Mus zwycięstwa.

102 11 5
                                    


— Przykro mi, że wam przerywam dziewczynki, ale musicie to zobaczyć.

Astoria wparowała do pokoju w bojowym nastroju. Ledwie nadszedł ranek, przy którym jasne promienie przepuszczały się przez zasłoniete na szybko rolety.

Valentina spojrzala to na nie, to na Astorie, unosząc brew.

— To nie o słonće chodzi, wstawajcie raz dwa, nie ma czasu.

Po minucie zmierzały w ciszy korytarzami, niespokojnie oddychając i tworząc różne scenariusze w glowie. Co innego mogły pomyśleć, gdy Astoria zaciągnęła ich do jeszcze niedawnych Hostencyjnych lochów?

Cóż, Rosalie miała pustkę w głowie. Oddech Valentiny zaś znacznie przyspieszył.

— Mieszkańcy są skryci przed słońcem, nikomu nic nie grozi? — zatrzymała się dla upewnienia, że są jedynymi którym mogła stać się krzywda.

— Tak, wszyscy, łącznie z dziewczynami.

Odetchnęla, ale i tak tylko na chwile.

— Wcale nie chodzi ci o słońce, prawda? — szepnęła cicho Rosalie, by końcowo otrzymać tylko ciężkie westchnienie.

— To tutaj. — Astoria zatrzymala je, nim odsloniła kotare jednego z lochów. Dobrze znanego Valentinie. — Obawiam sie, ze to nie koniec problemow.

Wraz z tymi słowami otworzyła loch, w którym powinien siedzeć człowiek, Gavon. Zamiast tego kraty były niechlujnie wycięte, na ścianach - widoczne drapanie paznokci, a na podłodze w niektórych miejscach widniały plamy niezaschniętej jeszcze krwi. Jednak nie to było z tego wszystkiego najgorsze, a to, że zamiast niego, w środku klatki.. siedział chłopczyk.

— Co to za dziecko? — Valentina automatyczie wycofała, nie narażając się na zbędne niebezpieczeństwo.

Wtem chłopczyk podniósł głowe, rozejrzał sie po trójce zebranych i uniósł kąciki ust zatrzymując wzrok dlużej na Rosalie.

— Cholera, to nie byly przesłuchy.. — Forest zagryzła usta, powoli podchodząc do dziecka. — Po zabiciu Victoria slyszałam płacz. To nie było urojenie z wykończenia. — wyjaśniła pokroć, łapiąc go za dłonie.

— Gavon maczał w tym palce. — dodala Valentina. — Uciekł z zamknięcia.

— To nie wszystko. — przyznała Astoria, przykuwając wiekszą uwagę. — Trzymajcie się, może być ciekawie..

Nie czekając na odpowiedź, przeniosła je do skrzydła szpitalnego Hostencji. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało jak najbardziej w normie. Czystość, leki na półkach i rażące białe światło. Szpital jak szpital, można było pomyśleć. Ale nie tu leżał sęk. Jedyną nie-normą była pustka, ktorą może można było wytłumaczyć jedynie wschodem slonca. Pielęgniarki także musiały się kryć, nikt nie robił wyjątku.

Tyle, że pacjenci zawsze zostawali w szpitalach. A teraz, jedynego z nich brakowako.

Jacob takze znikł.

— Mamy przesrane. — skomentowała trafnie Valentina, łącząc powoli kropki. — Iglesias, teraz. Gdy tylko zajdzie słońce rzucą sie na nas, musimy się chronić. Ta dwójka razem wzięta to dla nas cholerny kołek.

— Nie działany pochopnie, mogà być wszędzie i różnie przygotowani. Pierw musimy schronić malca. — Astoria próbowała załagodzić sytuacje.

— Iglesias się nim zajmie.

— Iglesias będzie mieć dziś zbyt dużo na głowie, żeby się nim zająć. — spojrzała rozcarowanie na chłopca — Okej, możemy spróbować. Będę musiała dać jej całe zapasy na mikstury, jeśli się zgodzi.

Blackout: Pokolenie Wampirów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz