Rozdział czwarty

32 3 0
                                    

ŚWIAT NIEROZPOZNANYCH. OSIEM TYSIĘCY LAT WCZEŚNIEJ.

— Hepo! — Lasuco biegnie w jej kierunku. Kiedy słyszy swoje imię, odruchowo zatrzymuje się i jednocześnie odwraca do bruneta. — Dlaczego na mnie nie poczekałaś? — pyta zdyszany, zbliżając się do niej.

— Nie mam takiego obowiązku. — Puszcza mu oczko i delikatnie unosi kąciki ust. — Dobra, chodźmy, bo się spóźnimy.

— Poczekaj! Daj mi odetchnąć! — bierze głębokie oddechy, a potem przykłada dłoń do klatki piersiowej i lekko się schyla.

Podnosi głowę i patrzy na Hepo z uśmiechem.

— Już przestań, Lasuco. Naprawdę chcesz się spóźnić? Vetmin nie lubi, jak ktoś to robi.

— Dobra, idę, idę — prostuje się, wciąż łapiąc powietrze i rusza przed siebie.

Podczas ich drogi przez długi, kręty korytarz, natrafiają na innych nierozpoznanych. Widać po niektórych, że niepokoi ich to, co ma się zaraz odbyć. Na ich twarzach gości smutek pomieszany z radością i stresem. Rozmawiając między sobą, wszyscy podążają w kierunku miejsca, do którego Vetmin chciał, aby się udali.

Od razu po wyjściu z budynku, promienie słoneczne uderzają w ich twarze. Choć próbują się od nich zasłonić, na ustach większości pojawi się uśmiech. Pojedyncze osoby zaczynają wciągać świeże powietrze nosem, przy tym zamykając oczy.

— Uwielbiam taką pogodę — jedna z nich wzdycha i patrzy w górę, nadal się szczerząc.

Jednak ona nie zamierza utrzymać się za długo. Gdy na niebie pojawia się kilka czarnych chmur, wszyscy już to wiedzą.

— Przez chwilę było tak pięknie — mówi Hepo z lekkim załamaniem.

— Na pewno zaraz przejdzie — odzywa się Lasuco. — A tak zmieniając temat, gdzie on jest? Kazał nam przyjść przed czasem, a sam się spóźnia.

Słyszą trzepot skrzydeł. Każdy odruchowo zerka w niebo, po którym leci Vetmin, trzymając w dłoniach białą kartkę. Potem powoli ląduje na ziemi niedaleko nierozpoznanych.

— Pora zaczynać — rzecze, kiedy jego stopy dotykają posadzki. — Witam na oficjalnym teście! Dziś udowodnicie, kto jest godzien, aby zostać tym, kim zechce.

Muszą przed nim stanąć. Gdy już to uczynią, ma zamiar im oznajmić, kto z kim będzie w parze. W ten sposób tworzy się jedna, długa linia. Wszyscy z niecierpliwością czekają na decyzję władcy, a rozmowy między nimi nie cichną.

— Cisza! — jego głos odbija się echem a fale dźwiękowe dochodzą do ich uszu, na co natychmiast zakrywają je dłońmi. Mocno zamykają oczy oraz zaciskają zęby. — Nie zawaham się zrobić tego jeszcze raz. Nie życzę sobie takiej atmosfery na tym terenie! Zrozumiano?!

— Tak — orzekają prawie jednocześnie.

Vetmin odchrząkuje i wędruje wzrokiem po swoich uczniach. Jego oczy chodzą na lewo i na prawo, szukając odpowiednich nierozpoznanych. Przechodzi wzrokiem na papier, na którym ma zapisane, jakie imiona mają być ze sobą w trakcie testu. Po chwili zaczyna je wypowiadać. Wszyscy wymienieni po kolei zmierzają w kierunku swoich miejsc, a pozostali spoglądają na oddalające się pary. Jeszcze Hepo, Lasuco i dwoje pozostałych nierozpoznanych nie usłyszeli swoich imion. Spoglądają na siebie, wyglądając na podenerwowanych.

Nastaje cisza. Słyszą tylko pisk w uszach. Wprawia to ich w uczucie nie komfortu. Vetmin kładzie sobie rękę zwiniętą w pięść pod brodę i zaczyna stawiać kroki. Chodzi w tę i wewtę, nie zmieniając pozycji.

Polowanie na Anioła Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz