Rozdział 6

19 2 0
                                    

Czy właśnie stałam na trybunach w koszulce Zalewskiego na meczu Polski z Holandią? Być może...

Mój drogi przyjaciel nie widział innej opcji i wyciągnął mnie na siłę. Uznałam to też za dobrą okazję do udobruchania Gaviry, więc zabrałam go ze sobą. Co z tego, że Zalewski musiał na ostatnią chwilę ogarniać bilet? Ważne, że Pablo w jakimś stopniu już mi wybaczył. Na początku zbytnio nie miał ochoty iść, ale ma się ten dar przekonywania i obiecałam mu lody. Dzieciak.

Szczerze mówiąc nie nastawiłam się zbytnio na wygraną bo wiadomo jak to jest z polską reprezentacją. Uwielbiałam ich, ale grać wspólnie to oni nie potrafili...

Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy po szesnastu minutach padł gol za sprawą Buksy? Ogromne. Na tyle, że prawie udusiłam Gaviego. Chyba przeżył, ale nie sprawdzałam bo nie potrafiłam przestać skakać jak opętana. Nie wiedziałam, że oni tak potrafią. To nie tak, że nie wierzyłam, ale no wiecie człowiek się przyzwyczaił do standardów...

- Psychiczna jesteś wiesz? - Powiedział, gdy siedziałam totalnie przybita na swoim miejscu.

- Znowu zrobili mi nadzieję...

- Jeden przegrany mecz to nie taka znowu tragedia, kolejne wygrają. - Poklepał mnie po plecach. - Chodźmy lepiej na te lody.

- Problem taki, że my rzadko wygrywamy. - Burknęłam pod nosem.

- Powinnaś się w końcu przyzwyczaić, że twoja reprezentacja i ulubiony klub aktualnie nie pokazują zbyt dużego poziomu.

- Jestem pewna, że przyszły sezon pójdzie wam dużo lepiej.

Po kilkunastu minutach udało nam się wydostać z obiektu i to niezauważeni. Pablo zarzucił kaptur na głowę by nikt go nie rozpoznał, ja miałam to szczęście, że byłam wolnym człowiekiem. Chociaż szczerze chętnie bym to zmieniła. Wiele bym dała, żeby mieć chociaż jednego fana ze względu na moją grę, ale ja przecież nie byłam nawet w klubie... Tęskniłam za grą, ale w obecnej sytuacji nie miałam zbyt wielu rozwiązań, a w zasadzie to żadnego.

Podczas naszego wyjścia nie działo się zbyt wiele bo Gavira rzucił się na lody, dosłownie właśnie jadł trzecią porcje.

Ucinaliśmy krótkie rozmowy, ale nie były zbyt ekscytujące. Do momentu, aż z jego ust nie padło to jedno pytanie.

- Pokłóciłaś się z Pedrem? - Słysząc to zakrztusiłam się swoim shake'em.

- Umm nie... A czemu miałabym?

- No bo... - Zmieszał się i podrapał z tyłu głowy. - Zauważyłem, że jest jakiś nie swój. Ty też byłaś jakaś dziwnie przymulona, dopiero zmieniło się to, gdy przyszedł ten chujek. Dlatego pomyślałem, że coś nie tak. Wiesz jak to on ma czasami niewyparzony język i nie zdziwiłbym się, gdyby... - Ledwo nadążałam za sensem jego słów tak szybko je wypowiadał.

- Luzik Pablito. - Przerwałam mu. - Kaca miałam po prostu, on pewnie też.

- On akurat wczoraj nie pił.

- Co ty gadasz... - Zmarszczyłam brwi.

Był całkowicie świadomy tego co zrobił... Był świadomy wszystkich wypowiedzianych przez siebie słów, był świadomy tego w jaki sposób mnie dotykał i... I to mnie przerażało.

- Byłam pewna, że pił. Mogłabym nawet przysiądz, że miał cały czas w ręku kubek. - Dodałam i wzięłam łyka shake'a.

Chłopak zaczął mi się intensywnie przyglądać jakby coś analizował. Już miałam spytać o co chodzi, ale wtedy rozległ się dźwięk przychodzącego połączenia.

Es algo masOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz