Harry zachłysnął się tym pocałunkiem, dłonie zaciskając na białej koszuli mężczyzny. Pozwalał pochłaniać się bez reszty, czując, że w Severusie zaszła jakaś zmiana. To nie był gest mężczyzny ogarniętego przez pożądanie, a takiego, którym kierowały znacznie głębsze uczucia, takiego, który właśnie odzyskał coś niezwykle cennego. Ich usta i języki ocierały się do siebie, aż obu zabrakło powietrza. Oderwali się wtem od siebie i spojrzeli sobie w oczy, dzieląc ten intymny moment świadomości, że ich układ nie miał prawa zostać jedynie pozbawioną emocji przygodą. Na to było już za późno.
- Co się stało? Jaki mamy dzień? Straciłem przytomność, goniąc za Bellatrix? - zapytał Harry, wciąż zdezorientowany tym, że obudził się w skrzydle szpitalnym i wszyscy obecni wyglądali na okropnie przejętych.
- Najpierw muszę coś sprawdzić.
Snape zapiął mankiety swojej koszuli, by nie paradować dłużej ze znakiem śmierciożercy na wierzchu i wyciągnął swoją różdżkę, raz jeszcze przeprowadzając diagnostykę stanu zdrowia chłopaka. Miał przy tym skupiony wzrok i ciężki do odczytania wyraz twarzy. Po kilku chwilach miał już pewność, że Potter wrócił do pełni sił, a jego moc zregenerowała się na tyle, by nie pozostawiać wątpliwości, że jego potencjał magiczny był szalenie wysoki, przewyższający wszystko, z czym Mistrz Eliksirów miał styczność.
Severus opowiedział mu wszystko. Poczynając od tego, że rzucił klątwę cruciatus na Bellatrix, przez to, jak pozbawił ją życia samą intencją, aż po to, w jakim stanie trafił do skrzydła szpitalnego i w jaki sposób on sam odbudował jego magię, a co za tym idzie zdrowie.
Chłopak spoglądał na niego z nieco zaszklonymi oczami, najwyraźniej będąc w szoku przez to wszystko, co usłyszał.
- Ryzykowałeś dla mnie życie? - zapytał, nerwowo miętoląc pościel w ręce.
- Przekazałem ci, że masz w sobie potencjał magiczny, dzięki któremu nawet silnego czarodzieja jesteś w stanie zabić jak nic nie znaczącego robaka, a ty martwisz się tym, że ryzykowałem, by cię uratować?
Snape prychnął pod nosem z niedowierzaniem, zgrabnie maskując, że tak naprawdę złapało to w garść jego serce. Ten cholerny chłopak był czasami tak diabelsko niewinny i zarazem heroiczny, że wydawało się to wręcz nierealne. Tak jak to, że to akurat na niego spoglądał w ten sposób.
Harry zmarszczył nos na ten komentarz i wziął głęboki wdech, zastanawiając się, nad tym, co jego potencjał magiczny mógł wnieść do nadchodzącej wojny. Na pewno nie był super użyteczny, skoro użył go nieświadomie i przez to wylądował w szpitalu na niemalże tydzień. Dość beznadziejna umiejętność.
- Będziesz musiał nauczyć się ją kontrolować, kształtować i przewodzić tak, by nie wyrządzała Ci krzywdy. Widzisz, Potter, posiadanie takiej mocy, to jak połknięcie bomby atomowej, która w każdej chwili może się uaktywnić.
- A czy ty będziesz w stanie mi pomóc ją okiełznać, sir? - zapytał z nadzieją chłopak, spoglądając w te czarne, pochłaniające oczy.
- Owszem, Potter.
Harry uśmiechnął się szeroko, czując, jak szczęście rozpiera go w piersi. Jego nastrój najwyraźniej udzielił się także jego profesorowi, albowiem kącik ust mężczyzny drgnął ku górze. Korzystając z ich chwili prywatności, Snape osunął lekko bransoletkę, którą podarował chłopakowi, odsłaniając tym samym mocno poparzone miejsce. Przyłożył do niego różdżkę, by użyć zaklęcia leczącego, ale młodzieniec pokręcił głową.
- Chcę mieć po tobie ślad.
Po tych słowach Severus poczuł, jak pożądanie kiełkuje w jego podbrzuszu, ale otwierające się drzwi do lecznicy opanowały jego chwilę słabości. Skinął głową ze zrozumieniem i zakrył bransoletą ślad, który zamieni się niebawem w bliznę.
Potter dumnie nosił ślady jego obecności i karmiło to sadystyczne skłonności starszego mężczyzny. Podobała mu się myśl, że w ten sposób stale znaczył ciało swojego niedoświadczonego, niedoszłego jeszcze kochanka.
Snape wstał, słysząc, że w ich kierunku szły trzy pary kroków, nie dwie i wiedział, że jedne z nich należały do wilkołaka, który nie darzył go ani zaufaniem, ani jakimkolwiek innym pozytywnym uczuciem. Nadal nie był w nastroju, by wysłuchiwać jego oskarżeń, toteż ewakuacja była najlepszym sposobem, by uniknąć konfrontacji. Posłał mężczyźnie ostrzegawcze spojrzenie, kiedy Lupin chciał się odezwać, jakby chciał mu przekazać, że to nie był odpowiedni czas i miejsce na sprzeczki, w końcu Potter dopiero co się wybudził. Usta Remusa zamknęły się tak szybko, jak się otworzyły i bez słowa ruszył ku chłopakowi, podczas gdy Snape zgarnął dyrektora, by omówić z nim plan działania.
(...)
Zbliżała się przerwa wielkanocna i oczywistym stało się, że Harry nie mógł tym razem opuścić szkoły, nawet jeśli miałby spędzić ten czas w domu Weasleyów. Rozmowa z Dumbledorem była owocna i to nie było jedyne ustalenie, do jakiego udało im się dojść. Potter musiał być pod stałą obserwacją i tak jak w trakcie roku Ron i Hermiona mieli raportować o wszelkich niepokojących rzeczach, tak na czas świąt chłopak miał być pod opieką Severusa. Mężczyzna ostentacyjnie wyraził swoje niezadowolenie tym faktem, ale ostatecznie zgodził się udostępnić chłopakowi pokój gościnny w swoich komnatach.
Do tego czasu profesor eliksirów musiał znaleźć sposób, by tonować szybko nagromadzający się potencjał magiczny chłopaka, by nie doszło do kolejnej tragedii. Dopiero potem mógł myśleć o lekcjach, które nauczyłyby go kontrolować i przelewać tę moc na zaklęcia. Oszacował, że do wakacji powinien być w stanie sprawić, że nowo odkryta moc Pottera stanie się tajną bronią, o której Voldemort nie miał pojęcia.
Dni i noce spędzał na pracach badawczych, szukając w różnych źródłach czegokolwiek, co choćby wspominało o podobnej potędze w rękach czarodzieja. Nie lękał się nawet mitów, legend i opowieści, które mogły być całkowicie zmyślone. Potrzebował dosłownie każdego skrawka informacji, by zapewnić powodzenie tej misji.
W tym samym czasie Harry odchodził od zmysłów. Snape nie pojawiał się na posiłkach, na lekcjach, nie kręcił się nawet po korytarzu i choć Dumbledore zapewnił go, że mężczyzna ma się dobrze i jest skupiony na swoim zadaniu, to młodzieniec czuł się na swój sposób ignorowany. Nauczyciel najpierw ryzykował dla niego życie, całował go z czułością, by potem zapaść się pod ziemię i zostawić go z buzującymi hormonami i magią, która wydawała się swędzieć go pod skórą.
Chłopak był poirytowany i zaczął się dystansować od wszystkich, co było jednym z zachowań, na które zwrócił Hermionie uwagę profesor Dumbledore. Dziewczyna starała się nienachalnie towarzyszyć mu podczas lekcji i zajęć pozalekcyjnych, a kiedy ten miał jej dość podsyłała Rona, by robił dokładnie to samo.
- Nie musicie tak za mną chodzić, wiecie? Nie planuję rzucić się z wieży astronomicznej — powiedział w końcu, kiedy przez cały dzień nie miał żadnej chwili tylko dla siebie.
Ron i Hermiona spojrzeli po sobie, jakby zastanawiali się, czy wypowiedzieć na głos swoje obawy, czy jednak udawać, że po prostu chcą z nim spędzić jak najwięcej czasu przed Wielkanocą. Młody Weasley szturchnął dziewczynę łokciem, dając jej znać, by to ona się odezwała.
- Martwimy się o ciebie. Profesor Dumbledore mówił, że bardzo łatwo możesz znów przeładować się magią.
Harry wzruszył tylko ramionami na te słowa troski, bo sam najlepiej wiedział, że czuł się, jakby coś się w nim gotowało, albo żyło własnym życiem i pragnęło się wydostać na wolność. Gdyby nie fakt, że jego bransoletka od czasu do czasu rozgrzewała się na jego skórze, pewnie straciłby zmysły i wybuchł gdzieś na korytarzu.
- Stary, pogadaj z nami, może chociaż trochę ci ulży — dodał Ron, spoglądając wprost na swojego przyjaciela.
- Nie ulży mi, potrzebuję Snape'a, bo tylko on wie co na to poradzić, ale oczywiście w tym momencie zrobił sobie wakacje i nigdzie nie wychyli tego swojego surowego łba.
- Harry, przecież wiesz, że pracuje nad tym, by ci pomóc.
Hermiona wyglądała na zmartwioną, ale też speszoną tym, że jego najlepszy przyjaciel tak bardzo łaknął obecności profesora eliksirów. Jej chłopak być może był zbyt ślepy, by to zauważyć, ale ona miała pewność, że tu wcale nie chodziło o szukanie rozwiązania, a samą bliskość.
- Najwyraźniej za słabo! - warknął, czując, jak skronie zaczynają mu pulsować i wypełnia go ta znajoma wściekłość.
- Harry, twoje ręce...
Chłopak spojrzał w dół i od razu zrozumiał, o czym mówiła Hermiona. Jego skóra wydawała się prześwitywać niczym cienki pergamin, a spod niej wydobywało się rażące oczy, pulsujące światło. Serce zaczęło dudnić mu w piersi, kiedy próbował to jakoś kontrolować, ale przynosiło to odwrotny skutek i poświata zaczęła przenosić się wyżej, w kierunku jego barków i szyi.
- Musimy go zabrać do profesora Snape'a! Już!
Ron poderwał się z miejsca, nie kwestionując tego, chociaż był pewien, że to dyrektor byłby lepszym wyborem. Złapał Harry'ego pod ramię i dźwignął go, szybkim krokiem kierując się w stronę schodów prowadzących do lochów.
- Zawiadom Dumbledore'a! - krzyknął, jeszcze zanim zniknął za rogiem.
Kiedy udało im się dotrzeć do czarnych, znajomych drzwi Potter wydawał się tracić już przytomność, a to z pewnością byłoby tragiczne w skutkach. Rudowłosy chłopak uderzył w drzwi kostkami kilkukrotnie, nie szczędząc na to sił i dosłownie po kilku sekundach, te otworzyły się gwałtownie, a w ich miejscu stał Mistrz Eliksirów, patrząc na niego surowo. Kiedy czarne oczy padły na pochylonego lekko gryfona, jego wyraz twarzy zmienił się lekko, wyrażając cień obawy.
- Zostaw go mi i wynoś się.
Severus podszedł do młodzieńca i zgarnął Harry'ego w swoje ramiona, wracając do swoich komnat. Butem zatrzasnął za sobą drzwi, zostawiając zdezorientowanego Weasleya po drugiej stronie i prędko ułożył chłopaka na swojej kanapie.
- Powinieneś był od razu do mnie przyjść, głupcze — warknął, rozrywając jego koszulkę silnym ruchem.
Czarnym oczom ukazały się złote, przypominające rozgałęziony piorun linie, które z każdą sekundą rozprzestrzeniały się po tym młodym ciele, niebezpiecznie zbliżając się do serca. Snape wypowiedział kilka zaklęć, ale te zaledwie na kilka sekund powstrzymywały proces.
- Severus, nie utrzymam tego dłużej.
Harry mówił przez zęby, jego dłonie były zaciśnięte niemalże do krwi i z wysiłku był zlany potem. Nawet jego zielone oczy przybierały teraz złotawy kolor. Mężczyzna zaklął pod nosem, kiedy metody, o których czytał i nad którymi pracował, nie przyniosły efektu.
Przypomniał sobie kartkę zapisaną eleganckim pismem, którą znalazł podczas czytania jednej z naukowych publikacji. Początkowo uznał ją za marny żart, bo według niej jedynym sposobem, by zatrzymać mocno zaawansowany już stan było przekazanie magii drugiej osobie, takiej, która sama była na tyle potężna, by ją przyjąć i która darzona była zaufaniem i głębokim uczuciem przez czarodzieja, który borykał się z własnym potencjałem.
Snape był przekonany, że nawet jeśli był to realny sposób na rozwiązanie problemu, to nie było szans, by Harry ufał mu do tego stopnia, nie mówiąc nawet o żadnym innym uczuciu niż to, że pragnął się z nim przespać. Co jednak miał do stracenia? Gdyby zostawił go samego sobie, to erupcja takiej magii mogłaby roznieść jego komnaty w pył, a może i nawet całe lochy. Musiał spróbować wszystkiego.
- Potter spójrz na mnie.
Zażądał, a zdezorientowane spojrzenie odnalazło jego własne, czarne tęczówki. Chłopak wydawał się rozpadać mu w dłoniach. Zaklął soczyście w myślach i trzymając go za kark, przyciągnął do pocałunku. Tym razem nie gniotącego, pełnego żądzy i podniecenia, a delikatnego i intymnego, jakby mężczyzna chciał mu przekazać, że nie ma zamiaru zrobić mu krzywdy. Przez trzy sekundy nie było żadnej reakcji, ale w końcu usta Pottera poruszyły się i otarły z wyczuciem, a drżące dłonie spoczęły na ramionach profesora, który natychmiastowo pogłębił pocałunek, zagłębiając język pomiędzy jego zęby.
I wtedy to poczuł. Skrzącą się, czystą i nieokiełznaną magię, która przelewała się na niego z każdym otarciem się ich języków. Niemalże biała już poświata ogarnęła ich ciała, łącząc ich w swoistym kokonie, odseparowanych od świata. Snape ułożył się pomiędzy udami chłopaka i ogarnięty przez nagły przypływ podniecenia zaczął całować jego szyję, zahaczać ją zębami, dłońmi zaborczo trzymając biodra swojego ucznia. Jego własna, ciemna niczym węgiel moc zaczęła mieszać się ze złotem, zduszać je i tonować i kiedy wargami dotarł do paska od spodni to zielone oczy, spoczęły na jego twarzy.
Potter wyglądał dużo lepiej, nie świecił się już jak Supernova, a pioruno podobne ślady cofnęły się już do jego przedramion i zdawały się wchłaniać w skórę o coraz bardziej naturalnej barwie.
- Severus, proszę.
Słodki dźwięk jego własnego imienia, tak błagalnie wypowiedziany przez Pottera sprawił, że nie potrafił mu odmówić. Nie teraz, kiedy czuł potęgę jego mocy, wypełniającą jego własne żyły, kiedy on sam oddał mu część siebie. Miał głęboko gdzieś moralne zasady i regulamin, od kiedy się nimi kierował? Gorączkowo rozbroił jego pasek i płynnym ruchem zdjął ze szczupłych bioder zarówno spodnie, jak i bieliznę.
Nosem przesunął po udzie chłopaka, zanurzył go w jego pachwinie, rozkoszując się słodkim zapachem podniecenia i objął palcami jądra, zaciskając się na nich ciasno.
- Jeśli jeszcze raz nie przyjdziesz do mnie na czas, to będziesz mógł o tym zapomnieć, jasne?
Ostrzegający, niski ton Severusa i jego silna dłoń zaciśnięta w tak wrażliwym miejscu sprawiły, że Harry mimowolnie jęknął i nie mogąc wypowiedzieć ani jednego słowa, skinął gorączkowo głową.
- Dobry chłopiec.
Po tych słowach Snape rozluźnił swoje palce i złapał u trzonu męskość, która była już w pełnej erekcji. Bez chwili zawahania wziął ją pomiędzy wąskie usta, od razu zachłannie zasysając się na niemalże całej długości, a biodra Harry'ego szarpnęły się ku górze. Chłopak usiłował sięgnąć do włosów profesora, ale ten zdecydowanym ruchem docisnął jego nadgarstki do materaca, uniemożliwiając mu to.
- Severus... nie wytrzymam dużo dłużej. Cholera jasna...
Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem, na widok tego, jak to młode ciało wije się pod nim w rozkoszy i uwolnił jedną z jego dłoni, własną dokładając na trzon, który zaczął dopieszczać w ruch swojej głowy, znacznie przyspieszając. Nie minęło kilka sekund, a chłopak rozlał się w jego ustach, dochodząc z głośnym, bezwstydnym jękiem, podrywając tors ku górze, który potem opadł niemalże bezwiednie.
Snape otarł swoje usta nadgarstkiem i wsparł się na swojej ręce, by spojrzeniem ogarnąć półnagie ciało, leżące w pełnym rozluźnieniu na jego kanapie. Wzrokiem ogarnął każdy centymetr jego ciała i w końcu odezwał się, nieco zachrypniętym tonem.
- Chyba znaleźliśmy sposób na opanowanie Twojej magii.
Chłopak poprawił okulary na nosie i podniósł ręce, które teraz były jak z waty, ale faktycznie wyglądały całkowicie normalnie. Zaśmiał się pod nosem i zaczesał w tył wilgotne od potu włosy.
- Podoba mi się ten sposób.
Snape musiał przyznać, że jemu też, ale nie wypowiedział tego na głos. Nie mógł w końcu pozwolić, by była to jedyna opcja. Nie w każdych warunkach mógłby go tak rozładować, jak przyjemne by to nie było.
- Jak dojdziesz do siebie, to zaczniemy pracę nad inną opcją, w której nie będę musiał porywać Cię do swoich komnat.
Harry chciał powiedzieć coś na temat tego, że nie musieli się wcale ograniczać co do miejsca, ale po pomieszczeniu rozległ się dźwięk pukania. Snape podniósł się z kanapy i poprawił swoją szatę tak, by ukryła duże wybrzuszenie w spodniach. Zaklęciem przywrócił swoje włosy do normalności i podszedł do drzwi, które uchylił lekko, tak, by nikt nie zobaczył półnagiego Pottera na jego kanapie.
- Sytuacja opanowana, Panie Weasley. Potter jest teraz osłabiony, jak tylko będzie się nadawał, to z miłą chęcią odeślę go do waszej wieży.
Ron podejrzliwie spojrzał na twarz profesora, która wydawała się jakaś wyjątkowo łagodna, pomimo słów, które padły i wychylił głowę, chcąc zajrzeć do środka, ale postawne ciało zasłoniło mu widok.
- Minus pięć punktów, za nadmierną ciekawość.
Po tych słowach dębowe drzwi zatrzasnęły się przed przyjacielem Harry'ego po raz drugi tego dnia.
CZYTASZ
Pozory
FanfictionSeverus Snape ma za zadanie pomóc Harremu zbudować mury wokół jego umysłu, by Voldemort nie miał do niego swobodnego dostępu. Z każdą lekcją i każdym sukcesem forteca jego własnego umysłu popada w ruinę obnażając jego prawdziwe oblicze i... pragnien...