Rozdział 7

12 0 0
                                    

Wstając i idąc na śniadanie nie sądziłam, że będzie taka napięta atmosfera. Wiadomo, że nie przy wszystkich bo większość się śmiała, ale to jak Fermin usiadł obok mnie i mierzył Pedriego wzrokiem sprawiało, że nie miałam ochoty niczego przełknąć. Nie mówiąc już o tym, że i tak ledwo tu przyszłam przez moje samopoczucie. Strasznie bolała mnie głowa i miałam saharę w ustach, a wspomnienia poprzedniego dnia również nie pomagały.

A mogłam wypić więcej i może bym nic nie pamiętała...

Gonzalez nie wydawał się przejmować natarczywym wzrokiem mojego brata i w spokoju jadł śniadanie rozmawiając równocześnie o czymś z Gavirą.

Może nie pamięta? Oby...

Szturchnęłam brata i wzrokiem dałam mu do zrozumienia, żeby przestał się wydurniać. Ten jednak totalnie mnie olał, więc wbiłam mu palec w żebra.

- Ała wariatko! - Wszyscy spojrzeli w jego kierunku.

- Przestań. - Dałam mocny nacisk na to słowo i spojrzałam na niego ostrzegawczo.

Ten jednak pokręcił głową, ale w pewnym stopniu odpuścił i zajął się swoim jedzeniem.

Po chwili dołączył do nas zaspany Lamine i przysiadł z mojej drugiej strony obejmując mnie szybko na powitanie.

W całym tym zamieszaniu o nim zapomniałam...

Zdecydowałam, że zadysponuje lepiej swoim czasem i gdy chłopak będzie miał wolniejszy czas to bezczelnie mu go zabiorę. Chciałam w końcu ruszyć z miejsca i przestać zaprzątać sobie głowę Gonzalezem.

Za to z zastrzykiem ogromnej energii dołączył do nas przyjaciel Lamina podśpiewując pod nosem jakąś piosenkę.

- A co wy tacy smętni? - Nalał sobie soku. - Wiecie co? Poszedłbym na karaoke. - Ktoś z tłumu parsknął rozbawiony na jego pomysł.

- Ej ja też! - Zawołał Gavi. - Pedruś też. - Klepną przyjaciela w plecy, a ten prawie się zakrztusił.

- Nie ma szans. - Oddał mu lekkim uderzeniem w bark.

- Idziemy bo masz kija w dupie, który trzeba wyciągnąć. - Uśmiechnął się zbyt słodko. - No i oczywiście gwiazda też idzie. - Tym razem spojrzał na mnie, a ja się tylko zaśmiałam na jego pomysł.

- Niee wiesz podziękuję, nie lubię śpiewać.

- Boże tobie też trzeba wyjmować kija z dupy? Serio? Myślałem, że jesteś odważniejsza od tego dziada. - Oczywiście miał na myśli Gonzaleza.

- Jak twój koleżka idzie to Caroline nie. - Wtrącił Fermin.

- Jezu Lopez nie przesadzaj. - Przewrócił oczami. - Trochę przeginasz.

- Przegiął to on. - Wskazał palcem na Pedra. - Nie zamierzam więcej zostawiać siostry w jego towarzystwie.

- O co chodzi? - Lamine zmarszczył brwi.

Nawet nie zorientowałam się, że teraz każdy Hiszpan patrzył w naszym kierunku wyjątkowo ciekawy co takiego się wydarzyło.

- Ten palant... - Mój brat już szykował się do odpowiedzi, ale mu przerwałam.

- Możesz przestać? - Warknęłam lekko wkurzona.

- Nie, nie pozwolę żeby mu to uszło na sucho. - Zagotowało się we mnie.

- Ale czy do ciebie nie dociera, że nic mi nie zrobił?! - Podniosłam znacznie głos i walnęłam lekko pięścią w stół. - Powtarzam jeszcze raz. Nic. Mi. Nie. Zrobił. - Zrobiłam odpowiedniednie przerwy pomiędzy tymi słowami. - Nie musisz z siebie robić wielkiego obrońcy i psuć atmosfery. - Chłopak patrzył na mnie i wyglądał jakby jego również roznosiły emocje. - Jeśli będę chciała to pójdę i nic ci do tego.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 27 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Es algo masOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz