Rozdział 1 Włosowe przygody

541 29 8
                                    


- Jejku... Czy ten budzik, choć raz mógłby nie zadzwonić, spóźniłabym się do szkoły i nie musiałabym do niej iść? - Marudzenie było moim ulubionym zajęciem, zaraz po gadaniu samej do siebie. Wiem, to głupie!

- Anerys! Wstawaj, bo zaraz się spóźnisz! - Kochana mamusia jest już na nogach, uwielbia wstawać rano, jak dobrze, że tego nie odziedziczyłam. Niestety czasem byłoby dobrze, gdyby zaspała, ale ona mnie tak kocha, że codziennie budzić mnie punkt siódma, żebym zdążyła do szkoły. Nie wiem, kto był takim geniuszem i musiał wprowadzić, że lekcje zaczynają się o ósmej? Kto? Znajdę go i coś mu zrobię, nie wiem tylko, co. Spokojnie, jeszcze chwila, zaraz coś wymyślę, lada moment, no dobra poddaję się, ale spokojnie może moja wena twórcza się obudzi i wymyślę zemstę, dzięki, której pozna mnie cały świat! Może jako złą podstępną Anerys Cambs, ale to później, teraz muszę się ogarnąć, jeśli chcę zdążyć do mojego kochanego liceum.

- Dobrze, już schodzę, daj mi tylko się ubrać i zejdę na śniadanie. - Celowo powiedziałam to głośniej, nie lubiłam gotować i miałam nadzieję, że mama mi zrobi pyszne śniadanko. Idąc do łazienki, potykam się o różne rzeczy, porozwalane na podłodze. Jest czwartek, a mój dzień sprzątania jest w sobotę, więc dopiero za dwa dni posprzątam. Nie to, że jestem jakąś tam bałaganiarą, ale jak się uczę to na podłodze, bo tak najwygodniej potem te wszystkie książki i zeszyty zostają na ziemi no i robi się taki mały chaos. Choć kiedy posprzątam, a nienawidzę tego robić jednak po tym mój pokój, staję się przytulny, ale tak naprawdę to słodki. Bo Gdy tylko zapraszałam moją najlepszą przyjaciółkę - Ami do siebie, to ona zawsze, ale to zawsze powtarzała mi jedno: - An. Tutaj jest tak słodko, że aż mnie mdli. Można po prostu rzygać tęczą.- W sumie to nawet jej się nie dziwię, bo: białe meble, fioletowe ściany i różowe dodatki, a do tego lampki choinkowe porozwieszane w strategicznych miejscach, czyli: nad łóżkiem, wokół toaletki i na zasłonach dodawały niesamowitego uroku. Czuję się jak w bajce z księżniczkami. Zrób coś z tym! - Kontynuowała, po czym wpadałyśmy w wielkie rozbawienie. Byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami, nie czekaj, wróć, jesteśmy, choć teraz ona jest na wymianie uczniowskiej. Ja nie mogłam pojechać, bo, co? A raczej, kto? Moja mama, Loria, zapytana o to powiedziała tak:

- Chyba śnisz, nie puszczę cię na miesiąc na drugi kontynent samej, tylko dlatego, że masz zaproponowaną wymianę. Przypomnij mi, gdzie to jest?

- Mamo, mamusiu! Puść mnie, proszę, to tylko miesiąc i poza tym, nie będzie cię przez prawie połowę miesiąca, bo wyjeżdżasz w sprawach służbowych. - Nigdy, ale to nigdy, nie pragnęłam wyjechać z tamtego miejsca tak, jak w tamtej chwili, ale jak zwykle ostatnie słowo posiadała mama.

- Nie i koniec, żadnych zbędnych dyskusji! - Teraz już krzyczała. Jeśli tak krzyczy, to znaczy: „Lepiej idź do pokoju i o tym zapomnij". Było tak zawsze, kiedy mówiłam nawet o zwyczajnym wyjeździe. Bała się czegoś, tylko nigdy nie mówiła, czego.

Będąc w łazience, umyłam twarz i odruchowo spojrzałam w lustro. I zamarłam. Nie, nie jestem wcale zielona czy niebieska, nie mam też okropnej wysypki to coś znacznie gorszego!!!. Moje ukochane włosy są siwe, SIWE. Jak u staruszki, jakbym je utleniła czymś. Może to nie jest prawdziwy siwy, ale taki wpadający w jasny fiolet. Przyjrzałam się jeszcze raz, tym razem uważniej. Delikatnie dotknęłam moich włosów, na szczęście nie wypadały. Uff... - mogę odetchnąć z ulgą, ale matka mnie zbiję. Wydrze się, że pofarbowałam sobie włosy po pijaku, a teraz są tego skutki, ale tak na poważnie to nic z nim nie robiłam. Owszem może trochę wypiłam wczoraj z Ami, ale mamy nie było wtedy w domu, więc nie zauważyła tego. O kurczę, ale to będzie awantura stulecia, bo przecież nie wolno mi farbować włosów, bardzo dawno temu chciałam mieć różowe włosy no, ale oczywiście nie pozwolono mi! Nie więżę, że to robię, ale muszę. Nic innego nie przychodzi mi do głowy jak tylko krzyczeć na całe gardło:

- MAMO! Choć szybko na górę! - darłam się na cały dom. Nie ważne, że po takim czymś miało mnie boleć gardło. Słyszałam mamę, wchodzącą po schodach.

- Jeśli chcesz, żebym zrobiła ci kawę....- urwała w połowie zdania, zauważyła moje cudne włosy. I doznała strasznego szoku. Naprawdę nigdy tego nie widziałam, żeby coś ją na tyle zaszokowało. Może kiedyś w przeszłości, ale ja jej nie widziałam. Kurczę to chyba będzie jakaś potworna kłótnia stulecia.

Teraz jej zdumienie przeszło w bezmyślne wpatrywanie się we mnie. To było straszne. Zaczynam się bać. W końcu przełamałam się i przerwałam panującą wokół nas ciszę. I tak dostanę szlaban, a co mi tam!

- Mamo, nie gap się na mnie tak, jakbym bym jakimś monstrum. To tylko naturalna, przyśpieszona siwizna. - Zażartowałam. - Spokojnie, tylko coś powiedz. - Jeśli czegoś nie powie, to po prostu zwariuję. Polecę na Alaskę i już nie wrócę albo zamieszkam z pingwinami, może uznają mnie za swoją i wykarmią. Jednak po dłuższej chwili milczenia odezwała się wcale.

- Ostrzegała mnie, że tak to może się skończyć. Mówiła mi, że to bardzo prawdopodobne. Dlaczego ja jej wtedy nie słuchałam? - mówiła bardzo szybko i bardziej sama do siebie niż do mnie.

- Ja tu jestem! Czego nie słuchałaś mamo? - pytam, lecz chodzi mi po głowie inne pytanie: dlaczego ona tak się ciągle we mnie wpatruje? Jakby widziała ducha! I jeszcze bredzi jakieś dziwne rzeczy. No normalnie zaraz sobie włosy powyrywam. Już i tak się nimi bawię, bo kurczę jak tu nie być wściekłym?!

- Kochanie potem ci wyjaśnię. Musisz się ubrać i wyjeżdżamy - oświadczyła.

- Jak to? Wyjechać z powodu moich włosów? Zaczekaj, wystarczy kupić farbę do włosów i już damy sobie radę. - Jak zwykle mój optymizm musiał ujawniać się w kryzysowych sytuacjach. Wcale nie pomagasz optymizmie!, skarciłam się w myślach. Zaraz po prostu zwariuję. Nie miałam pojęcia, kto ostrzegł moją matkę i przed czym. I do tego moje żałosne imię, którego pochodzenia nie zna nikt. Anerys - tego imienia nikt dobrze nie wymawiał, dzieciaki często się myliły, gdy je wymawiały. Powstało, więc takie ładne zdrobnienie - An i już nie przedstawiałam się jako Anerys, tylko skrótem. O! Mam jeszcze jedną nowinę, nigdy nie widziałam własnego ojca. Mama mało o nim mówiła. Po prostu wyjechał i nie wrócił... Czasami się dziwię, że nie jestem w psychiatryku. Idealnie bym się tam wpasowała. Dziwne imię, szalony kolor włosów, nieprawdopodobna historia.

- Dobrze, w takim razie idę do sklepu po farbę. Na pewno jest tu jakaś sukienka, założę ją i pójdę do sklepu. Jaki to ja miałam odcień włosów? Lepszy będzie jasny blond czy, ojej, nie znam żadnych szczególnych barw! Nigdy nie farbowałam włosów.

- Nigdzie nie idziesz! Zostajesz w domu, a nawet gdybyś próbowała przefarbować włosy, to ci się nie uda.

- Tak mamo, bo ci uwierzę. - Bo uwierzę. Jak ja się pokażę? Co teraz? Mam się przebrać za staruszkę i udawać własną babkę? - Nie mogłam znieść tego, że moja mama nie chce mi niczego powiedzieć. Miałam zamiar za chwilę pójść do łóżka, zasnąć i nic, przyrzekłam sobie, nie obudzi mnie przed sześćdziesiątką!

- Teraz proszę cię, oszczędź mi swoich wybuchów złości. Ubierz się, a po drodze wszystko ci wyjaśnię - mówi już ze swoim stoickim spokojem, bardzo typowym dla niej. Nigdy nie zobaczylibyście pani Lorii w furii, czy jakimś ataku paniki. Nawet gdy siedziała ze mną w gabinecie dyrektorki, słuchając o moim najnowszym wybryku, nigdy nie traciła swojego opanowania. Podziwiałam ją za to. Zeszła już na dół. Zaczęłam się ubierać, słyszałam tylko głos mamy rozmawiającej przez telefon. Z kim? Tego nie wiem.

Morska opowieśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz