Rozdział VII | Dlaczego?

134 10 1
                                    

Ariana Kleks

Siedziałam na skraju swojego łóżka, przytulając do piersi ulubioną poduszkę. Oczy miałam spuszczone, a moje myśli krążyły wokół jednej, bolesnej myśli, która nie dawała mi spokoju. Całe życie mieszkałam obok niego. Zawsze sądziłam, że jest zwykłym, nieco ekscentrycznym sąsiadem, który czasami wyglądał na bardzo samotnego, ale zawsze wydawał się uprzejmy i troskliwy.

Teraz, gdy prawda wyszła na jaw, czułam, jakby ktoś wyrwał jej grunt spod nóg.

Doktor Paj-Ch-Wo... mój dziadek.

Przez ponad jedenaście lat mieszkałam obok człowieka, który znał mnie od urodzenia, ale nigdy nie zdradził mi swojej prawdziwej tożsamości. Nigdy nie powiedział mi, że jest moim dziadkiem, że jest związany ze mną krwią. A co gorsza, nigdy nie wspomniał ani słowem o moich rodzicach. 

Zacisnęłam palce na poduszce, czując, jak moje serce bije mocniej z gniewu i rozczarowania. Jak mógł mi to zrobić? Jak mógł przez tyle lat udawać, że nic nas nie łączy? Nie wiedziałam, co teraz powinnam czuć. Czy miałam prawo być na niego zła? Czy powinnam czuć wdzięczność, że był blisko, nawet jeśli skrywał prawdę? Ale prawda była taka, że teraz czułam się oszukana.

Wstałam z łóżka i podeszłam do okna, spoglądając na pobliskie drzewo. W ciągu ostatnich kilku dni unikałam go, nie mogąc znieść myśli o spotkaniu z nim. Jak miałabym spojrzeć mu w twarz po tym, co odkryłam? Nawet teraz, gdy myślałam o nim, ogarniała mnie mieszanka złości i smutku.

— Jak mógł... — wyszeptałam do siebie, zaciskając pięści. — Jak mógł przez tyle lat nic nie powiedzieć?

W głębi duszy wiedziałam, że muszę z nim porozmawiać. Powinnam poznać odpowiedzi na pytania, które teraz kłębiły się w mojej głowie. Ale lęk przed tym, co mogłabym usłyszeć, powstrzymywał mnie przed zrobieniem tego kroku.

Wprawdzie poznałam mojego ojca, zaakceptowałam go, tak jak resztę o moim pochodzeniu, ale... Nie umiałam przetrawić faktu, że Doktor Paj-Chi-Wo był przy mnie zawsze i nie zdołał powiedzieć prawdy. 

 Czułam, że nie mogę tak po prostu przejść obok nich do porządku dziennego. To wszystko było zbyt świeże, zbyt bolesne.

Nie mogłam już dłużej wytrzymać w tym mieszkaniu. Każda ściana zdawała się na mnie napierać, przypominając mi o tej bolesnej prawdzie. Musiałam wyjść, odetchnąć świeżym powietrzem, spróbować oczyścić myśli.

Zerwałam się z miejsca, szybko narzucając na siebie sweter, i niemal wybiegłam z mieszkania. Klatka schodowa była cicha, echo moich kroków odbijało się od ścian. W końcu dotarłam do drzwi wejściowych i wyszłam na zewnątrz, gdzie chłodne powietrze otoczyło mnie swoją kojącą woalką.

Zatrzymałam się na chodniku, zamykając na chwilę oczy, starając się uspokoić przyspieszone bicie serca. Po chwili podniosłam wzrok, instynktownie kierując go w stronę okna mieszkania Doktora Paj-Chi-Wo.

Jego okno, tak dobrze mi znane, teraz wydawało się obce, jakby należało do kogoś zupełnie innego. Zawsze widziałam tam ciepłe światło, czasem dostrzegałam jego sylwetkę, krzątającą się po mieszkaniu. Teraz to wszystko zdawało się tylko maską, za którą kryła się prawda, która zmieniła wszystko.

Stałam tak przez dłuższą chwilę, wpatrując się w to okno, zastanawiając się, co teraz powinnam zrobić. Część mnie chciała tam wejść, zmierzyć się z nim i wymusić na nim odpowiedzi. Ale druga, ta bardziej przerażona, chciała uciec jak najdalej, unikać konfrontacji, dopóki to możliwe.

— Dlaczego? — wyszeptałam do siebie, patrząc na jego mieszkanie. — Dlaczego nie mogłeś mi powiedzieć prawdy?

Nagle okno się otworzyło i zobaczyłam jego twarz. Doktor Paj-Chi-Wo spojrzał na mnie, a jego oczy, pełne smutku i żalu, spotkały się z moimi. Przez moment nasze spojrzenia zderzyły się, a czas jakby na chwilę zatrzymał się w miejscu.

Moja bajka | Akademia pana Kleksa (wolnopisane)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz