❀ 8 ❀

441 42 7
                                    


- Dlaczego wymyślasz takie idiotyzmy? - Snape był zdenerwowany i patrzył w moją stronę z irytacją.

Udało mi się wyprowadzić z równowagi w zaledwie pół godziny, odkąd przekroczyłem próg jego domu. Myśl o tatuażu i wspomnienie wzoru na jego plecach ciągle nie opuszczały moich myśli, choć wczorajsze porządki i wypad do kina skutecznie mnie rozproszył. Nic więc dziwnego, że znów zapytałem, czy byłby w stanie spełnić moją prośbę.

- To nie idiotyzm - oburzyłem się.

- A jak inaczej to nazwać? Po co ci to?

- Podoba mi się i pasuje do mnie - nie do końca wiedziałem, jak to wytłumaczyć.

Nie mogłem mu przecież powiedzieć, że chciałbym mieć coś, co odróżniałoby mnie od innych. Coś, co byłoby pamiątką po tym co się wydarzyło, a jednocześnie pomogłoby mi się oderwać od demonów przeszłości. Nie mogłem też powiedzieć, że ze wszystkich ludzi na świecie to właśnie on powinien to zrobić. On rozumiał. Znał mnie.

- Wielki Harry Potter chce się upodlić! - Snape wstał od stołu i spojrzał w moją stronę, gniewnie marszcząc brwi. - Dlatego ciągle tu przychodzisz? Żeby swoją czystą duszyczkę pobrudzić moją obecnością? A teraz chcesz, żebym naznaczył twoje ciało, a później pójdziesz na święta do swoich świętoszkowatych znajomych? Tak to sobie wyobrażasz?

Całkiem opacznie zrozumiał moje zamiary. W jednej chwili poczułem, jakby uleciało ze mnie całe powietrze. Poruszałem ustami jak ryba, wyciągnięta z wody.

- Nie... - wydusiłem w końcu. - Nie pasuję do nich i bez jakichś specjalnych starań. Oni otrząsnęli się z wojny, a ja nie otrząsnę się nigdy. Tak jak ty.

- Słucham?

- Przecież tyle razy opowiadałem ci, jak bardzo nie umiem się odnaleźć - załamałem ręce. - Myślałem, że zrozumiesz.

Wstałem ze smutną miną, starając się ominąć go i jak najszybciej dojść do wyjścia. Nie sądziłem, że tak odbiera to co się między nami dzieje. Działo. Sam już nie wiedziałem, czy nie wymyśliłem sobie tego wszystkiego.

- Wytłumacz się - nie pozwolił mi wyjść z pokoju.

Docisnął mnie do ściany swoim przedramieniem, napierając na moją pierś. Dopiero kiedy byliśmy tak blisko siebie, czułem, jak znacząco jest ode mnie wyższy. Pachniał świeżym praniem, ziołami i herbatą.

Wiedziałem, że słowa w żaden sposób nie wytłumaczą mu moich motywów, więc zrobiłem pierwszą i najbardziej słuszną rzeczy, która przyszła mi do głowy. Wspiąłem się na palce i połączyłem nasze usta w pocałunku. Niemal od razu odskoczył, przykładając palce do swoich warg.

To, co w tym momencie poczułem, śmiało mógłbym porównać do wbicia w moją pierś lodowego sopla. Wykorzystałem to, że cofając się, zrobił mi przejście i szybkim krokiem skierowałem się do wyjścia. Złapałem w rękę mój płaszcz i buty i wybiegłem na dwór. Śnieg niemal od razu zmoczył moje skarpetki, jednak nie przejmowałem się tym. Kiedy tylko przekroczyłem furtkę, teleportowałem się z głośnym trzaskiem.

Intuicyjnie przeniosłem się na wzgórze koło Nory. Dopiero teraz ubrałem płaszcz i buty, a później rzuciłem zaklęcie rozgrzewające. Okna małego domku jak zawsze były rozjarzone przyjemnym żółtym światłem. Tępy ból w piersi nie ustępował. Kiedyś i to było moje miejsce, a teraz mogłem jedynie patrzeć na nie z daleka i wspominać.

Czy tak samo będzie z domem Snape'a? Czy jak żałosny robak będę teleportował się na pobliskie wzgórza i wypatrywał jego sylwetki w oknie? Możliwe. Cieszyłem się chociaż, że umówił mnie już na spotkanie z doradcą w sprawie sprzedaży domu, a do uprzątnięcia została jedynie piwnica. Z tym mogłem poradzić sobie sam.

MOMENTY  (snarry)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz