•39•

48 4 5
                                    

Mike

Siedziałem sobie w autobusie i czekałem, aż te wszystkie dzięcioły wyjdą z autobusu. Rzucili się na te drzwi jak psy na mięso, gdzie się im tak śpieszy? Jutro i tak mają do szkoły, więc nie łapie, za stary już chyba jestem. Poczekałem, aż wszyscy wyjdą i potem spokojnie sam zabrałem torby i podszedłem do Liama, ten standardowo stał ze swoim nowym chłopakiem.

- Odwieziemy Raya do domu? - spytał Liam.
- Nie.
- Niby czemu?
- Bo ja tak mówię. Wracasz ze mną czy idziesz piechotą ze swoim kochasiem?
- Z tobą, nie chce mi się iść na piechotę. Sorki skarbie, są rzeczy ważne i ważniejsze. Ej, a gdzie jest Papaja?
- Że co? Jaka Papaja?
- No kot, przecież mieliśmy go zabrać do domu.
- Ty go nie brałeś?
- Nie! Ty go miałeś całą drogę!

Szybko pobiegłem do autobusu, zanim odjechał i dzięki Bogu. Spojrzałem na miejsce gdzie wcześniej siedziałem i zauważyłem kota, który spał sobie w najlepsze na fotelu nie przejmując się niczym dookoła. Podszedłem do niego i zabrałem z siedzenia.

- Mam kota i kto wymyślił mu takie kretyńskie imię? Nie mogliście go nazwać puszek czy coś?
- Brett wymyślił mu takie imię. Idiota to i idiotyczne imię.
- Dobra, żegnaj się i idziemy. Trzeba zobaczyć czy dom jeszcze stoi tam gdzie wcześniej.
- Sekunda, tylko pożegnam się z przyjaciółmi.
- Spoko, będę czekał w aucie. O ile ktoś go nie zajebał z parkingu.
- Jasne zaraz przyjdę! - usłyszałem krzyk Liama.

Odszedłem od autobusu i ruszyłem w stronę parkingu szkolnego. Po drodze zauważyłem, że Minho idzie razem z Thomasem. Niby mnie to zdziwiło, ale jakoś nie specjalnie. Zastanawiało mnie czemu i gdzie poszli, ale wątpię, że się dowiem.

Po paru minutach byłem już na parkingu i rozglądałem się za swoim ukochanym autkiem. Na początku spanikowałem, bo nigdzie go nie widziałem, ale w końcu je znalazłem na końcu parkingu. Czemu tak daleko zaparkowałem, matko boska. Podszedłem do auta, zapakowałem torby do bagażnika i podszedłem do drzwi kierowcy.

- Moja kochana bryka. Tatuś wrócił, wiem na długo cię zostawiłem, ale już jestem i nigdy cię nie zostawię. Szczególnie na parkingu gdzie kręcą się upośledzone bachory.
- Rozmawiasz z autem, serio? - spytał Liam z kpiną w głosie, pochodząc do auta.
- Tak. Jak masz jakiś problem zaraz będziesz biegł za autem, pasuje?
- Dobra, sorki. Otworzysz mi bagażnik?
- Bozia rączek nie dała?
- Dała, ale aktualnie obie są zajęte - rzucił chłopak z głupim uśmiechem na twarzy.
- Może jakieś magiczne słowo?
- Boże Mike, proszę otwórz mi ten zasrany bagażnik.
- Dobra już - powiedziałem i podszedłem do Liama otwierając bagażnik i przy okazji pomogłem wsadzić mu torby do środka.
- Dzięki.
- Spoko, ale wsiadaj już. Chce do swojego domu położyć się do mojego łóżeczka.

Chłopak nie odpowiedział, a jedynie się zaśmiał i wsiadł z przodu na miejsce pasażera. Zrobiłem tak samo tylko, że ja usiadłem za kierownicą. Znalazłem klucze w kieszeni i odpaliłem auto ruszając w stronę domu.

- Wiesz czemu Thomas wracał z Minho? - zacząłem konwersacje, bo ta cisza mnie dobijała.
- Nie, nawet nie wiedziałem, że wracają razem - powiedział, zapatrzony w telefon.
- Po pierwsze, odłóż telefon jak ze mną rozmawiasz. Po drugie, przecież powiedziałeś, że idziesz pożegnać się z przyjaciółmi. Nic Ci nie wspomniał?
- Tak się składa, że nie zdążyłem się pożegnać. Na Brada czekał tata, a Thomas też zniknął. Teraz już wiem gdzie.
- Liam słuchaj, ja rozumiem, zakochałeś się i w ogóle wielka miłość, ale musisz pamiętać o swoich przyjaciołach. Ten twój Ray, z tego, co słyszałem nie słynie z długich związków. A przyjaciele zawsze z tobą będą. Pamiętaj o tym.
- Co ty niby możesz wiedzieć o związkach? Twój najdłuższy związek trwał jakoś rok. To ty skakałeś z kwiatka na kwiatek przez większość życia.
- Masz rację, ale zobacz na co mi to wyszło. Nie mam nikogo i przyjaźnie się ze swoim bratem i jego kumplami. Na dodatek pracuje z domu, więc ciężko o nowe znajomości. Przemyśl sobie moje słowa. Nie chcę wtrącać ci się w życie tylko daje rady. Jesteśmy.

Wysiadłem z auta, zabrałem wszystkie torby z pomocą Liama. Od razu po wejściu do domu pobiegłem do lodówki.

- Boże, kabanosy. Jak ja chciałem je zjeść.
- Idę do pokoju, rozpakuje rzeczy i pójdę spać.
- Jasne, a nie jesteś głodny? Możemy zamówić pizzę.
- Nie dzięki, jestem zmęczony.
- Okej, to dobranoc.
- Dobranoc.

Drzwi się zamknęły, a ja zostałem sam ze swoimi myślami i kabanosami w kuchni. Rozpakowałem swoje torby, wrzuciłem ubrania do prania, wybrałem jakąś świeżą piżamę i wziąłem szybki prysznic. Po wyjściu poszedłem do pokoju i wręcz rzuciłem się na łóżko. Tęskniłem za nim, duże i miękkie nie to, co te w tych domkach. Przewracałem się z boku na bok jakoś do 23 i jak już przysypiałem to dostałem wiadomość, ale byłem tak leniwy, że to zignorowałem i po prostu zasnąłem.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
767 słów

Dawać mi obserwacje. Pliska? Fajnie byłoby wbić najpierw chociaż 50. Jakieś opinie o rozdziale? I zauważyłam, że już lepiej idzie mi pisanie trochę dłuższych rozdziałów, nie koniecznie tutaj, ale tutaj też są postępy, bynajmniej moim zdaniem 💚

✒ Jestem homofobem ale czy na pewno? || Dylmas ✒Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz