9. Spotkanie

45 2 2
                                    


Siedziałam przed pokojem przesłuchań. Po tym jak Michael zadzwonił do swoich znajomych z pracy i przyjechała policja która go zabrała wszystko działo się równocześnie tak szybko jak i w zwolnionym tępię. To było naprawdę ciężkie do opisania. Obserwowałam jak w mieszkaniu zjawiają się policjanci, technicy, jak jakiś mężczyzna zakuwa ojca w kajdanki, ktoś zabezpieczał ślady, zaprowadzono mnie do karetki gdzie jakiś lekarz próbował ze mną nawiązać rozmowę ale ja byłam w za dużym szoku.

Wpatrywałam się w jeden punkt naprzeciwko siebie. Czy mój ojciec skrzywdził tamtą dziewczynę? A jeżeli nie to kto to zrobił? W jaki sposób znalazła się martwa w łóżku Michaela?

Z zamyślenia wyrwały mnie krzyki dochodzące z korytarza. Odwróciłam głowę w tamtą stronę dostrzegając Liz kłócącą się z policjantem. Wstałam z niewygodnego krzesła a następnie w kilku krokach znalazłam się koło kobiety. Umilkła po czym bez słowa przyciągnęła mnie do siebie. Jedną rękę trzymała z tyłu mojej głowy a drugą na mojej szyi podczas gdy ja szczelnie otuliłam ramionami jej chudą talię.

-Nic ci nie jest?- zapytała szeptem- Co tam się stało?

-Aby tego się dowiedzieć powinny panie złożyć zeznania- oznajmił rzeczowym tonem mężczyzna.

Przeszliśmy do małego pomieszczenia w którym był niewielki stół na którym leżały jakieś papiery oraz długopis. Po jednej jego stronie były dwa krzesła a po drugim jedno. Ściany były pomalowane szarą farbą. Usiadłam na jednym krześle a obok mnie usiadła Liz. W świetle prawa jako żona Michaela była moim prawnym opiekunem.

-A więc od początku- oznajmił mężczyzna- Proszę mi wszystko opowiedzieć. Co wczoraj robił Michael Williams, jak znalazła pani ciało i czy mąż byłby wstanie zabić tamtą dziewczynę.

-Ja... nie wiem- odpowiedziała cicho Liz na co razem z policjantem przenieśliśmy na nią pytające spojrzenie.

-Jak to pani nie wie?

-Liz?

Kobieta cicho westchnęła po czym rozmasowała sobie skroń.

-Wczoraj wieczorem byliśmy w oboje w pracy- zaczęła- Spotkaliśmy się w jakieś knajpce aby zjeść kolację ponieważ nie widzieliśmy sensu czegoś gotować skoro Alivia miała nie wrócić na noc. Zanim dostaliśmy jedzenie pokłóciliśmy się. Ja pojechałam do swojej przyjaciółki a on... nie wiem. Nie interesowało mnie to. Sądziłam że jest na tyle dojrzały aby nie zrobić żadnej głupoty.

-Głupoty?- powtórzył z niedowierzaniem policjant- Pani mąż jest oskarżony o morderstwo niepełnoletniej dziewczyny która przed śmiercią została zgwałcona. To pani nazywa głupotą?!

Spięłam się na słowa mężczyzny. Mój ojciec doskonale wiedział co spotkało Tess. Przecież nie zrobiłby tego innej dziewczynie z świadomością co przechodziła później moja przyjaciółka. Prawda? Nie mógłby. Przecież Michael Williams był uznawany za jednego z najbardziej honorowych ludzi. Nie skrzywdziłby kogoś kto był jeszcze dzieckiem.

A przynajmniej tak sądziłam. Uważałam że znałam swojego ojca na tyle dobrze aby dać sobie nawet uciąć za to rękę. Zapomniałam że każdy nosił maskę ukrywając prawdziwego siebie. Ukrywając swoją gorszą wersję.

-Doskonale zdaję sobie z powagi sytuacji- odpowiedziała zdecydowanie za ostro Liz.- Zwyczajnie źle dobrałam słowa. To się zdarza.- dodała spokojniej.

W tamtej chwili miałam wrażenie że siedziała koło mnie obca kobieta. Uważałam Liz za najspokojniejszą osobę jaką było mi poznać.

-To ciebie zastaliśmy w mieszkaniu- zwrócił się w moją stronę policjant po rzuceniu Liz ostatniego zrezygnowanego a zarazem zirytowanego spojrzenia.

umowa na miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz