Rozdział 4

16 2 0
                                    

Dzisiaj chłopcy mieli swój pierwszy trening, na który również się wybierałam. Zwyczajnie nie miałam nic innego do roboty, no i Laminowi zależało abym się pojawiła. Wczorajszy wieczór minął nam dosyć zwyczajnie, w większości rozmawialiśmy o piłce. Nie wydawał się nachalny, ale kilka razy niby to "przypadkiem" mnie dotknął. Obawiam się tylko, że to zdecydowanie za szybko. Bo co jeśli będzie chciał postawić drastyczny krok, a ja nie będę gotowa? Lubiłam go, fajnie się czułam w jego towarzystwie. Jednak nie miałam doświadczenia w takich sytuacjach i zwyczajnie nie wiedziałam jak się zachowywać. No i długo to my też się nie znamy, przecież to zaledwie kilka dni... Mimo to postanowiłam dać mu szansę, kto wie co będzie dalej.

Pokręciłam głową chcąc odgonić natrętne myśli i wróciłam do malowania się. W tym samym momencie dostałam wiadomość od Siry, że już czekają na dole, więc na szybko pomalowałam rzęsy i zgarnęłam telefon.

- Sorka za spóźnienie. - Dołączyłam do nich najszybciej jak to możliwe.

Gdy do nich podeszłam Lamine od razu zarzucił mi swoją rękę na ramiona. Zostałam obrzucona pytającym spojrzeniem od Gaviego i pewnie od reszty też, ale nie zwróciłam na to uwagi. Uśmiechnęłam się i skinęłam głową wszystkim na powitanie, nawet Gonzalezowi. Jednak ten jak można było się spodziewać odwrócił spojrzenie. Muszę z nim w końcu pogadać.

- O witam piękną panią Lopez. - Jakiś mężczyzna wziął moją dłoń i ucałował jej wierzch.

Rozpoznałam go... To Alvaro Morata.

- Dzień dobry. - Uśmiechnęłam się uprzejmie. - Miło pana wreszcie poznać.

- Nie mów, że jesteś moją fanką. - Uśmiechnął się jeszcze szerzej jakby zadowolony.

- Oj niestety nie, ale podziwiałam pana na kwalifikacjach do euro.

- Jaki tam pan. - Machnął ręką. - Alvaro jestem i tyle, ale miło mi że tak śledzisz naszą grę.

- Noo jak Polacy nie dawali rady to musiała się czym pocieszyć. - Uśmiechnął się sarkastycznie Pedro.

O wow postęp, odezwał się. Ale skurwysynek nie będzie mi polski obrażał, co on sobie wyobraża. Jednak niestety nie mając żadnych argumentów przeciw temu co powiedział, pokazałam mu środkowego palca. No cóż... Mimo wszystko miał rację, ale absolutnie nie zamierzałam tego przyznawać.

Wsiedliśmy wreszcie do autobusu, który miał nas przetransportować na jeden z ośrodków treningowych.   Z racji, że udało mi się wcisnąć jako jedna z pierwszych osób do autobusu to zajęłam miejsce na tyle. Po chwili obok mnie znaleźli się kolejno: Pablo, Pedro, i oczywiście Fermin, jedno miejsce zostało przeznaczone dla dosyć dużego głośnika. Sira postanowiła towarzyszyć Ferranowi, a Mikky gdzieś się zapodziała, więc byłam pozostawiona na łasce chłopaczków. Do tego Yamal zajął miejsce z Nico gdzieś na początku.

- Od razu mówię, ja jestem DJ'em! - Krzyknął Pablo mimo, że ledwo zdążył usiąść.

- Dzieciaku zlituj się... - Odezwał się jakiś głos z przodu autokaru. - Znowu puścisz nam piosenki dla dzieci?

- Wcale nieeee... - Połączył się z głośnikiem i już po chwili usłyszeliśmy pierwsze dźwięki utworu.

No cóż... Spodziewałam się wszystkiego, ale nie...

- COCOCOCO EURO SPOKO PILKA LESI HEN WYSOCHOOO. - Wydarł się na cały pojazd, a mnie zamurowało.

Mimo tego, że ledwo zrozumiałam jego słowa to tą piosenkę rozpoznam wszędzie. Spojrzał na mnie mega zadowolony ze swojego pomysłu i uniósł moją dłoń zachęcając do wspólnego śpiewania. Nie mogłam się powstrzymać... Chwilę później oboje zdzieraliśmy sobie gardło mimo tego że Gavira często mylił tekst lub zwyczajnie źle wypowiadał jakieś słowo. Mimo tego zrobił mi tym taką frajdę, że nie mogłam przestać się uśmiechać.

Es algo masOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz