Krzyki i piski.

91 10 10
                                    

Paraliżujący ból odbierał im możliwość choćby próby uwolnienia. Jedynym co mogły z siebie wydać były niekontrolowane krzyki cierpienia. Łańcuchy topiły ich skórę do krwi, a z każdym kolejnym ruchem rany pogłębiały się i tworzyły nowe.

Nie miały czasu na panikę czy sił na racjonalne myślenie. Wpadły dosłownie jak śliwka w kompot.

— Drzyjcie się trochę ciszej, uszy aż bolą. — z cienia wyłowiła się wychudzona sylwetka mężczyzny, a za nim nie kto inny niż Jacob ze swoim zwycięskim uśmiechem na twarzy.

Valentina widząc go, szarpnęła się, wywołując tym jeszcze więcej piekielnego wypalania. Miała ochotę wyrwać mu wszystkie kończyny i spalić je na stosie. Zabić go, byle by więcej nie oglądać jego parszywej twarzy.

— I na co to wam, kurwa jest?! — krzyknęła, zaciskając oczy. Gniew zaczął przejmować nad nią kontrolę. I nie mogła przestać.

— Vale, przestań, gniew pogorszy sytuacje.

Telepatia, no tak!

— Na co? — szyderczo się zaśmiał i odstapił kroku w bok, by odsłonić im widok zza ich pleców.

Wtedy wszystkie zrozumiały, że szanse spadły im do zera, jeśli nawet wiedziały to już od początku. W cieniu stała gromada wampirów otumiona miksturą przestawienia. Wyglądali jak marionetki. Nie stali stabilnie, ich ręce wisiały wzdłuż ich tułowia, byli zgarbieni. Byli dosłownie jak marionetki. Nieważne co powie Gavon albo Jacob, oni zrobią wszystko bez wyrzutu.

One. Te wszystkie twarze były tymi, które widziały codziennie. Te wywołujące uśmiech na ich ustach. Te, z którymi były najbliżej.

— Nie, kurwa, nie!! — kolejne krzyki. — Taylor, Ashley!

— Takiej reakcji oczekiwałem. — przyznał dumnie. — Chociaż ta mała jakaś cicha.. — podszedł do Rosalie i trącił jej łydkę butem. — Sofia, Megan, przypomnijcie jej kim jesteście!

Rosalie zagryzła mocniej zęby. Przeszły ją ciarki obrzydzenia, zaczęła szybciej myśleć. Co robić, co robić..

Dziewczyny podeszły do niej i złapały za łańcuchy prowadzące do jej nadgarstków. Pociągnęły za nie, doprowadzając Forest do krzyków. Szarpnięciem uniosły ją na nogi, lecz nie postała na nich zbyt długo, od razu opadła na kolana. Z jej oczu zaczęły płynąć łzy. Nie wydała żadnego dźwięku, ale łez nie mogła powstrzymać. Resztę emocji trzymała na grubym sznurze nie chcąc pogarszać sytuacji ukazywaniem cierpienia. Oczywiście, że ją to ruszało, ale oni nie musieli wiedzieć.

— Szmaciana Hunter i naiwna Forest. Jeszcze w parze dodatkowo, niezła zabawa. — odezwał się Jacob. — Ah, i służka..

— Ty też nią byłeś, hipokryto. — wtrąciła Valentina.

— Zważaj na słowa, ostatnie muszą być wyjątkowe. — puścił do niej oczko. — Jesteście takie żałosne, takie.. zepsute. A ty jeszcze za mną płakałaś, Valentino. — parsknął. — Ah, Ernesto, chcesz pożegnać się z tatusiem?

Obrócił Astorię w stronę reszty wampirów pod wpływem mikstury i jedynym, donośnym krzykiem kazał rozsunąć się im na boki. Wprost za nimi, na samym środku korytarza, w klatce, leżał Arcydemon. Był nieprzytomny, omamiony. Jego postura nie była czarna, taka, jaką wszyscy widzieli. Miał postać zwykłego staruszka, któremu blisko do zakopania sześć stóp pod ziemią. Ale to wciąż był on, i one o tym wiedziały.

Wiedziały też, że mogą być następne.

— Gdy zginie Arcyś, nikt nie będzie kontrolować świata, wymierzać sprawiedliwości.. A kiedy zginiecie wy, zginie imperium. To, czego chciałem od pierwszego oddechu. Żadnych, pierdolonych czarów. Żadnych, pieprzonych wampirów, zakłócających społeczeństwo.. Wolność.

Blackout: Pokolenie Wampirów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz