17. Przedszkole

129 4 1
                                    

[WSTĘP]

Sierpień 2005
"-Czasami katastrofy są przydatne! Teraz zamiast zniszczonego budynku będzie azyl dla wszystkich małych miast tego kraju! Nie mogę się doczekać aż je otworzymy!
-Nie rozpędzaj się tak. Nawet nie wiesz co powie na to Warszawa.
-Pfft. Błagam Cię, ona wyraziła zgodę w dniu, kiedy dała mi pod opiekę Zakopane!
-Polska Ci go dała, nie Warszawa.
-Jejuuu.. Ależ ty dzisiaj marudny. Rozchmurz się! Nie ma powodu, żeby miała się nie zgodzić! Jestem specjalistą od pedagogiki, mogę zajmować się dziećmi!
-Nie jestem marudny.. ale mam jakieś dziwne przeczucia..
-To tylko twoja głowa, nie myśl nad tym zbytnio. Co może pójść nie tak w opiece nad dziećmi?
-Może stać się wypadek, czepialscy rodzice i opiekunowie, kłótnie między dziećmi.. mam wymieniać dalej?
-Dobra, dobra.. Kiedy to tylko wejdzie w życie, zobaczysz jak bardzo nie masz racji! Co nie Zakopane, powiedz wujkowi, że marudzi!
-Wujek nie marudzi! Wujek myśli!
-Widzisz, nawet młody trzyma ze mną.
-A weźcie się!

[KONIEC WSTĘPU]

Po ognistej katastrofie jaka miała ostatnio miejsce, miasta szybko się zebrały z powrotem do porządku i wróciły do życia. Tamta sytuacja sprawiła, że wszystkie magiczne artefakty zyskały magiczną ochronę, by zapobiec kolejnym takim kradzieżom. Nie wszystkie budynki zostały jeszcze naprawione i między innymi był to parterowy domek Nowego Sącza w Mieście, w którym przed tym wszystkim prowadził indywidualne zajęcia dla małych miast które szły do szkoły. Było to coś na zasadzie ludzkich korepetycji, ale trochę inne, ponieważ nawet szkoła działa tam inaczej.
Dzisiejszy główny bohater często był zdegustowany tym jak działa system szkolny u miast. Małe miasta mogły pójść do szkoły dopiero po ukończeniu 60 lat i to jedynie za zgodą swoich rodziców lub opiekunów (w takim przypadku zgodę wyrażała Warszawa), a nie przez wymóg prawny. Często myślał czym mają się zająć młodsze dzieci zanim mogą pójść do szkoły, bo miewał wizje o tym, że nudzą się całymi dniami, albo zostają w domu same, albo nawet, że nigdy nie będą wiedziały co naprawdę lubią robić i pójdą ścieżką wyznaczoną w przeszłości przez ludzi. Szukał szansy by coś w tym zmienić i właśnie wtedy wpadł mu go głowy idealny pomysł, bo widząc zniszczony budynek i myśląc o jego odnowieniu pomyślał by stworzyć w nim coś zupełnie nowego. Miejsce dla dzieci, gdzie mogły by się od małego uczyć i bawić, gdzie nigdy nie byłyby same, to o tym zawsze marzył Nowy Sącz.

Pewnego dnia wziął swojego podopiecznego imieniem Zakopane oraz swojego brata, który nazywał się Tarnów, żeby pomogli mu w małym remoncie oraz opowiedział im o całym pomyśle, na który wpadł. 
Nowy Sącz był osobą roztrzepaną, która zdecydowanie nie umiała przemyśleć niektórych spraw, zanim się za nie zabrała co było świetną kontrą dla jego brata, który był rozważny i odpowiedzialny i bardzo często musiał go ratować z problemów. Teraz również mógł z nim przedyskutować kwestię czy na pewno wie w co się pakuje, bo przez większość swojego życia bywał strasznie nieodpowiedzialny, a chce się zajmować małymi dziećmi. Co prawda pod opieką miał Zakopane, co dużo mogło powiedzieć o jego umiejętnościach wychowywania dzieci, gdyż był to bardzo grzeczny i poukładany chłopiec. Jednak Tarnów miał spore wątpliwości, czy jego brat da sobie radę gdy w jednym miejscu znajdzie się gromadka dzieci, nad którą będzie musiał zapanować.
Próbował rozpocząć z bratem konwersację na ten temat i wytłumaczyć mu, że powinien się zastanowić, jednak tamten zbywał jego każdy argument, twierdząc, że wszystko ma przemyślane i pod kontrolą. Opiekun Zakopanego, próbował nawet jego wciągnąć w dyskusję, by stanął po jego stronie, jednak nawet on prześmiewczo zgodził się z Tarnowem. Zakończyli rozmowę na ten temat w momencie, gdy Nowy Sącz nie miał już argumentów na odpowiedź i wzięli się ostro za porządkowanie zniszczonego miejsca. Na szczęście kiedy pożar dotknął tego miejsca, to jedynie nieznacznie zniszczył część zadaszenia oraz kawałek ścian, co bardzo łatwo dało się naprawić, ale ponieważ właściciel chciał całkowicie przerobić budynek, to nie miał w planach nic naprawiać i zostawić to miejsce do popisu dla znajomego architekta.
Kiedy już poodsuwali i powyrzucali odpadłe części z dachu i ścian, stanęli przed budynkiem we trójkę wpatrując się w niego. Właściwie Nowy Sącz się wpatrywał, a pozostała dwójka odwracała wzrok na niego by poczekać co powie lub zrobi. Ten po chwili odwrócił się tyłem do budynku i stwierdził, że czas na nich by udali się do domów. Tarnów i Zakopane spojrzeli na siebie z zakłopotaniem, odwracając znów wzrok na niego z pytaniem co dalej, na co Nowy Sącz odparł: "Wrócę na Krakowskie Przedmieście, znajdę Grybów i razem coś wykombinujemy". Chłopacy wzruszając jedynie ramionami poszli za nim, bez zadawania kolejnych pytań i razem wrócili na osiedle, gdzie mieszkali.

Powracając na Krakowskie Przedmieście, o którym wspomniał Nowy Sącz, od razu rozpoczął on poszukiwania Grybowa. Osiedle mimo, że nie było potwornie duże to architekt, którego poszukiwał bardzo rzadko miał wolny czas. Ich kraj wciąż wydawał się pusty i było wiele miejsc, gdzie można było coś rozbudować, dlatego Grybów wciąż miał ręce pełne roboty. I w dodatku na miejscu nie był sam, bo towarzyszyli mu Chorzów oraz Rawa Mazowiecka, którzy razem we trójkę nadzorowali naprawy zniszczeń po katastrofie.
Dochodząc w strefę mieszkalną tegoż osiedla w końcu ich znalazł, gdy czuwali nad naprawą jednego z domów. Podszedł do nich i przyjacielsko ich zagadał, również chwilę obserwując naprawę, stojąc obok nich. Jako iż byli w pracy to nie mieli zbytnio czasu na pogaduszki, więc rozmowę musiał rozpocząć Sącz, pytając Grybów czy ma chwilę czasu, bo sprawa była dość ważna. Mimo iż widać było, że nie miał jej zbytnio, to i tak powiedział, że zawsze znajdzie chwilę dla swojego starego, dobrego znajomego i spytał go o co chodzi. Stolica powiatu zaczęła więc wywód co planuje, dlaczego i w czym potrzebuje jego pomocy.

Nowy Sącz: No więc, postanowiłem, że stworzę na miejscu swojej starej pracy Przedszkole!
Grybów: Łał, serio? Co na to Warszawa?
Nowy Sącz: Wiesz- Jeszcze nie spytałem, bo dopiero niedawno na to wpadłem... Ale naprawdę świetnie by było uczyć dzieci czegoś nowego, żeby wybierały własne ścieżki takie jak one chcą, a nie ludzie!
Grybów: No tak, pewnie. Tylko musisz serio uważać, dzieci potrafią wchodzić na głowę, a nawet nie będziesz o tym wiedział, a niektóre potrafią być naprawdę pyskate...
Chorzów: Jak można z własnej woli chcieć zajmować się dziećmi? Lepiej się zastanów, dzieci są okropne.
Rawa Mazowiecka: Chorzów, przestań. Dzieci są super, jeśli dobrze się je wychowa!
Nowy Sącz: Otóż to, moja droga. Wychowałem już jednego, to porządny chłopiec!
Grybów: Wszystko super i w ogóle, ale jak ja Ci mogę w tym pomóc?
Nowy Sącz: A, no tak! Jeśli Warszawa się zgodzi, pomógłbyś mi jakoś przerobić to miejsce, żeby było bardziej..? Przyjazne dzieciom?
Grybów: No i tu się zaczynają konkrety! Oczywiście, że jeśli o to chodzi, to z największą przyjemnością Ci pomogę!
Nowy Sącz: Dziękuję, wiedziałem, że mogę na Ciebie liczyć.

Po tej rozmowie Sącz wiedział, że nie miał na co czekać i musi jak najszybciej udać się by porozmawiać z Warszawą. Wyruszył więc już następnego dnia wcześnie rano, by jeszcze przedostać się z Krakowskiego Przedmieścia do Centrali. Zajęło mu godzinę, zanim znalazł się na miejscu i ze stacji szedł pod sam budynek jeszcze parę kolejnych minut. Miasta jednak miały tendencję do zapominania, że dostać się samemu, bez umawiania się do miast rządzących to nie jest wcale takie łatwe. Dlatego też nasz bohater nie pomyślał, wchodząc do środka budynku od strony oficjalnej, więc musiał go obejść i wybierając się windą na drugie piętro, bo tam znajdywały się biura głównej czwórki. Jednak ledwo co wyszedł z windy, robiąc dwa kroki w przód i został pokonany przez magiczną barierę, która czuwała jako ochrona by żaden nieproszony gość nie dostał się do ważnych dokumentów.
Chłopak nie zamierzał się przez to poddać i można go było nazwać w tamtym momencie szczęściarzem, bo miał on swoje kontakty, a mianowicie Kraków i jako, że był jego bratem to mógł go bezkarnie ściągnąć w tamto miejsce, nawet jeśli smacznie sobie wtedy spał. Przywołał magią swój telefon do rąk i wybrał numer Krakowa, a po czasie, który minął mógł z pewnością stwierdzić, że Kraków jest zajęty lub śpi, bo odebrał prawie pod koniec łączenia. Wyraźnie zmęczona stolica Małopolski spytała go po co dzwoni do niego tak wcześnie, a jego brat z radością wszystko od początku do końca mu opowiedział.
Po długiej i zawiłej opowieści ze szczegółami, ledwo żywy smok wawelski zaniemówił, ale dla pewności czy chociaż cokolwiek zrozumiał spytał: "Chcesz porozmawiać z Warszawą, tak?", na co Sącz przytaknął. Kraków odpowiedział mu, że przyszedł akurat w ich dzień wolny i jeśli bardzo potrzebuje się z nią spotkać, powinien napisać do niej list. Mimo to, wybłagiwał go by chociaż porozmawiał z nią, jak będzie miał okazję. Rządzący został nieugięty, mówiąc, że nie zrobi dla niego wyjątku tylko dlatego, że są braćmi, ale da jej znać, że jest chętny na rozmowę z nią. Lekko rozczarowany słyszał tylko dźwięk rozłączenia się i opuścił telefon, zastanawiając się co ma robić dalej. Teraz wiedząc już, że Warszawa prawdopodobnie nie zjawi się w swoim biurze nie chciał czekać, a na pewno nie gdzieś, gdzie jej nie spotka. Mimo tego, że brat go zignorował to wciąż nie dawał za wygraną i postanowił osobiście wybrać się na stronę mieszkalną Centrali, o 4 piętra wyżej by dostać się do miejsca gdzie aktualnie smacznie spali sobie wszyscy czterej rządzący.
Cofnął się do windy, przez którą przeszedł, przedostając się na jej drugą stronę i wychodząc na korytarz, który nie był otoczony przez barierę. Przebiegł do jego końca, przechodząc przez drzwi za którymi znajdowały się schody ale i przejście na stronę mieszkalną, więc również tam przeszedł. Obok wielu mieszkań, długim korytarzem szedł przez długi czas prosto, aż doprowadził go do kolejnej windy, którą mógł podjechać na piętro docelowe, więc wszedł do niej i jechał w górę. Winda po niedługim czasie stanęła na wybranym piętrze, a on wyszedł z windy, jednakże nie spodziewał się, że tam również znajdywać się będzie kolejna bariera, przez którą tym razem omal się nie wywrócił do tyłu. "No serio?! Więcej tych barier nie mieliście czasami?!" - wykrzyczał wyraźnie poirytowany Sącz, którego bariera nie zatrzymała, bo po chwili zaczął w nią uderzać i wykrzykiwać w stronę mieszkania Krakowa: "KRAKÓW! BUDŹ SIĘ I MI OTWÓRZ, NIGDZIE SIĘ STĄD NIE RUSZĘ DOPÓKI NIE POGADAM Z WARSZAWĄ! TO JEST ZBYT WAŻNE, BY CZEKAŁO!".
Krzyki i uderzenia wydały się nie zwracać niczyjej uwagi na początku przez dłuższą chwilę, jednak w końcu po około dwóch minutach ze swojego mieszkania wyszła Warszawa, jeszcze w piżamie i narzuconym szlafroku. Zaspana podeszła blisko awanturnika, by dowiedzieć się o co tyle hałasu i zaraz po niej w korytarzu, w którym ona przed chwilą szła wyłonił się równie zmęczony Kraków. Podleciał do nich kawałek i pierwsze co zrobił to pretensjonalnie przymulonym głosem zaczął ochrzaniać brata za nachodzenie ich z rana w dzień wolny i za wydzieranie się na pół Centrali. Stolica kraju jednak w połowie jego przemęczonego krzyku przerwała mu i chciała się dowiedzieć o co dokładnie chodzi. Kraków więc zaczął jej tłumaczyć co wymyślił jej brat i z przerwami na to, by tamten mógł go poprawiać, w skrócie wyjaśnił dlaczego Sącz tak usilnie chciał się do nich dobić. Warszawa już była na tyle zmęczona, że nie miała nawet siły myśleć i chcąc mieć na resztę dnia święty spokój zgodziła się, by następnego dnia w godzinach popołudniowych Nowy Sącz zjawił się u niej w biurze, by mogli na spokojnie omówić kwestię pomysłu przedszkola. Chłopak był uradowany, że udało mu się tak szybko i łatwo osiągnąć cel, dlatego też obiecał ich nie męczyć do jutra i odszedł, wracając do windy chwilę po tym jak Warszawa przystała na warunki. Kiedy zniknął, obydwoje z Krakowem uznali, że idą spać dalej i przez resztę dnia już na nic nie będą reagować.

Tak jak obiecał tak też zrobił i wrócił tam dopiero jeszcze kolejnego dnia, kiedy Warszawa była w gotowości na rozmowę, a Kraków by odbierać telefon. Po raz kolejny przyjechał do Centrali i tym razem ta dwójka się na to przygotowała, ponieważ jego smoczy brat czekał na niego zaraz przy wejściu do tego wielkiego szklanego budynku od jego oficjalnej strony.
Weszli razem do środka i tym razem Kraków pilnował, by nieupoważnione do przekroczenia bariery miasto znów się na nią nie nabił i nie zrobił sobie żadnej krzywdy przez to, bo byłby to już trzeci raz w krótkim czasie. Kiedy drzwi od windy otworzyły się, to Kraków od razu odchylił na chwilę barierę, aż jego brat nie przeszedł za miejsce, w którym stanowiła ona ścianę. Nowy Sącz gdy znalazł się na drugiej stronie to zaczął podskakiwać z radości, a tamten bez słowa zaczął prowadzić go do biura Warszawy, które było w trochę dalszej części długiego korytarza.
"Jesteśmy!" - Otwierając drzwi powiedział trochę głośniej Kraków, który wpuścił przodem brata i wszedł zaraz za nim, zamykając drzwi. Warszawa siedząc przy swoim biurku, wyglądała na przygotowaną, ale i nawet ciekawą tego co Nowy Sącz tak pilnie chce z nią omówić, więc pozwoliła mu zająć miejsce z drugiej strony jej biurka i opowiedzieć jej wszystko. Co więcej Kraków również tam został i stanął obok Warszawy z założonymi rękoma, chcąc dowiedzieć się czym wczoraj zasłużył sobie na wybudzanie go. "Nie masz żadnych lepszych zajęć od naruszania mojej przestrzeni osobistej?" - Spytała Warszawa z wyraźnym znudzeniem, na co Kraków jedynie odsapnął: "Nie, tak się składa, że sam jestem ciekawy co mój brat ma do powiedzenia". Dziewczyna przewróciła oczami i odwróciła się wprost patrząc na Nowy Sącz, tym samym wsłuchując się w każde jego słowo.
Chłopak przy opowiadaniu całego pomysłu zachował kamienną twarz i powstrzymał się od ekscytacji całym pomysłem, by Warszawa tym bardziej wzięła to wszystko na poważnie. Widać było, że ledwo powstrzymuje się od chociażby uśmiechu, ale wiedział, że to dla dobra tego planu i gdzieś głęboko wierzył, że twarde zachowanie powagi mu w tym pomoże. Nawet do Krakowa zaczęło docierać co wcześniej przez słuchawkę próbował mu powiedzieć uważnie słuchał monologu brata, który go wyraźnie zainteresował. Kiedy tylko skończył całą opowieść, patrzył na przemian i na Warszawę, i na Kraków, którzy w ciszy popatrzyli również na siebie nawzajem z neutralnością na twarzach. Obydwoje myśleli nad odpowiednimi słowami, które sformułowałyby odpowiedź dla tego co im przekazał przez co nastała chwilowa cisza. Po niej jako pierwsza odezwała się Warszawa, robiąc to dalej z nutą niepewności co powinna powiedzieć, ale starała się to sformułować delikatnie.

Warszawa: Mam w zasadzie wiele pytań, ale z tego wszystkiego nasuwa się chyba jedno najważniejsze... Czy ty sugerujesz, żeby zmienić system edukacji?
Nowy Sącz: Co-... Czekaj, czy ja tak zabrzmiałem? Jeśli tak to... Nie! Chodziło mi o to żeby dzieci, które nie chcą iść lub nie mogą jeszcze iść do szkoły, a których rodzice są bardzo zapracowani i mają mało czasu mogli mieć pewność, że ich dzieci są pod dobrą opieką w bezpiecznym miejscu! Coś takiego było w ludzkim świecie, to działało! Proszę, dajcie mi szansę!
Warszawa: Hm.. Sama nie wiem... Bo rzeczywiście, przedszkole istniało w ludzkim świecie i działało.. Ale ludzie są inni. Kiedy urodzi się mały człowiek odpowiadają za niego rodzice i samodzielnie podejmują decyzję, natomiast kiedy powstaje nowe, małe miasteczko odpowiedzialność za nie pozostaje na moich barkach, również w małej części, jeśli znajdą się rodzice. Nie mogę udzielić zgody na uczęszczanie tam małych miast, których opiekunowie nie zadeklarowali się jako jego rodzice... ale jeśli będziesz w stanie zachęcić rodziców, którzy nimi oficjalnie są to masz moją zgodę.
Nowy Sącz: Serio?!
Warszawa: Znam Cię, jesteś dobrym pedagogiem i wiem, że uwielbiasz bawić się z dziećmi, dlatego nie martwię się o ich bezpieczeństwo-
Kraków: No, nie bardziej niż powodzenie tego pomysłu.
Warszawa: Kraków!
Kraków: Jestem wspierającym bratem, odczep się.
Nowy Sącz: Nie, nie.. Kraków ma rację, to nie będzie najprostsze zadanie, ale się nie dowiem dopóki nie spróbuję!
Warszawa: No, i tak właśnie trzymaj, życzę Ci powodzenia!

Po rozmowie, którą właśnie odbył, Nowy Sącz szybko wyszedł z biura Warszawy by jak najszybciej wyjść przed Centralę i zadzwonić do swojego drugiego brata i przekazać mu wieści. Dogonił go Kraków i zatrzymał, zanim ten znów doznał kolejnego spotkania twarzą w twarz z barierą, którą uchylił i pozwolił mu wyjść z powrotem. Chłopak powoli podszedł do drzwi od windy, która cały czas stała na tym piętrze, więc wciskając przycisk one od razu otworzyły się by mógł wejść i zjechać na dół. zanim drzwi zamknęły się, pomachał do Krakowa i podziękował za wszystko, na co dostał odpowiedź w postaci odmachania.
Zjeżdżając na sam parter biegł jak najszybciej tylko mógł do wyjścia, po drodze przywołując telefon i wybierając numer do Tarnowa. Idealnie kiedy wybiegł za drzwi wejściowe, brat odebrał od niego telefon i zaczęli rozmawiać. Ich rozmowa nie trwała wcale długo, gdyż po dwóch zdaniach, które przez telefon wypowiedział Tarnów to podekscytowany Sącz jedyne co mu przekazał brzmiało: "Nie ma czasu bracie, bierz Zakopane i przyjeżdżajcie najszybciej jak się tylko da pod Centralę, mamy misję do wykonania!". Po tym zdaniu Tarnów już nic więcej nie mówił, tylko rozłączył się, a Sącz czekał pod Centralą aż jego bliscy się tam zjawią.

Gdy wspomniana wcześniej dwójka po około godzinie pojawiła się, przybiegając pod Centralę, już nie mogli doczekać się co ma im do przekazania Nowy Sącz. Kiedy tylko ich zobaczył, również podszedł do nich kawałek i słuchał jak z daleka lekko podniesionym głosem Tarnów zaczął go wypytywać jak mu poszło i czy dostał zgodę na wykonanie swojego pomysłu. Trzymając ich chwilę w niepewności i ciszy wykrzyczał w końcu w radości, że otrzymał pozwolenie i chce by oni pomogli mu w drugiej jego części, przytulając ich do siebie mocno.
Obydwoje również się ucieszyli razem z nim jego szczęściem, ale pytali w czym jeszcze mogą mu pomóc no i właśnie wtedy opowiedział im jaki jest "haczyk" całej tej zgody. Tarnów słuchając, że muszą zachęcić rodziców w całym kraju i to na własną rękę, opuścił luźno ręce i patrzył się z niedowierzaniem w to co słyszy. Bardzo chciał mu odmówić i wrócić się do domu, jednak Nowy Sącz upadł i błagał go na kolanach, tłumacząc, że sam na pewno nie da sobie rady. Kierując się z powrotem zatrzymał się niedaleko i spojrzał na desperacko błagającego go brata, nawet się uśmiechając i nie wierząc, że sam to robi ale mimo wszystko chciał i postanowił mu pomóc. Każdy z nich wiedział, że to nie będzie nic prostego, ale Sącz miał to do siebie, że nigdy nie chciał się poddać i była to jego najbardziej wkurzająca każdego cecha.
Podróżowali więc przez całą Polskę i zebranie całej listy zajęło im 4 dni, gdyż dorastający Zakopane potrzebował więcej odpoczynku, a musiał być z Nowym Sączem. Zapukali do około ośmiuset domów we wszystkich istniejących osiedlach i udało stworzyć się listę małych miast, które miały rodziców i to wyrażających zgodę na posłanie ich do przedszkola. Każdy z rodziców miał trochę inny powód, ale główną motywacją do tego był fakt, że będą tam inne dzieci, z którymi będą mogły się integrować. A pozostała mniejszość była wyraźnie w potrzebie dodatkowej opieki, gdyż nie dawali rady pogodzić pracy z wychowywaniem dzieci. Na dodatek będąc u jednej z rodzin zyskał na sam start pomoc w prowadzeniu miejsca, która miała na imię Alwernia. Nowy Sącz nie miał pojęcia, że zbierze tak dużą grupę dlatego musiał naprawdę dobrze pomyśleć jak przekazać te wieści do Grybowa, dając mu na głowę sporo pracy.
Nasz Pan organizator mając już listę oraz wszystkie potrzebne informacje, powiadamiając jeszcze Grybów, który swoją drogą był zachwycony, że plan się udał i może pomóc, planował otwarcie przedszkola już na za 2 tygodnie, tak jak nakazywała ludzka tradycja - pierwszego września. Wciąż w towarzystwie podopiecznego oraz Tarnowa wysyłał listy do wszystkich rodziców, którzy wyrazili zgodę by pojawili się w tym miejscu, o tym czasie ze swoimi pociechami. Także przez te pozostałe dwa tygodnie czuwał nad tym co kombinuje Grybów w swoich architektonicznych planach i sam dorzucał niektóre ze swoich pomysłów. Dopinając wszystko na ostatni guzik aż do dnia otwarcia, wszystko wydawało się iść sprawnie, szybko i naprawdę dobrze, dlatego dzień przed Nowy Sącz ledwo umiał zmrużyć oczy z ekscytacji.

Następnego ranka nasz opiekun zerwał się naprawdę szybko, by przygotować się do otwarcia długo oczekiwanego przez siebie Przedszkola. Pamiętając, że nie grzeszy on cierpliwością, 3 tygodnie ciągnęły się dla niego prawie jak 3 lata. Obudził również swojego wiernego pomocnika i podopiecznego, który nie wyraźnie nie planował dzisiaj tak wczesnej pobudki.
Umyli się, ubrali, zjedli śniadanie i po około godzinie przyszedł do nich ulubiony wujek Tarnów, który doskonale przewidział, że jego brat będzie już na nogach i pociągnie za sobą Zakopane. Został mile przywitany, choć gospodarz był zaskoczony, bo nie myślał, że tak bardzo jego brat zaangażuje się w to co planuje on zrobić, jednak w ramach wyjaśnienia usłyszał od niego: "Pociągi o tej porze rzadko jeżdżą, więc pomyślałem, że was podrzucę jeśli chcecie jechać zaraz". Sącz był zdecydowanie na tak, ale zanim wyruszyli musiał jeszcze odkopać ze strychu i zabrać na miejsce dość dużą skrzynię z zabawkami. Ruszył więc na górę szybkim krokiem i otwierając drzwi lekko zakaszlał, gdyż nie zaglądał tam około dziesięciu lat, kiedy tylko się wprowadzili. Zostawił tam stare zabawki Zakopanego, którymi przestał się bawić jeszcze jako małe dziecko, ale miał nadzieję, że się przydadzą i nie mylił się. Podszedł więc do ogromnej, kolorowej skrzyni, którą podniósł i powoli znosił ją na dół. Położył ją przy wejściu do domu, a jej ciężarem oraz wielkością był zaskoczony Tarnów i zaproponował, że podjedzie samochodem tutaj, żeby nie musieli jej nieść przez kilkadziesiąt metrów do jego domu, po czym wyszedł i rzeczywiście przestawił samochód pod jego dom. Zakopane pomógł opiekunowi zanieść skrzynię do bagażnika samochodu i razem wsiedli, brat obok kierowcy, a młody usiadł z tyłu za nim. Ruszyli zaraz po tym jak wszyscy zapięli pasy i powoli jechali do celu znajdującego się godzinę drogi pociągiem z ich osiedla.
Na szczęście lokalizacja przedszkola nie znajduje się daleko od głównej drogi, więc zjechanie i zaparkowanie zajęło im najkrócej ze wszystkiego. Było jeszcze wcześnie, dokładniej około dwóch godzin do otwarcia dzięki czemu mieli czas by wszystko przygotować. Tarnów i Sącz wyładowali skrzynię i przenieśli ją do środka, a Zakopane poszedł przytrzymać im drzwi, by mogli ją tam wnieść. Kiedy tylko ją położyli, Tarnów miał czas by obrócić się i rozejrzeć dookoła, będąc zachwyconym widokiem, który ujrzał. "Grybów Ci to wszystko tak urządził? Jeny, ten to dopiero ma rozmach, dzieciaki będą w siódmym niebie!" powiedział Tarnów, przyglądając się dokładniej malowidłom na ścianie. Jego brat idąc po chusteczki by przetrzeć skrzynię, patrzył na niego przez chwilę i ponownie się do niego obrócił, gdy zadano mu pytanie z odpowiedzią: "No, ma się te znajomości! Sądzę, że 'w siódmym niebie' to zbyt słabe określenie, ale przyznam Ci rację. A teraz ścierki w dłoń i do roboty, ostatnie poprawki na nas czekają!". 
Tak więc chłopaki zabrali się za porządkowanie całego obszaru do końca, zamiatając resztki gruzu po remoncie, czy pył który również po nim tam pozostał. Zadbali też o estetykę poprawiając poduszki i przytulanki, oraz oczywiście rozkładając zabawki do plastikowego pudła bez klapy u góry. Zeszło im to dość sprawnie i tylko wszyscy troje czekali na przybycie rodziców z dziećmi, odpoczywając sobie przez ostatnią pozostałą im godzinę.

Czas szybko im zleciał, a kiedy dobiegł do ustalonej godziny, to wszyscy troje widzieli za oknem jak rodzice z dziećmi zjechali się pod budynek. Zebrało się tam dokładnie 29 rodzin z dziećmi, których było 41. Niektórzy przyszli z obojgiem rodziców, niektórzy z jednym z nich, ale ważne było, że wszyscy jednak przyszli i patrząc na siebie nawzajem, widać było, że nie spodziewali się takiej ilości osób.
Nowy Sącz otworzył im drzwi szeroko i wesoło ich powitał oraz zaprosił do środka. Powierzchnia całego obiektu nie była za duża, ale jakimś sposobem wszyscy tam obecni zmieścili się w niezbyt dużej sali, w której miał przemówić nowy opiekun. Podeszła do niego wcześniej wspomniana Alwernia, którą zatrudnił do pomocy nad dziećmi, za rączkę z Libiążem, którym się opiekowała już od dawna. Również obok z drugiej strony stanął Zakopane, żeby wspierać go mentalnie w jego przemowie przed takim tłumem. Patrząc najpierw na nich i się do nich uśmiechając, odwrócił się w końcu do wszystkich i zaczął mówić. Omawiał głównie na czym będzie polegało uczęszczanie dzieci tutaj do przedszkola, a znając potrzeby i małych i trochę starszych dzieci ułożył cały plan dnia. Był osobny grafik dla małych i dużych dzieci, zajęcia odbywały się od rana do wieczora, aż rodzice nie przyszliby ich odebrać. Dla dużej większości wszystko brzmiało super, część z nich była niepewna, głównie dzieci, które przyglądały się sobie nawzajem. Jednak wszyscy postanowili dać szansę i Nowemu Sączowi i całemu pomysłowi, więc jednogłośnie zgodzili się na dzień próbny, by zostawić swoje szkraby pod dobrą opieką pedagoga, który miał ze sobą parę rąk do pomocy.
Po całym spotkaniu kilkoro z rodziców zostało by pomówić i zadać pytania, dotyczące drobiazgów i prywatnych przypadków. Wszystkich przestrzegał, że cokolwiek by się nie działo, dzieci są z nim bezpieczne i za nic nie da ich skrzywdzić, co właściwie było faktem. Kiedy tylko wszyscy poszli, Nowy Sącz wziął do rąk grafik i razem z Alwernią planowali co dokładnie powinni robić na zajęciach, kiedy zaraz przed nimi przebywało sporo malców, którzy byli dla siebie zupełnie obcy. By zabić ciszę i niezręczność Alwernia wpadła na pomysł, żeby zebrać dzieci w jedną gromadkę i żeby się sobie nawzajem przedstawić, co również zrobiła. Zgromadziła wszystkich, siadając razem z nimi na dywanie, dołączyli do nich również Nowy Sącz, Tarnów i Zakopane, którzy usiedli na przeciwko i zaczęli się sobie przedstawiać. Opiekunowie zaczęli, żeby dodać dzieciom odwagi i kiedy oni skończyli, pytając kto chce przedstawić się jako następny, zobaczyli las rąk i nie wiedzieli nawet od kogo zacząć.
Gdy wszyscy już się ze sobą zapoznali to podzielili się, Alwernia wzięła młodsze miasta do drugiej sali, by mogły się pobawić, natomiast starsze zostały z Nowym Sączem i żeby się nie nudziły to przeprowadził z nimi długą rozmowę na temat ich przyszłości. Była ich dosłownie czwórka, jeśli wliczać też Zakopane, więc każdemu z nich mógł poświęcić dużo czasu. Łapy, Nekla i Krzyż Wielkopolski byli w takim wieku, że można było z nimi porozmawiać o ich marzeniach i wymarzonej pracy. Siedząc przy stole konwersacja szła dość dobrze i w końcu przeszła do luźnej rozmowy.

Nowy Sącz: Obiecuję nie wygadam nikomu, ale szczerze powiedzcie mi czy macie kogoś w domu kto wspiera was w tym co chcecie osiągnąć?
Łapy: Znaczy... Rodzice są okej.. Tata czasami mnie wkurza, ale bywa też spoko jak trzeba coś zataić przed mamą, a potem jemu się dostaje! Chociaż to i tak ona bardziej chyba we mnie wierzy, no i mam siostrę, więc.. raczej tak?
Krzyż: Jeśli jest coś takiego jak za dużo wsparcia to.. mam.. tata jest jak tata, ale mama czasami za bardzo próbuje być bardziej moją przyjaciółką niż mamą, trochę to dziwne, ale nic z tym nie zrobię..
Nekla: No.. mnie najbardziej wspiera tata, jak czegoś potrzebuję to mogę do niego przyjść, co do mamy to.. nie wiem za bardzo co o niej powiedzieć, sama jej trochę nie rozumiem..
Nowy Sącz: Cóż, najważniejsze jest to, że u każdego z was jest co najmniej jedna osoba, która chce was wspierać, dobrze jest mieć na kogo liczyć zwłaszcza w domu. Pamiętajcie jednak, że równie wartościowe są przyjaźnie jeśli znajdziecie odpowiednią osobę. Im więcej bliskich i wspierających was osób, tym łatwiej i chętniej dojdziecie do celu.
Krzyż: Szkoda tylko, że nie mam żadnych znajomych..
Nowy Sącz: Najlepszym łącznikiem są planszówki. Chcecie zagrać w chińczyka? Zakopane jest niepokonanym mistrzem i akurat jest was czterech
Łapy: Dobry plan, zakończyć przyjaźń zanim się zacznie.
Nekla: Czemu nie?
Krzyż: Uwielbiam chińczyka!
Zakopane: ...Wujek? Chcesz zagrać?
Tarnów: Nie "zagrać", tylko przegrać z Tobą po raz nie zliczę który. Dziękuję, grajcie sobie młodzi.

Tak więc Nowy Sącz zadbał o to, by żadne z dzieci się nie nudziło i miało dość rozrywki. Pokazał im półkę, na której były różne gry i mogli sobie wybrać, w taki sposób cały dzień spędzili na poznawaniu siebie nawzajem przy grach, przy których Zakopane miał zdecydowanie za dużo szczęścia. Sam opiekun poszedł do Alwerni, sprawdzić jak ma się większa grupa malutkich miast, gdzie wszystko szło jak po maśle, dzieci się grzecznie bawiły, a dziewczyna dbała by żadne nie było same. Zadowolony pochwalił ją za to jak świetnie jej szło i przyglądał się grupkom dzieci rozproszonym po dość dużej sali, uśmiechając się i wierząc, że ten dzień próbny zdali na medal.
Po skończonym dniu pracy, wieczorem rodzice przyszli odebrać swoje dzieci, które wyglądały na zachwycone czasem spędzonym w przedszkolu, nawet te starsze. Rodzice w tym wypadku byli dwa razy bardziej szczęśliwi widząc na wszystkich buziach słodkie uśmiechy, dziękując Nowemu Sączowi i Alwerni za opiekę. Nawet Tarnów, z początku sceptycznie nastawiony, był pod wrażeniem tego jak dobrze jego brat sobie poradził i był z niego bardzo dumny. Po tym dniu każdy z nich wiedział, że to był świetny pomysł i dobra inwestycja, która na pewno będzie przydatna jeszcze przez długie dekady.

2006
Minął ponad rok od otwarcia przedszkola, które prosperowało i miało się wspaniale. Dzieci przyzwyczaiły się do siebie i do opiekunów, uczą się prostych rzeczy, rysują, śpiewają i jak niektóre mają odwagę to nawet tańczą. Starszaki również się odnalazły i lubią zajęcia na temat zawodów, o których opowiada im Nowy Sącz bo mogą się przygotować i nauczyć dużo o pracy w świecie miast. Wieści o tym również obiegły cały kraj i dużo miast, które były były opiekunami aż zazdrościło małżeństwom i żałowało, że oni tak nie mają. Jednak tak jak to zwykle bywa nie każdemu się to spodobało i to nawet nie sam pomysł, a osoba która to wszystko wymyśliła.
Następnego dnia, tak jak zawsze przedszkole zamykało się dopiero kiedy po ostatnie dziecko nie przybyli rodzice, również w tym przypadku tak było. Rodzice przyjechali po ostatnie maleństwo i zabrali je do domu, a Nowy Sącz, Zakopane i Alwernia mieli czas by posprzątać całe lokum. Były trzy pomieszczenia przedzielone ścianami, dwa większe dzielił korytarz, więc idealnie się składało i każdy z nich sprzątał jedno z pomieszczeń. Sącz nie spodziewał się jednak, że zostawienie Zakopanego w większym z pomieszczeń będzie jego jednym z największych błędów w życiu.
"TATO, POMOCY!" - Wydał z siebie przerażony Zakopane zaraz po głośnym dźwięku tłuczonego szkła. Przejęty i równie przerażony Sącz szybko odwrócił głowę w stronę krzyku i natychmiast ruszył do swojego ukochanego podopiecznego, by zobaczyć co się wydarzyło. Kiedy tylko wbiegł do pomieszczenia, w którym był wtedy Zakopane, nie mógł uwierzyć własnym oczom. Stał tam dość niski mężczyzna, który posiadał tylko jedno oko i trzymał Zakopane za kaptur, lekko unosząc go nad podłogą. Alwerni, która tylko się przyglądała zza futryny, równie przerażona kazał zadzwonić po policję, jednak kiedy groźnie wyglądający chłop usłyszał jego prośbę, zagroził, że Zakopanemu coś się stanie jeśli tylko pojawi się tu ktoś z policji. Chłopiec był przerażony i nie mógł nawet wydusić z siebie słowa, ale Nowy Sącz nie mógł dać go skrzywdzić, więc przystał na warunek.

Nowy Sącz: Puszczaj go! I to już!
?: Czemu miałbym to zrobić? Bo ty mnie prosisz? Zabawne. Kiedyś też prosiłem o jedną rzecz.. A ty postanowiłeś odebrać mi wszystko. Nawet jeśli byłem całkiem mały to doskonale to pamiętam.
Nowy Sącz: Jedyne co Ci odebrałem to drugie słowo w nazwie! Pożałujesz i to srogo jeśli go nie zostawisz, bracie.
Zakopane: BRACIE?! TO JEST TWÓJ BRAT?!
Nowy Sącz: Były brat.
Stary Sącz: Widzę, że nie pochwaliłeś się swojemu synkowi, że ma innego wujka, a na imię mu Stary Sącz, prawda?
Nowy Sącz: Gadaj po coś przylazł, a nie marnujesz czas.
Stary Sącz: Po co przyszedłem?! Po zemstę, a jak myślisz! Odebrałeś mi wszystko co miałem, a byłem jeszcze mały, więc cios był o wiele większy. Ale nie byłem głupi i widziałem co się dzieje. Latami planowałem jak się odegram, a więc jestem by odebrać Ci to co kochasz! Dokładnie tak jak ty zrobiłeś dostając prawa miejskie.
Nowy Sącz: No teraz to ty chyba trochę przesadzasz.
Stary Sącz: Tak i pewnie jeszcze żartuję? O nie mój drogi. Nie żartuję.

Stary Sącz wtem wyjął nożyk, który chował w kieszeni i ruszył prosto na swojego młodszego "bliźniaka". Próbując zadać mu cios, on z wyćwiczonym refleksem, ugiął się, przedostając się za niego i podbiegł do Zakopanego, którego przytulił i przypatrywał się czy nic mu się nie stało. Wkurzone i wrogie im miasto nie cofnęło się przed zadaniem kolejnego ataku, jednak nasz bohater pozostał nieustraszony, wziął podopiecznego na ręce i odskoczył do tyłu kiedy próbowano ich zaatakować.
Wycofywał się do rozbitego okna patrząc prosto na swojego przeciwnika, który wydawał się lekko zmęczony ale nie chciał się poddać. Zyskał czas by krzyknąć do Alwerni, by teraz dzwoniła na policję, jednak kiedy był już zaraz obok wybitej dziury podszedł z zewnątrz Tarnów, mówiąc, że nie ma takiej potrzeby. Chłopak był zaskoczony widząc za oknem swojego brata, mając do niego mnóstwo pytań, z czego głównym było, że dlaczego niby nie ma potrzeby. Tarnów bez nawet wzruszenia odpowiedział mu, że Kraków już tu jest i zaraz po tych słowach do środka faktycznie wleciało rządzące, smocze miasto, skrzydłami robiąc nawet większą dziurę w oknie.
Nowy Sącz uchylił się i lekko odwrócił plecami by ochronić Zakopane i by samemu też nie dostać kawałkami szkła. Prostując się i patrząc na okno ochrzanił Kraków, krzycząc do niego: "PRZESTAŃCIE ROZWALAĆ MI OKNO, OBOK SĄ DRZWI!". Kraków odwrócił się na chwilę do niego by mu odpowiedzieć: "Poskładam Ci okno jak tylko dostarczę przesyłkę do aresztu." i po wypowiedzeniu tego spojrzał od razu na Stary Sącz, który już stał spokojnie ale dalej był wściekły. Kraków pozostał równie niewzruszony co Tarnów, jedynie rozciągnął się trochę i z delikatnym uśmieszkiem na twarzy powiedział, że długo czekał na tę chwilę. Szarpnął nieproszonym gościem, wyrzucił z jego ręki ostre narzędzie i wyleciał z nim, znów przez okno, nie robiąc nic, tylko rozbijając je bardziej.
Nie chcąc się już denerwować, Sącz zachował już spokój, a Tarnów ciągle stojąc pod oknem, spytał czy nie zabrać ich i Alwerni do domu. Nie chciał w takim stanie zostawić przedszkola, ale brat zapewniał go, że Kraków zawsze naprawia to co zepsuje, więc wróci i zajmie się oknem. W końcu dał się przekonać i zawołał Alwernię by szła z nimi. Wszyscy więc razem poszli i wsiedli do samochodu postawionego niedaleko przedszkola, jako ostatni szedł Nowy Sącz bo musiał zamknąć lokal oraz trzymać osłabionego Zakopanego, któremu pomagał iść a potem również wsiąść. Siedząc razem z nim na tylnym siedzeniu, poprosił Alwernię by usiała sobie z przodu i gdy wszyscy włącznie z kierowcą byli na miejscach, zapięli pasy i ruszyli na osiedle.

W trasie z ciekawości Nowy Sącz spytał skąd Tarnów i Kraków nagle wzięli się pod przedszkolem, wiedząc, że coś się dzieje. Opowiedział więc mu historię z dzisiejszego ranka: "Wyszedłem z domu dość wcześnie rano i zobaczyłem, że Stary Sącz, który od lat nie opuszczał swojego domu z niego wyszedł. Wydało mi się to super podejrzane, od dawna miałem na uwadze, że czai się na Ciebie, a kiedy nagłośnili informację o TWOIM przedszkolu to pewnie dostał furii. Ostrzegłem Kraków, by był w gotowości bo wiedziałem, że to się źle skończy i miałem rację. Ale zawaliłem, bo straciłem na chwilę czujność i teraz nie masz okna. Na całe szczęście, że zdążyliśmy zanim było za późno". Słuchając tego Nowy Sącz był pod wrażeniem tego, że Tarnów nie zapomniał o istnieniu Starego Sącza, ani o tym, że nigdy ich nie lubił. Alwernia nie będąc w temacie również się przysłuchiwała i była zniesmaczona tą całą sytuacją.
Jak tylko dowiózł ich na osiedle to i Alwernię, i brata z podopiecznym podwiózł pod same drzwi ich domów ze względu na strach, który w nim dalej był, ale bardzo dobrze go ukrywał. Wyszedł razem z Sączem i wszedł z nim do domu, w którym jak się okazało czekał na nich Kraków, który również na twarzy miał wypisane zdenerwowanie całą sytuacją. Zaskoczeni nie wiedzieli jak tu wszedł ani co tu robi, ale po krótkiej chwili zaczął wyjaśniać.

Kraków: Posłuchajcie uważnie. Ani słowa nikomu o tym co się dzisiaj wydarzyło. Warszawa nie wie, więc nikt inny też ma nie wiedzieć.
Nowy Sącz: Ło, Kraków, skąd pomysł, że miałbym komuś mówić-
Kraków: Znam Cię za dobrze, wypaplałbyś przy pierwszej lepszej okazji. Naprawiłem Ci okno i zatarłem wszystkie ślady. Nie tłumaczyłem nawet Wrocławiowi. Nikt. Rozumiemy się?
Nowy Sącz: T-Tak..?
Kraków: Świetnie. Widzimy się niebawem.
Tarnów: Łał, nie spowiada się Warszawce. Nowość.
Nowy Sącz: ...Jestem na to zbyt zmęczony, Zakopane też...

Tak więc zatrzymani chwilowo przez Kraków, weszli w głąb domu. Nowy Sącz poszedł położyć Zakopane do spania, a Tarnów sobie usiadł i czekał aż wróci. Nie musiał długo czekać, bo po kilku minutach wyszedł z pokoju podopiecznego i poszedł usiąść obok Tarnowa. Zmęczony całym dniem starał się nie przysnąć i między snem a nim była myśl, która wręcz nie mogła dać mu zasnąć. W głowie przelatywało mu to co usłyszał od starego brata i ponieważ nie mogło dać mu to spokoju to w ten sposób rozpoczął krótką pogawędkę z Tarnowem.

Nowy Sącz: Czy to.. faktycznie wszystko moja wina?
Tarnów: Co masz na myśli?
Nowy Sącz: Czy on taki jest bo ja istnieję..? Nie wiem jak mogę to naprawić, ale czuję się winny bo może faktycznie to wszystko przeze mnie...
Tarnów: Czy ty sobie ze mnie żartujesz?-
Nowy Sącz: A wyglądam jakbym żartował?!
Tarnów: ...Posłuchaj mnie teraz i to uważnie. Jeśli w tej sytuacji kogoś winić to ludzi, to oni stworzyli prawa miejskie i przez to istniejemy my. Ale to on wybrał ścieżkę zemsty i finalnie z własnej woli stał się zły. Szukał winnego w Tobie mimo, że nie masz na nic co stało się kilkaset lat temu wpływu. To absolutnie nie jest Twoja wina, że on ma swój charakter, ma swój rozum i sam podejmuje decyzje, które w tym przypadku go zniszczyły. Zemsta nigdy nie rozwiąże problemu, a jedynie go pogłębi. Może kiedyś to do niego dotrze.
Nowy Sącz: Czyli nie uważasz, że to ja jestem problemem..?
Tarnów: Oczywiście, że nie! Nikt z nas nie powstał z własnej woli, a już na pewno nie, żeby jako małe dziecko niszczyć komuś życie. Ty jesteś wiecznie uśmiechnięty i pozytywnie zakręcony i wszyscy mają szczęście, że tacy jak ty istnieją, bo byłoby nudno. Pamiętaj o tym.
Nowy Sącz: Dzięki brat. Będę pamiętał.

[Ciąg dalszy nastąpi...]

Polish CityHumansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz