnego spotkania z Pedro minął już tydzień. Oznaczało to, że dzisiaj Hiszpania rozgrywa swój pierwszy mecz grupowy z Chorwacją. Od rana każdy był poddenerwowany i nawet na śniadaniu nie było tego entuzjazmu co zazwyczaj. Nie dziwiłam się to dla nich bardzo ważny turniej, a Chorwacja jest dosyć mocnym rywalem.

- Pablitooo co ci? - Ułożyłam głowę na jego ramieniu, gdy dłubał bezsensownie z swoim jedzeniu.

- Nic. - Burknął pod nosem, ale widząc mój natarczywy wzrok westchnął ciężko. - Stresuje się.

- Przecież nie grasz.

- I to jest w tym najgorsze, przecież te cioty beze mnie rady nie dadzą. Jak mam siedzieć na ławce i pogodzić się z tym, że nie mogę w żaden sposób pomóc? - Dla otuchy złapałam go za dłoń.

- Myślę, że jak będziesz na nich wulgarnie krzyczał ze swojego miejsca to wezmą się do roboty. - Zaśmiałam się.

- A to jest akurat genialny pomysł. - Sukces, pojawił się uśmiech na jego twarzy. - Muszę załatwić sobie duży głośnik z mikrofonem.

- To weź dwa pomogę ci chociaż

Dziewczynom udało się załatwić miejsce na ławce rezerwowych bo Sira chciała być blisko chłopaka w razie jakichś nieprzyjemności. A co do Mikky umknęła mi kwestia tego, że przecież Frankie nie jest Hiszpanem i nie przyleciał z nami. Gdy ją o to spytałam stwierdziła, że jest w innym hotelu ze swoją drużyną, a mimo kontuzji chce być blisko kolegów i ich wspierać. Za to ona wolała mieć jakiekolwiek damskie towarzystwo, więc przyleciała z nami.

- A ty gdzie masz koszulkę? - Spytała mnie Mikky, gdy już wszyscy zebraliśmy się pod hotelem.

- Nie mam. - Wzruszyłam ramionami.

- No nie gadaj...

- Luz dam ci moją tylko chodź na górę. - Gonzalez poklepał mnie po głowie jakbym była małym dzieckiem.

- Nie trzeba mam przy sobie. - Lamine wręczył mi do ręki własną koszulkę.

- A no okej. - Pedro przewrócił oczami, gdy myślał, że nikt nie patrzy.

Widziałam i to było dla mnie dziwne. Nie przepadali za sobą?

                          *****

W końcu znaleźliśmy się na swoich miejscach, a Pablo wcisnął się na siedzenie obok mnie. Biedaczek myślałam, że zejdzie zanim się mecz w ogóle zacznie. Cały czas się kręcił po siedzeniu szukając odpowiedniej pozycji podczas czekania na pierwsze minuty meczu.

- Nie no to będzie jakaś porażka. - Schował twarz zaciągając na nią kaptur.

Piłkarze wreszcie pojawili się na murawie, wraz z tym sama zaczęłam się stresować. Niby to tylko grupa, ale każdy punkt jest na wagę złota.

- Zemdleje zaraz. - Sira złapała się za głowę.

- NO GDZIE PODAJESZ!? - Już po pięciu minutach gry usłyszałam ten kryk nad moim uchem.

Jednak wcale nie byłam lepsza bo chwilę później krzyczałam razem z nim, gdy któryś z chłopaków popełnił jakiś błąd. Byliśmy wręcz idealnym duo do kibicowania, trochę vibe starego z synem przed telewizorem.

W pewnym momencie nim zdążyłam się zorientować, Gavira wystrzelił z miejsca w stronę murawy.

Gol Alvaro Moraty.

Połowa stadionu wydarła się na cały głos razem ze mną. Już w tamtym momencie byłam pewna, że Hiszpanie zejdą z boiska ze zwycięstwem bo Chorwacja po tym golu tymbardziej nie potrafiła odeprzeć ataku. Pogublili się przez co już dosłownie chwilę później przy asyście Pedriego, Fabian Ruiz wpakował piłkę do siatki.

Es algo masOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz