Rozdział 2

60 6 0
                                    

Wtorek, 5 Maja 1998, 7:38


Kiedy następnego ranka na śniadaniu Harry usiadł naprzeciwko Hermiony, ta potrząsnęła smętnie głową.

— Ani jednej wzmianki — powiedziała. — Mogę poszukać jeszcze raz dziś w nocy, ale nie sądzę, bym cokolwiek znalazła.

Harry przytaknął, choć słowa przyjaciółki przygnębiły go. Kłopot w tym, że to zdawało się potwierdzać tę cholerną przepowiednię i wszystkie gadki o pradawnym zaklęciu, którego nikt żywy nie znał. Tak starym, że nie można było go znaleźć nawet w imponującej bibliotece Hogwartu. Wszystko, co wiedzieli, to że Cambiare poprzedzało nawet same księgi.

Nie, zdecydował, to nie mógł być przypadek. Nazwa tego przeklętego zaklęcia jest po łacinie, prawda? Więc jak stare mogło być?

— Co w ogóle znaczy Cambiare? — zapytał cicho Hermionę, nakładając sobie porcję duszonych porów. Ha! Duszone pory na śniadanie? Skrzaty wymyślały naprawdę dziwaczne dania, ale w jakiś sposób zawsze trafiały w to, co lubił, więc nie narzekał.

— Szczerze, Harry! — wykrzyknęła dziewczyna. — Wiem, że zauważyłeś, iż łacina jest podstawą wszystkich przedmiotów w Hogwarcie. Jesteś przecież mądry, musisz tylko wykroczyć poza minimum wyznaczone przez program nauczania…

— Zaklęcie? — syknął Harry, zaciskając zęby.

Lekki rumieniec zaróżowił policzki dziewczyny.

— Och, przepraszam. Racja. Teraz nie czas na to. Więc Cambiare. Zmiana, czasem wymiana, szczególnie wzajemne dawanie i odbieranie…

— Zaklęcie zmieniające? — zamyślił się Harry, zapominając natychmiast o irytacji. — Co zmieniające?

— Lub wymieniające — przypomniała mu Hermiona.

 Nagle Harry zakrztusił się i musiał upić trochę soku z dyni, aby przywołać się do porządku.

— Och, nie. To jest cholernie obrzydliwe. To nie może tego oznaczać.

— Czego? — zapytał Ron, który śledził przebieg rozmowy, od kiedy przysiadł się do nich dwie minuty wcześniej.

Harry zacisnął pięści pod stołem i chrapliwie wyszeptał:

— Nie sądzisz, że… uch. Co, jeśli to oznacza, że muszę, no wiesz, zamienić się ciałem z… uch… z nim.

— Bleee — Ron odepchnął swój talerz obiema rękoma. — Przez ciebie straciłem apetyt.

— Lepiej to niż zwymiotować. Wyobraź sobie, co by się stało, jeśli powiedziałbym ci to pod koniec posiłku.

— Z kim? — przerwała im Hermiona.

— Och, racja — wymamrotał Harry. — Nie było cię z nami ostatniej nocy. Neville spisał wszystko, co był w stanie sobie przypomnieć. Choć mogę się założyć, że odwzorował całkiem dokładne. Sama zobaczysz, co mam na myśli. — Wyłowił pergamin z wewnętrznej kieszeni szaty, rozłożył go i stuknął weń różdżką, by cofnąć zaklęcie maskujące, które wcześniej nałożył. — Ani słowa — ostrzegł Rona. — Zobaczmy, czy Hermiona dojdzie do tych samych wniosków co ty, dobrze?

Ron przytaknął i udowadniając, że wcale nie odczuwa takich mdłości, jak twierdził, posłodził obficie swoją owsiankę, po czym zaczął ją pochłaniać.

Wargi Hermiony poruszały się, kiedy cicho czytała, co oznaczało, że skupia całą uwagę na tekście. Kiedy spojrzała na Harry'ego, jej usta wykrzywił lekki grymas.

— Och. Ron ma rację. To nie wróży dobrze.

— Co masz na myśli? — spytał Harry, rzucając przyjacielowi ostrzegawcze spojrzenie, by się nie odzywał.

— A jak sądzisz? — Hermiona odbiła pałeczkę. — Szczerze, jeśli Ron to rozgryzł, to chyba musiałeś wiedzieć, że ja tym bardziej do tego dojdę.

— Dzięki! — wtrącił Ron.

— Och, nie miałam tego na myśli — fuknęła, chociaż Harry miał problem z odgadnięciem, co w takim razie mogła mieć. —  Jakkolwiek, ostatnie kilka wersów wyraźnie odnosi się do niego. — Zwróciła szybko wzrok ku stołowi nauczycielskiemu.

— Do kogo, dyrektora? — zapytał Harry, udając głupka.

— Przestań.

— No co? Również uratował mi życie i na pewno Voldemort go zna. Może tu chodzi o niego, choć jak miałbym go udawać, pozostaje poza moją umiejętnością pojmowania.

— Dyrektor nie ratował cię często i nie robił tego pomimo nienawiści — wyszeptała Hermiona, pochylając się bliżej, mimo że nie było nikogo, kto mógłby ich podsłuchać. — Wszyscy wiemy, kto cię nienawidzi.

Harry nie mógł powstrzymać się od nerwowego zerknięcia na stół prezydialny, przy którym siedział Severus Snape i jak zwykle mierzył go nienawistnym spojrzeniem.

— Psiakrew — zaklął cicho. — Będę musiał zamienić się ciałem z nim? Będę musiał nosić te tłuste włosy?

Najwyraźniej przyzwyczaiwszy się do tego obrazu, Ron powiedział, gryząc kurczaka:

— Hej, to nie takie złe. Będziesz mógł dawać Gryfonom mnóstwo punktów i odbierać je Ślizgonom. Poza tym… — wyszczerzył się, napotykając wzrok przyjaciela — jeśli będziesz nim, wtedy on będzie tobą, więc to jego Sam-Wiesz-Kto zabije trzydziestego pierwszego lipca.

— Jeśli umrze w moim ciele — wysyczał Harry — mogę nigdy do niego nie wrócić! Utknę jako on! I nie zapomnij, że ma kłopotliwy znak, który pali jak diabli, kiedykolwiek Voldemort go dotknie!

— Ty też masz taki — zauważył Ron, tak jakby Harry mógł o tym zapomnieć.

— Pamiętajcie, że tak naprawdę nie wiemy, co Cambiare robi — wtrąciła się Hermiona. — To wszystko są jedynie spekulacje i musimy je skończyć albo spóźnimy się na eliksiry. — Oddała Harry'emu pergamin, aby mógł ponownie nałożyć zaklęcie maskujące.

Cambiare Podentes: Invocare Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz