Trzynasta przyszła dużo szybciej niż się spodziewałem. Byłem gotowy do wyjścia już o jedenastej. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić, więc powtarzałem każdą czynność kilka razy. Niemal spaliłem jedną ze swoich lepszych koszul, próbując ja idealnie wyprasować. W głowie ciągle tłukło mi się pytanie "czego on może ode mnie chcieć?".
W końcu ubrany w swoje najlepsze ubrania, z upiornie bladą twarzą i lekko zaczerwienionymi oczami teleportowałem się przed jego dom. Stał w oknie. Znikł, kiedy tylko się pojawiłem. Jedynie dzięki wciąż poruszającej się zasłonie, uwierzyłem, w to co zobaczyłem.
Otworzył drzwi, gdy byłem w połowie drogi. Patrzył na mnie wyczekująco, a ja za wszelką cenę unikałem jego wzroku. Znajomy zapach jego domu i świątecznych potraw sprawił, że znów poczułem to kłujące uczucie w piersi. Bez słowa powitania schyliłem się, żeby zdjąć buty a on zamknął drzwi.
- Gdzie się podziewałeś, kiedy ostatnio stąd wyszedłeś? - jego głos był spokojny i delikatny.
Nie tego się spodziewałem.
- Mam kilka swoich miejsc, w których lubię pomyśleć - odpowiedziałem, podążając za nim w stronę salonu.
Nie zamierzałem mu powiedzieć, że przesiedziałem pół nocy na wzgórzu obok domu Weasleyów. Aż tak nisko nie upadłem.
- Dlaczego nie przyszedłeś wcześniej?
- Nie byłem gotowy - odniosłem się do jego wiadomości.
Na stole była rozstawiona zastawa, a na kuchennym blacie stało kilka misek pełnych jedzenia.
Odwrócił się nagle, przez co niemal na niego wpadłem. Zanim zdążyłem się cofnąć, złapał moją brodę i uniósł twarz do góry. Byłem spięty i zestresowany. Od rana przygotowywałem się na szyderstwa i kłótnię. Na starego Snape'a.
- Przepraszam - pierwszy raz słyszałem, żeby wypowiedział to słowo.
Lekko uniosłem wzrok, żeby sprawdzić, czy nie żartuje. Wyglądał poważnie, a na policzkach miał niewielkie rumieńce.
- Nie spodziewałem się... zaskoczyłeś mnie wtedy - lekko się zająknął.
Potrząsnął zirytowany głową. Wiedziałem, że nie lubi okazywać słabości. Wciąż trzymając moją brodę, zaczął się powoli przybliżać do moich ust. Serce biło mi tak szybko, jakby chciało wyskoczyć z piersi prosto na jego dłonie.
Pocałunek był powolny i delikatny a jego usta miękkie. Roztopiłem się zupełnie, kiedy poczułem, jak przesuwa językiem po mojej dolnej wardze. Złapałem jego koszulę i mocniej przyciągnąłem do siebie. Jego dłoń przesunęła się na mój policzek, promieniując ciepłem. Wykorzystał moment, w którym cicho jęknąłem, żeby wsunąć język do moich ust. Tak powinno to wyglądać za pierwszym razem, jednak obaj jesteśmy zbyt uszkodzeni, żeby życie wyglądało jak z bajki.
Pociągnął mnie w stronę swojego fotela. Opadłem na jego kolana, ani na chwilę nie przerywając pocałunku. Teraz miał do mnie łatwiejszy dostęp. Jego dłonie były na mojej talii, plecach i szyi. Przyciskał mnie do siebie, jakby obawiał się, że znów ucieknę. Całowałem się w życiu z kilkoma osobami, ale nikt nie robił tego tak jak Snape. Z taką pasją i żarem, jakby od każdego ruchu warg i muśnięcia językiem zależało nasze życie.
- Chciałem to zrobić w kinie, kiedy pachniałeś tym swoim napojem i lemoniadą - wyszeptał z ustami przy mojej szyi, kiedy oderwaliśmy się od siebie, żeby wziąć oddech. - I wtedy na strychu, na tej okropnej kanapie.
Ton jego głosu był niższy niż zwykle i lekko chrapliwy. Przesuwał nosem i ustami po każdym skrawku mojej szyi, który miał w swoim zasięgu.
- Ja też - udało mi się powiedzieć, między westchnieniami. - I wtedy w restauracji, albo kiedy rzucaliśmy się śnieżkami.
Wróciliśmy do całowania. Moje dłonie znalazły drogę do guzików jego koszuli i zaczęły je metodycznie odpinać. Nie oponował. Wiedziałem, że wszystko dzieje się szybko, ale nie chciałem przerywać. Nie byliśmy normalną parą, ani tym bardziej normalnymi ludźmi. Mieliśmy swoje tempo i rytm. Skóra na jego piersi była niezwykle ciepła. Chwilę później to ja zająłem się jego szyją. Wycałowałem bliznę po ugryzieniu Nagini, miejsce za uchem i blade ramię. Smakował ciepłem i domem. Tak jak powinien.
Chwilę później wsunął dłoń pod moją koszulę, pozbawiając nas reszty zahamowań. Nie miał tyle cierpliwości co ja, w połowie rzędu guzików mojej koszuli poddał się i mocno szarpnął materiał, rozsypując je wszędzie wokół. Przycisnął mój nagi tors do swojego, pomagając mi zrzucić resztki materiału na ziemię. Głaskał i drapał moje plecy, ściskał pośladki. Czułem jego gorącą erekcję na swoim udzie, mimo warstw materiału.
- Nie tutaj - wyszeptał mi do ucha, kiedy zacząłem kierować dłoń w stronę zapięcia jego spodni.
Podniósł się z fotela, trzymając mnie w ramionach i skierował w część domu, której jeszcze nie znałem. Znajdowała się tam jego pracownia i sypialnia.
Nie miałem czasu, żeby podziwiać jej wystrój, bo niemal od razu przycisnął mnie do miękkiego materaca. Reszta ubrań wylądowała na ziemi chwilę później. Wyznałem mu, że nigdy nie robiłem tego z mężczyzną, a on kazał mi się nie martwić. Poddałem się wszystkiemu, co robił. Kiedy zsunął się z łóżka i klęknął między moimi nogami, wiedziałem, że będzie warto.
Wplątałem drżące palce w jego czarne włosy i patrzyłem, jak obejmuje mnie ustami. Czarne oczy błyszczały pożądaniem i pożerały każdy kawałek mojej skóry. Kiedy przyszła kolej, żebym się odwdzięczył, nie miałem żadnych wątpliwości. Jemu też musiał się podobać widok mnie na kolanach. Reagował głośniej, niż to sobie wyobrażałem. Jego westchnienia, jęki i ciche słowa pochwały były muzyką dla moich uszu.
Kiedy po wszystkim leżeliśmy nadzy, zaplątani w czarną pościel byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Wciąż czułem jego smak w swoich ustach, a tuż pod moim uchem równo biło jego serce.
Świąteczny obiad zjedliśmy godzinę później. Był wyborny, jak wszystko, co robił Severus. Po obiedzie nie mieliśmy siły na seks i kolejne orgazmy, więc po prostu leżeliśmy na kanapie, rozmawiając o błahostkach. Lubiłem sposób, w jaki gładził moje biodro i to, jak się uśmiechał, kiedy myślał, że nie patrzę.
Tej nocy nie wróciłem na Grimmauld Place.
CZYTASZ
MOMENTY (snarry)
RomanceSłodka opowieść o miłości ♥ Harry ma 22 lata i pracuje w Ministerstwie, jednak nie może odnaleźć się w realiach świata po wojnie. Jego przyjaciele już dawno otrząsnęli się z traumy, a on tkwi w miejscu. Czy na ratunek przyjdzie mu pewien posępny, cz...