Rozdział 8

1 0 0
                                    

17:02 (dwie i pół godziny później)

Przynosiłem jej tak różne słodycze, aż mała pokazała na ośmiornicy uśmiechniętą buźkę. Tak naprawdę pluszanka była spłaszczona, ale uznałem to za "Możesz otworzyć drzwi". Wziąłem z mojej szkatułki spinkę i otworzyłem nią drzwi. Loleńka siedziała na podłodze w otoczeniu czekolady, żelków, pianek i chrupek owocowych, które jej poprzynosiłem. Widząc mnie, uniosła wzrok, ale zaraz potem opuściła go wraz z uszkami.

-Lola?- szepnąłem.- Chodź, myszeczko, siedzisz tu już chyba dwie godziny. Zaraz wilka złapiesz.

Pomogłem jej wstać, bo nogi jej zdrętwiały, dałem jej bluzę, a później położyłem ją do łóżka.

-Może się z tym prześpij, maleństwo- powiedziałem cicho głaszcząc jej główkę.- Uspokoisz się i od razu będziesz weselsza.

Loleńka pokiwała głową i przykryła się kocem.

-Ale tylko godzinę- uprzedziłem, nim zamknęła oczy.- Bo nie będziesz mogła zasnąć w nocy. Słodkich snów- dodałem i zszedłem na dół. Ubrałem kurtkę, buty do jazdy konnej, z kuchni wziąłem kilka marchewek oraz jabłko i wyszedłem na dwór w celu sprawdzenia, co u Angusa. Podszedłem do ogrodzenia, a ogier od razu ruszył truchtem w moją stronę. Dałem mu kawałek marchewki i spytałem:- I co ja mam z nią zrobić? Przypomniała sobie najgorsze chwile swojego życia, a tych dobrych nie pamięta... Ah, mały, zazdroszczę ci- mruknąłem, a Angus przytknął chrapy do mojego czoła. Pogłaskałem go po szyi i wspiąłem się na ogrodzenie, by następnie przeskoczyć na jego grzbiet. Usiadłem na nim po damsku i kątem oka ujrzałem, że jakiś samochód zatrzymuje się pod naszą bramą. Zmarszczyłem czoło. To nie było ferrari Vlada ani Range Rover Mitii, tylko srebrne audi sprzed paru lat. Zeskoczyłem z Angusa i podszedłem do bramy. Właściciel audi wysiadł ze swojego samochodu, a wtedy moim oczom ukazał się na oko trzydziestopięcioletni brunet w koszuli i jeansach. Pod lewym okiem miał truskawkowe znamię. Uniosłem jedną brew i przetaksowałem nieznajomego wzrokiem. Miałem wrażenie, że trochę za często to robię. Jak typowy Słowianin.- Coś pan potrzebujesz?- spytałem opierając dłoń na biodrze.

-Może wejdziemy do środka?- zaproponował. Wzruszyłem ramionami i zaprosiłem go do domu.- Ciekawy wystrój- zauważył rozglądając się po przytulnym wnętrzu.

-Nie widzę w tym nic dziwnego- odrzekłem.

-Nie, nie. Jest... Przyjemny- stwierdził.

-Ale co pan chcesz?- zapytałem.

-Nic takiego. Tylko...- nie dokończył i zza paska wyszarpnął Glocka.

-Wow- mruknąłem.- Prawie się tego nie spodziewałem- syknąłem, a mężczyzna do mnie dopadł. Nawet nie starałem się walczyć. Byłem zbyt zmęczony, by wygrać, a nie chciałem, by Lola się obudziła. Mogłem ewentualnie podejść tego skurwiela sposobem, ale musiałby się trochę odsunąć. Przyłożył mi lufę do gardła i szepnął:

-Wiem, że mała jest na górze. Oddasz mi ją i nikomu nic się nie stanie.

-Nie- odparłem ostro.- Kupiłem ją legalnie, więc nikomu nie będę jej oddawał.

-Słuchaj, sukinsynu- warknął mężczyzna łapiąc mnie za włosy. Wykręcił rękę w taki sposób, że opadłem przed nim na kolana.- Chyba nie orientujesz się, w jakiej jesteś sytuacji.

-Dokładnie wiem, co się dzieje, szmaciarzu- odpowiedziałem sycząc.- Ale nie myśl, że możesz tak grozić mojej Loli.

-Loli?- prychnął rozbawiony napastnik.- Ta lalunia ma na imię Lola?- zaszydził wciskając pistolet pod moją żuchwę.

-D-dla d-d-dokładności, Lolita- rozległ się cienki głosik od strony schodów, a ja ujrzałem moją małą księżniczkę schodzącą z ostatnich stopni w za dużej bluzie i jednej pończoszce zsuniętej do kolana. Przełknąłem ślinę.- I p-p-proszę nie n-nazywać mnie l-l-lalunią- dodała kładąc uszy po sobie.

Nigdy cię nie zostawięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz