Rozdział 9

0 0 0
                                    

Trzy tygodnie później; 16:28

Już nawet nie zareagowałem, gdy usłyszałem szydercze prychnięcia i śmiechy. Przyzwyczaiłem się do szyderstw i obelg. Byłem głodny, spragniony i zmęczony, ale bałem się, co mi zrobią, gdy choćby się odezwę. Więc tylko leżałem bez ruchu i czekałem na rozwój wydarzeń. Nagle jeden z nich złapał mnie za włosy i rzucił na ścianę. Osunąłem się po niej nie wydając żadnego dźwięku. Nie spinałem mięśni, nie otwierałem oczu, po prostu wegetowałem.

-O kuźwa...- mruknął blondyn, Jack.- Zabiliśmy go?

-Niemożliwe- prychnął szatyn, Ryan.- Ej, halo!- warknął i kopnął mnie w bok. Później poczułem, jak pochyla się nade mną i sprawdza czy oddycham.- Tylko nieprzytomny.

Po chwili usłyszałem odgłos rozpinanego rozporka i spiąłem się.

-Co ty odwalasz, Jack?- rozległ się głos Ryana.

-Skoro Davis był nim zadowolony, to ja też będę- powiedział blondyn, a ja czym prędzej poderwałem się i odczołgałem pod ścianę.- Udawał!- Jack roześmiał się widząc moje przerażone spojrzenie przeskakujące z jego odsłoniętego krocza na twarz wykrzywioną obrzydliwie lubieżnym uśmiechem.- A chociaż spróbujesz ugryźć- warknął łapiąc mnie za włosy i szarpiąc ku sobie. Próbowałem się wyrwać, ale przycisnął moją twarz do swojego krocza i wcisnął mi swojego kutasa do ust. Nie zdążyłem powstrzymać impulsu i ugryzłem sztywniejącego fiuta. Jack wrzasnął z bólu i odskoczył ode mnie trzymając się za krocze. Ryan szarpnął mnie za włosy i rzucił na plecy, by kopnąć mój brzuch. Zgiąłem się wpół z jękiem.

-Taki jesteś?- warknął Keith.- Będziesz gryźć fiuta, którym się ciebie karmi?

-Dokładnie- wychrypiałem i od razu tego pożałowałem, bo brunet złapał mnie za kark i rzucił na ścianę. Po chwili i kilku silnych ciosach byłem bliski omdlenia, a Jack znów wsadził mi kutasa do ust. Tym razem się nie wyrywałem. Leżałem na plecach czując, jak jądra blondyna uderzają o moje czoło, podczas gdy mężczyzna poruszał moją głową i błagałem w myślach, by jak najszybciej się to skończyło. Nagle ktoś zszarpnął mi jeansowe szorty z bioder i wręcz rozerwał legginsy wbijając we mnie swojego kutasa. Było to tak nagłe i bolesne, że zadławiłem się fiutem w moim gardle. Z moich oczu popłynęły łzy i kątem oka ujrzałem, że Keith trzyma kamerę i mnie nagrywa. Z trudem uniosłem pokaleczoną, przerażająco chudą dłoń i pokazałem mu środkowy palec. Brunet szarpnął moją rękę i w chwili, gdy straciłem ją z oczu, usłyszałem głośne chrupnięcie. Krzyknąłem z bólu, a zaraz po tym dostałem lepę.

____________________
Cztery dni później

-Miriam, p-p-proszę cię, nie b-b-brykaj t-tak, b-bo zrobisz sobie k-krzywdę- upomniałam córeczkę Khalila I złapałam ją za rękę, choć sama miałam ochotę pobiegać wśród pięknych roślin i krystalicznych rzeźb. Stałam się dużo bardziej odpowiedzialna, choć nie mniej dziecinna.

-Nie martw się, nic mi nie będzie- odpowiedziała wesoło i dalej biegała po patio. Minęły już trzy tygodnie od kiedy trafiłam do Dubaju i właściwie nie miałam na co narzekać. Miałam tylko bawić się z dziewczynkami żyjącymi w willi rodziny Salimi. A trochę ich było. Sam Khalil miał piątkę córek: pięcioletnią Miriam, czteroletnią Sarę, trzyletnie bliźniaczki Zarę i Norę, a do tego dwuletnią Fatimę. Wszystkie dziewczynki mnie lubiły, ale nie była to przyjaźń, tylko raczej relacja zwierzątko-opiekunki. Traktowały mnie jak lalkę, może zwierzątko domowe, bo właśnie to wpoił im ich ojciec. Że jestem nic nieznaczącą szynszylą, którą, jak już im się znudzi, mogą wyrzucić. Na szczęście małe były ze mnie zadowolone i cały czas chciały się ze mną bawić. Właściwie najgorszą rzeczą, jaka mi się przydarzyła, było lanie ręką od Khalila, gdy upuściłam szklankę z sokiem. Dostałam parę bolesnych klapsów I już bardziej uważałam na to, co robię.

Nigdy cię nie zostawięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz