Poniedziałek, 11 Maja 1998, rano i popołudnie
Minął weekend i przyszedł czas na kolejną lekcję zaawansowanych eliksirów. Bez Pottera, który cierpiał na, jak to Severus w myślach nazywał, Syndrom Longbottoma, dwugodzinna sesja przebiegła bez katastrofy. Panna Granger, znacznie bardziej milcząca niż zwykle, podniosła rękę tylko raz – w odpowiedzi na pytanie – zrezygnowawszy z zadawania własnych. Wyglądała na wypoczętą, choć do tego czasu Severus uświadomił sobie, że jej wcześniejsze wyczerpanie prawdopodobnie było wynikiem nie lubieżnych aktywności a nagabywania ducha w środku nocy. Oczywiście nie brał pod uwagę przeprosin za zaistniałe nieporozumienie. Po pierwsze nie przepraszał uczniów, a po drugie w wydarzenie zaangażowani byli Granger i Potter. Normalnie nie zauważyłby ich zalotnych spojrzeń, którymi siebie obdarzali, nie mówiąc już o poświęcaniu im głębszej myśli. Niestety w obecnych okolicznościach ta zagmatwana sytuacja stała się niewątpliwie niezręczna. Dwukrotnie przeczytał dziennik Pottera i tylko dzięki nadludzkiej sile woli udało mu się nie opatrzyć go własnymi komentarzami. Nie poprawiał nawet okazjonalnych błędów ortograficznych, choć odczuwał silną pokusę, aby przekreślić to irytujące „u" otwarte, które Potter uporczywie wstawiał w słowie „wśród". Na litość boską, gdzie ten chłopak nauczył się pisać? [1] Jak tylko skończył lekturę, zabrał się za znacznie trudniejsze zadanie, jakim było ułożenie zleconego przez dyrektora streszczenia. Pomysł był nad wyraz rozsądny, choć oczywiście zrealizowanie go stanowiło spore wyzwanie. Zwłaszcza, że starał się zrobić co w jego nieszczęsnej mocy, aby wszystko wyrazić w całkowicie uprzejmy sposób. Kiedy jednak się nad tym zastanowił, niektórych konsekwencji klątwy Cambiare po prostu nie dało się sformułować kulturalnym językiem. Niestety nie mógł oczekiwać, że Potter przeczyta jedyny ocalały tekst na temat obrzędu – był napisany w hindustańskim i jeszcze paru martwych językach oraz został zaczarowany tak, aby nie tylko odeprzeć translatorskie zaklęcia, ale również przeciwstawić się żmudnemu, ręcznemu tłumaczeniu. Nic więc dziwnego, że Kaliguli nie udało się odpowiednio przeprowadzić Cambiare. Najprawdopodobniej megalomański głupiec nawet nie zrozumiał implikacji rytuału, a co dopiero złożoności wykonania, którego wymagało. Severus przez moment zastanawiał się, czy łaciński tekst, jakim dysponował cesarz, został napisany poprawnie. Niestety wszystkie źródła znikły na długo przed upadkiem czarodziejskiego Rzymu. Nie było sposobu, aby to potwierdzić. Niemniej jedna rzecz pozostawała bezsporna. Raczej spektakularne niepowodzenie Kaliguli spowodowało, że Cambiare wyszło z użycia na tak długi czas i teraz wspomina się o nim wyłącznie w specjalistycznych publikacjach. Jednak ten, kto wiedział, gdzie szukać i znał biegle kilka martwych języków oraz hindustański, mógł zrekonstruować każdy punkt rytuału. Prawdopodobnie. Być może. Zakładając naturalnie, że Potter w ogóle udźwignie cały proces, skoro już pokazał, jak niewiele posiada odwagi. I nie było to zabawne, biorąc pod uwagę, że bachor wciąż nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo krępująca będzie rozmowa o warunkach rytuału. Severus spojrzał znad pergaminu i zwęził oczy. Czyżby właśnie usłyszał pukanie do drzwi? Nieznaczne stuknięcie knykci? Nie, to musiała być moja wyobraźnia, zadecydował, a następnie raz jeszcze pochylił się nad streszczeniem.
Poniedziałek, 11 Maja 1998, późne popołudnie
Trzy dni po tym, jak wybiegł ze spotkania u dyrektora, Harry wywnioskował, że zarówno Dumbledore jak i Snape czekają, aż podejmie jakąś decyzję w związku z tym całym cambiarowym bałaganem. Jak inaczej można było wyjaśnić ich dziwne milczenie? Jeszcze tego samego wieczoru oczekiwał wezwania zaraz po kolacji. Zwłaszcza, że Snape spędził cały posiłek, na przemian czytając jego dziennik i wpatrując się w niego, zupełnie jakby rzucał mu wyzwanie. Na początku Harry udawał, że nie zauważa zachowania nauczyciela, ale gdy jego przyjaciele wyszli, ta gra zaczęła go męczyć i odwzajemnił spojrzenie. Minus dziesięć punktów od Gryffindoru, spodziewał się, że Snape ogłosi. Tylko Merlin wie, że już wcześniej odbierał mu punkty jedynie za to, że na niego patrzył. Chociaż nie tym razem. Nieco skonsternowany zebrał swoje książki i poszedł się uczyć. Najpierw eliksiry, ponieważ był w podłym nastroju. Jednak nic, co czytał, nie miało dla niego sensu, więc w końcu wziął się za obronę i sporządził esej na wymagane piętnaście cali o tym, jak powszechna reakcja ochrony życia „walcz lub uciekaj" wpływa na czarodziei podczas ataku. Z niemal każdym gryzmolonym na pergaminie słowem spodziewał się wlatującej sowy lub nawet Fawkesa, a przynajmniej obecności pani Pince informującej go cicho, że potrzebny jest gdzieś indziej. Uczył się aż do ciszy nocnej, kiedy to musiał wrócić do wieży. Podczas długiej drogi powrotnej powtarzał sobie, że z pewnością czekają do rana, by z nim porozmawiać. Był w stanie wyobrazić sobie Dumbledore'a, który przekonuje Snape'a, że nim zajmą się drażliwą kwestią Cambiare, wszyscy powinni najpierw zaznać dobrego snu. On jednak nie spał dobrze, ale przynajmniej nie dlatego, że dręczyły go koszmary, które wciąż przydarzały mu się nazbyt często. Nie, powód był inny; leżał rozbudzony, a jego myśli nieprzerwanie krążyły wokół przepowiedni, doprowadzając go tym do szaleństwa. Następnego ranka prawie zasnął nad owsianką, ale jakoś udało mu się przetrwać ten dzień. I znowu nie było wezwania. Snape nie pojawił się na śniadaniu, więc przynajmniej nie dokuczał mu, paradując z jego dziennikiem. Jedyny plus. Od tej pory Harry'emu udawało się jedynie drzemać. O dziwo, nie pamiętał męczących go koszmarów, co prawie nigdy mu się nie zdarzało. Kolejne trzy dni rozpłynęły się w nerwowym oczekiwaniu na sowę, aż w końcu zdał sobie sprawę, że to do niego należy zrobienie następnego kroku w sprawie rozwikłania przepowiedni. Zirytowało go, że to na nim spoczywał obowiązek domyślenia się wszystkiego. Jak sam im powiedział, miał tylko osiemnaście lat! Skąd mógł wiedzieć, jak powinien postąpić w takiej sytuacji? Z drugiej strony wiedział, że musi odpowiedzieć na tylko jedno pytanie. Czy chce pokonać Voldemorta? Tak czy nie? Jeśli chciał, wiedział, co musi zrobić. Mniej więcej.
Poniedziałek, 11 Maja 1998, 19:14
Nie zdarzało się często, by uczniowie czekali na Severusa pod drzwiami do jego prywatnych komnat. Nawet Ślizgoni wiedzieli, że jeśli chcą coś przedyskutować, najlepiej zrobić to w gabinecie przylegającym do klasy eliksirów. Jednak Harry Potter nigdy nie postępował zgodnie z regułami ani społecznymi normami, co zresztą można było osądzić po jego zachowaniu się przy stole. Sprawiał wrażenie, jakby nigdy nie słyszał, że istnieje różnica między rękawem a serwetką. Choć możliwe, że nigdy nie słyszał o serwetkach. Koniec, kropka. Przynajmniej młody mężczyzna nie marnował czasu i uczył się podczas czekania – oceniając po podręczniku, eliksirów. Severus poczuł natychmiastową ulgę. Z perspektywy czasu wiedział, że zareagował na bezmyślną odzywkę zbyt gwałtownie. Ponieważ Potter był jego uczniem przez niemal siedem lat, zdawał sobie sprawę, że nie jest tak całkiem głupi. Chłopak sprowokował go, a on zareagował. Dlaczego chciał uzyskać jego reakcję, stanowiło już inną kwestię, ale podejrzewał, że miało to wiele wspólnego z tym, co powiedział mu Binns o Cambiare. Tylko czy naprawdę uczy się eliksirów samodzielnie? Jeśli tak, być może wszystko skończy się dobrze. Z pewnością nie mógł zaprzeczyć, że pozbycie się Pottera z klasy, znacznie ułatwiło mu życie. Przez moment bezwiednie zastanowił się, czy jego były uczeń przyszedł tu, by zadać jakieś pytanie z eliksirów, ale kiedy zbliżył się i Potter spojrzał w górę, z jego miny można było wyczytać, że nie myślał o nauce. Bądź uprzejmy, przypomniał sobie Severus, choć po przeredagowaniu streszczenia, aby było uprzejmie, słowo to zaczęło działać mu na nerwy. Odczuł głęboką ulgę, kiedy skończył poprawiać tekst i rzucił na pióro zaklęcie, dzięki któremu przepisało ostateczną wersję starannym, anonimowym pismem. — Panie Potter — przywitał się neutralnym tonem. Młody mężczyzna wstał z podłogi, po czym odwdzięczył się tym samym: — Profesorze. — Przez moment Potter jedynie wpatrywał się w niego. Jego wyraz twarzy był prawie nieczytelny i jedynie oczy zdradzały, że przebywając tutaj, nie czuje się komfortowo. Następnie z małym westchnieniem dodał: — Chciałbym z panem porozmawiać. Czy możemy przejść do pańskiego gabinetu? A jednak nie bez towarzyskich subtelności, pomyślał Severus. Gdy jednak odezwał się, brzmiał na zniecierpliwionego: — Właśnie stamtąd wróciłem. Może wytłumaczyłbyś, dlaczego nie pojawiłeś się wpierw tam? Potter wzruszył ramionami. — Nie było pana, więc zszedłem na dół, by zaczekać tutaj. Ponieważ Severus oceniał prace w swoim gabinecie przez kilka ostatnich godzin, stwierdzenie to było dla niego absurdalne. Nawet przez chwilę nie wierzył, że przez ten cały czas Potter siedział na zimnej podłodze lochów. Jednakże w interesie cywilizowanej rozmowy nie zakwestionował tego oświadczenia. — Och, po prostu wejdź — mruknął i wskazał różdżką drzwi, bezgłośnie wypowiadając zaklęcie, które pozwoli Potterowi przejść. Kiedy uczeń nie poruszył się, nacisnął: — Czekasz na coś? Dopiero wtedy przestąpił próg, a jego spojrzenie przeskakiwało od prawej do lewej. Severus nawet przez chwilę nie wątpił, czego Potter oczekiwał: ponurej i brudnej, małej celi pozbawionej jakiegokolwiek wyposażenia; pomieszczenia odpowiedniego dla nietoperza. Z pewnością nie spodziewał się eleganckich pokoi udrapowanych w gobeliny, umeblowanych w antyki i ozdobionych zaczarowanymi oknami ukazującymi gwiaździste niebo rozpościerające się nad jeziorem. — Usiądź, Potter — warknął, przysuwając sobie krzesło z twardym oparciem, a Potterowi wskazując kanapę obitą ciemnozielonym aksamitem. Z irytacją zauważył, że Gryfon nie kłopotał się zamknąć drzwi, ale szybkie machnięcie różdżką załatwiło sprawę. — Zatem o czym chciałeś ze mną rozmawiać? Grdyka Pottera drgnęła, gdy przełknął. — O przepowiedni, sir. Niech cię diabli wezmą, Albusie!, przeklął Severus, skąd wiedziałeś? No cóż, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, lecz poradzić sobie ze wszystkim, jakby nigdy nic. Niemniej podejrzewał, że długo nie potrwa, nim Potter zacznie pieklić się i ciskać gromy na niesprawiedliwość całego świata i inne tego typu gryfońskie bzdury. Albo i niekoniecznie. Bo jeśli chodziło o Severusa, przepowiednia wciąż była w znaczącym stopniu dyskusyjna. — Tak, przepowiednia — potwierdził i odchylił się na oparcie krzesła, elegancko krzyżując w kostkach długie nogi. — Ze wszystkich czarów musiało to być akurat Cambiare Podentes. Raczej zaskakujące. Jak mniemam, profesor Binns wyjaśnił ci ogólnikowo jego funkcję? — Um... — Wyraźnie spięty Potter odchrząknął. — Wiem, że tak — kontynuował Snape opanowanym tonem. — Ale rozważmy samą przepowiednię. Jest z nią pewien problem. Uczęszczałeś na wróżbiarstwo przez trzy lata, nie mylę się? Nie zauważyłeś sprzeczności? Potter gapił się na niego szeroko otwartymi oczami. Widać było w nich nadzieję, ale nie prawdziwe zrozumienie. — Sprzeczności? — powtórzył, kręcąc głową. — Trelawney nie używała kryształowej kuli, herbacianych fusów ani innych bzdurnych akcesoriów, którymi zaśmieca swoją klasę — podpowiedział Severus. — Była medium. Czy nic ci to nie mówi? Młody mężczyzna zamrugał kilkakrotnie. — Eee, nie. Nie bardzo. — Forma proroctwa jest błędna i dyrektor o tym wie — wytłumaczył niecierpliwie. Doprawdy, Potter sam powinien zauważyć problem. Jednak biorąc pod uwagę, że to Trelawney była jego nauczycielką, możliwe, że należy przymknąć oko na jego niewiedzę. — Dar, który posiada Sybilla, był przekazywany w jej rodzinie z pokolenia na pokolenie, począwszy od Kasandry Trelawney. Kasandra również była medium, a co trzecia jej przepowiednia miała formę wiersza o szczególnym rymie i rytmie. — Uch-huh — wymamrotał Potter. Severus nieszczególnie uznał to za dowód, że młody mężczyzna podążał za tokiem rozmowy, ale przynajmniej starał się uważnie słuchać. To było więcej niż robił podczas lekcji. — Cambiare Podentes jest tak dziwacznym żądaniem, który ty i ja mamy spełnić, że od razu przyszło mi do głowy, aby zastanowić się, czy proroctwo nie jest dowcipem. Akurat insynuację Potter zrozumiał bez problemu. — Neville nie zdobiłby czegoś takiego! — Longbottom nie potrafiłby zrobić dowcipu tego kalibru — zgodził się Severus. — Nie istnieje wielu czarodziejów świadomych Cambiare Podentes, nie mówiąc już o tych, którzy umieliby powielić złożoność stylu jasnowidzenia Trelawney. Nie... ktoś zadał sobie wiele trudu, aby uknuć ten konkretny spisek. — Ale... Potter przygryzł dolną wargę. — Ale co? — Młody mężczyzna milczał. — Wyduś to! — ryknął Snape, tracąc cierpliwość. — Co sprawia, że uważa pan to za kawał? Powiedział pan, że forma... eee... jasnowidzenia jest dokładnie taka, jaka powinna być. — Czy nigdy nie pomyślałeś, że twoje uszy służą także do słuchania, a nie tylko podpierania tych sowich okularów? Przecież powiedziałem, że każda trzecia przepowiednia, której Trelawney pośredniczy, zostaje wypowiedziana w konkretnym stylu. I owszem, została, lecz jest drugą. Nie zrobiła na tym błyskotliwej kariery, ale cóż zrobić? Severus odchylił się z zadowolonym uśmieszkiem, spodziewając się zobaczyć na twarzy Pottera ulgę. Było więc dla niego zagadką, dlaczego pozostała na niej... ostrożność. Pierś młodego mężczyzny uniosła się i opadła, kiedy brał głęboki oddech. — To jest jej trzecia przepowiednia, profesorze. Chciałbym, aby nie była. Jestem pewny, że musi pan zdawać sobie z tego sprawę. Ale nie jest. Jej trzecia, znaczy się. Tak więc... myślę, że musimy wziąć ją pod uwagę. — Trzecia przepowiednia — powtórzył Severus osłupiały. — O czym ty bredzisz? Potter zacisnął powieki, a twarz wykrzywił mu grymas autentycznego bólu, sprawiając, że jego blizna skręciła się pod rozczochraną grzywką. — Dała mi proroctwo. Raz. I było jej drugie. Nie żebym wtedy o tym wiedział, ale wiem teraz. Ponieważ sprawdziło się, zdecydowanie było autentyczna w przeciwieństwie do większości tego, co zwykle wydobywa się z ust Trelawney. Um... chce je pan usłyszeć? — Nie, wolę wierzyć ci na słowo — wycedził Severus. — Oczywiście, że chcę je usłyszeć, bałwanie! Potter spojrzał na niego gniewnie, zwężając oczy w zielone szparki. — Miałem na myśli, czy chce pan usłyszeć przepowiednię ode mnie, czy też woli pan zobaczyć ją w myślodsiewni? Biorąc pod uwagę, że jestem głupim cymbałem, może nie powinniśmy polegać na moich prawie nieistniejących zdolnościach umysłowych. — Przestań mnie cytować i zacznij cytować ją! — Dobra! — Harry zamknął oczy, a jego usta zaczęły wypowiadać słowa, które wyryły mu się w pamięci. Nie z prawdziwego wspomnienia, ale ze snów, które go nawiedzały. Podejrzewał, że stało się tak z powodu tęsknoty za Syriuszem. Jeśli tylko na samym początku zrozumiałby przepowiednię poprawnie, mógłby znaleźć sposób, by oczyścić z zarzutów swojego ojca chrzestnego, a nie zaledwie uwolnić go. Oczywiście było to odrobinę naciągane; w tamtym momencie nie wiedział, że w ogóle będzie taka potrzeba. Mimo to wciąż śnił o stukniętej nauczycielce wróżbiarstwa wygłaszającej tamte zgubne słowa. W ten sam sposób śnił o reszcie swoich porażek. O Cedriku. Pomocy Voldemortowi w odrodzeniu. Zasłonie. — Czarny Pan spoczywa samotny, bez przyjaciół — wyrecytował z zamkniętymi oczami — porzucony przez wyznawców. Jego sługa był uwięziony przez dwanaście lat. Dzisiaj, przed północą, sługa rozerwie łańcuchy i wyruszy w drogę, by połączyć się ze swoim panem. Czarny Pan powstanie za jego pomocą, jeszcze bardziej potężny i straszny niż przedtem. Dziś, przed północą, sługa wyruszy, by połączyć się ze swoim panem. Severus osunął się nieznacznie na krześle. — Kiedy to wszystko usłyszałeś? — Tego samego dnia, w którym Peter Pettigrew wrócił służyć Voldemortowi. — Nie wymawiaj imienia Czarnego Pana! — Czując jak złość przepływa przez niego, Severus spojrzał z wściekłością na Pottera. — Słyszałeś takie proroctwo i nie pomyślałeś, żeby kogoś zawiadomić? Pięknie, Potter! — Po pierwsze, byłem trzynastolatkiem i nie miałem bladego pojęcia, co te słowa oznaczają! Dopiero później złożyłem wszystko w całość. Po drugie, ponieważ nikt nie kwapił się powiedzieć mi, że ta kobieta dała kiedykolwiek prawdziwą przepowiednię, nie wydawało mi się świetnym pomysłem pobiec do dyrektora i twierdzić, że Trelawney jest wspaniałą wieszczką. Pewnie teraz oskarżysz mnie, że wszystko zmyśliłem, aby zwrócić na siebie uwagę. Jakbym chciał chwalić się faktem, że znam wężomowę, a stare damulki z pianą na ustach przekazują mi proroctwa o Voldemorcie! Głos Severusa zniżył się do niebezpiecznego tonu. — Mówię poważnie, Potter. Nie wymawiaj jego imienia! — Młody mężczyzna westchnął, najwyraźniej zmęczony kłótnią. — A po trzecie? Potter zmarszczył brwi, ale po chwili jego czoło rozpogodziło się. — Myślę, że skończyło się na dwóch. Więc co z tego wynika? Stawia pan na to, że przepowiednia jest prawdziwa? — Stawiam na to, że tak — wycedził Severus, naśladując z pogardą język Pottera. — Przekażę tę informację dyrektorowi. On również zauważył, że forma wydaje się być błędna, ale upierał się, że istnieje tego wytłumaczenie. — Wziął głęboki wdech. — I rzeczywiście istnieje. — W takim razie może wytłumaczy mi pan, czego dokładnie Cambiare ode mnie wymaga? — zapytał Potter, choć jego twarz niepokojąco zbladła. Przeklęta gryfońska odwaga. Wbrew sobie Severus podziwiał ją, co oczywiście sprawiło, że żywił do chłopaka jeszcze większą urazę. — Binns powiedział, że między innymi polega na... niewolnictwie. — Nie między innymi — poprawił — niewolnictwo jest jego sednem — przerwał na moment, zastanawiając się, jak najlepiej to wyjaśnić. — Powiedz mi, Potter, kiedy pierwszy raz usłyszałeś to słowo, jakie skojarzenia przyszły ci do głowy? Harry odwrócił wzrok. — Um... nie jestem pewien. — Och, daj spokój — skontrował. — Ośmielę się powiedzieć, że poświęciłeś temu pytaniu całkiem sporo czasu. Zatem... — Jego oczy zwęziły się, kiedy pochylił się do przodu — kiedy pomyślałeś o byciu moim niewolnikiem, jakie obrazy pojawiły się w twoim nastoletnim umyśle? — Nie wiem! — wybuchnął chłopak. — Głupie rzeczy! Polerowanie butów albo czyszczenie kociołków? — Jak Merlin mi świadkiem, nie pozwolę ci zbliżyć się do moich kociołków! — wykrzyknął Severus. Dobrzy bogowie, czy Potter jest tak ograniczony czy po prostu brakło mu wyobraźni? — A jeśli chodzi o polerowanie moich butów, co ty czytałeś zamiast podręczników? Gotyckie romanse, które rutynowo konfiskuję głupiutkim Puchonkom? — Mówiłem, że nie wiem! — Potter wciągnął powietrze i odczekał chwilę, jakby robił jakiś rodzaj mentalnego odliczania, po czym wypuścił oddech. — Dlaczego po prostu mi pan nie powie? — Dobrze — zgodził się, chcąc mieć to już za sobą. Streszczenie pomoże to osiągnąć, choć nie wątpił, że Potter będzie miał później wiele pytań. Przypuszczam, że możecie rozmawiać całą noc, przypomniał sobie przewidywania Albusa. Nie ma szans, zarzekł się Severus. — Weź to do swojego dormitorium i przeczytaj — polecił żwawo, podając mały plik złożonego pergaminu. — Karty zostały tak zaczarowane, aby pokazywać informacje wyłącznie w twojej bezpośredniej obecności. Zabezpieczyłem je, jako że zawartość jest poufna. Potter wpatrzył się w pergamin, przygryzając wargę. Ohydny nawyk. — Idź to teraz przeczytać — dodał, gdy jego były uczeń nie poruszył się. — Kiedy poznasz zawartość, możesz wrócić. Jeśli będziesz życzył sobie obecności dyrektora, przyjdź razem z nim. I dalej Potter nie wykonał żadnego ruchu, aby wstać i wyjść. — No więc? — ponaglił go. — Coś jest na rzeczy. Zachowuje się pan strasznie śmiesznie. — Zdefiniuj słowo śmiesznie — zaszydził Severus — albo poinformuj dyrektora, że zachowywałem się dziwnie. Tak, zrób to, Potter. Na szali stoi zakład. Przynajmniej ten komentarz sprawił, że młody mężczyzna wstał. Jego oczy płonęły. — Jaki zakład? — Chyba nie sądziłeś, że byłem miły, bo cię lubię? To spowodowało, że Potter skierował się do wyjścia. Wreszcie. — Zamierzam powiedzieć Dumbledore'owi, że byłeś kompletnym dupkiem — zripostował i trzasnął ciężkimi drzwiami.